Skorpion na drodze

15 3 0
                                    

Widziałam jego rozbawiony wzrok, ale nie komentowałam tego. Wreszcie mężczyzna zaprowadził mnie do tutejszego sklepu, gdzie mogłam zrobić zapasy. Właściwie chciałam dowiedzieć się czegoś więcej, na temat morderstwa sprzed kilku lat, ale nie bardzo wiedziałam jak poruszyć ten temat. Postanowiłam więc zająć się nieco innym tematem. 

-Wiesz może, kto tutaj poluje na bizony? I gdzie są ich stada? - Spytałam i zobaczyłam nagły jakiś spadek pewnego zaangażowania. Uniosłam brwi oczekując uparcie odpowiedzi i pakując przy tym produkty do koszyka. 
-To te dzikusy, zresztą spotkałaś ich wczoraj, sama widziałaś jak się zachowują. - Odparł po chwili, pakując sobie dłonie do kieszeni spodni. Zagryzłam wnętrze policzka, on chyba nie sądził, że w to uwierzę. 
-Chcesz mi wmówić, że Indianie splątali i zranili zwierzę? I tak po prostu je zostawili? - Nie dowierzałam temu, co przed chwilą usłyszałam. 
-Mówiłem, to dzikusy - mruknął zdecydowanym tonem głosu i zmienił temat, trzymając się blisko mnie. Nie wierzyłam w jego słowa, a później słuchałam pół uchem. 

-Jesteś strasznie głupi jak na szeryfa, wiesz? - Uznałam wyjmując zakupy, aby za nie zapłacić. Zerknęłam na niego, kiedy tak patrzył na mnie. I pomyśleć, że ktoś może lecieć na te jego blond włoski. 
-A ty jesteś strasznie zadziorna, jak na taką śliczną buźkę. - To odgryzienie się mu zwyczajnie nie wyszło. Przewróciłam oczami i zaśmiałam się pod nosem. 
-Może mam coś z krwi Indian. - Zażartowałam i zadarłam wysoko podbródek, co obeszło się niesmakiem u szeryfa i kasjerki. 

-Dlaczego tak ich nie lubicie? - Spytałam wsiadając do jego auta, no skoro już mi to zaproponował. 
-Dlaczego? Próbują się panoszyć, nie umieją iść z duchem czasu, poza tym... To najprawdopodobniej oni zamordowali tego człowieka sprzed dziesięciu laty. - Wyjaśnił i poprawił się na swoim siedzeniu, po chwili odpalając samochód. 
-Są wierni swojej tradycji, która swoją drogą jest fascynująca. To jest niesamowite... - Odparłam. Jakoś nie chciało mi się wierzyć, aby za tym morderstwem stał rdzenny Indianin. 
-Lepiej się w to nie pakuj, jesteś ładna i na pewno inteligentna. - Rzucił z jakimś przekąsem i spojrzał na mnie, jakby łapczywym wzrokiem. Jakoś mi się to nie spodobało, bo najwyraźniej robił wszystko, aby się do mnie zbliżyć i ja to czułam. 
-Yhym... - Bąknęłam tylko i wcisnęłam dłoń między swoje uda, wbijając wzrok za szybę. Głowę oparłam na drugiej ręce i myślałam o wczorajszym zajściu. Tak bardzo ciągnęło mnie w nieznane mi rejony, że z trudem się powstrzymałam, aby znów nie zacząć tego tematu. W dodatku byłam ciekawa co z tym bizonem. 

Kiedy auto się zatrzymało, byłam nieco skołowana i myślami zaszłam już chyba za daleko, bo powrót do rzeczywistości okazał się dla mnie trochę ciężki. 
-Jak wy możecie żyć w takiej ciepłocie. - Jęknęłam wręcz wyczerpana. Usłyszałam jego śmiech i zobaczyłam jak wysiada z samochodu. Wziął zakupy i ruszył do moich drzwi. Wyskoczyłam jak oparzona. 
-Nie masz jakiś swoich zajęć, stróżu prawa? - Zapytałam otwierając mu drzwi i wpuszczając do środka. Zerknął na mnie i wzruszył ramionami. 
-Póki co to pomóc tobie Ros. - Puścił mi zadziornie oczko, a ja zmrużyłam oczy. Zabrałam mu zakupy i ustawiłam je na blacie w kuchni. 
-W taki razie dziękuję. Nie wiesz, gdzie znajdują się stada bizonów? - Spytałam podpierając się jedną ręką o blat i wpatrując się w jego oczy. Ściągnął kapelusz i przeczesał ręką włosy. 
-Nie, nie wiem. Ale ty chyba nie powinnaś się zajmować takimi rzeczami, to niebezpieczne. - Zauważył. 
-A macie tu jakieś konie? - Drążyłam dalej. Znów ten jego śmiech, który jakoś mnie irytował i to jego spojrzenie. 
-To nie jest taki dziki zachód jaki oglądałaś w filmach, słoneczko. Powiedz mi lepiej jakie masz plany na wieczór, w jednym z barów urządzana jest potańcówka. - Zaśmiał się pod nosem, choć przy słowie "potańcówka" zauważyłam w jego oczach jakąś kpinę, jakby nawiązał do mojej staromodności. Musiałam teraz wymyślić jakąś rezolutną odpowiedź. 
-Tak... Potańcówka na pewno jest świetną zabawą, ale jednak wolę podziwianie gwiazd ze swoim ukochany. - I palnęłam. Brawo Rosaline. Zapalił się jak mały płomyk który rośnie do rangi pożaru. 
-Mamy tu sporo gwiazd, może chcesz... 
-Mam już zajęcie na wieczór - zamknęłam oczy poirytowana, chcąc się go jak najszybciej pozbyć. Odetchnęłam głęboko i spojrzałam na niego.

Uparty bizonWhere stories live. Discover now