Rozmowa z Najwyższym Kapłanem

239 9 3
                                    


Galen wyprostował się, fotel dostosował się do linii kręgosłupa i pobudził nerwy krótkimi impulsami elektromechanicznymi. Kochał te siedzenia. Słuchał dalej przemówień w Parlamencie całkowicie zrelaksowany, w zaciszu swojego biura przed ekranem, przekazującym obrady. Spojrzał na nadgarstek i zadowolenie z odprężenia uciekło niczym powietrze z przebitego balonu. Zmarszczył brwi i przestał się uśmiechać. Wstał szybko i poprawił niedbałą fryzurę, pośpiesznie pociągnął koszulę dakira, oficjalnego stroju czatuskiego, aby pozbyć się wygnieceń. Strzepnął z kolan resztki po ziarnach trójnatki i odchrząknął. Nerwowo podszedł do ekranu komunikacyjnego i zanim połączenie przekazało obraz wysokiego mężczyzny, Galen skłonił się z ręką na piersi.

- Ambasadorze Kasun. – Ten powściągliwy głos słyszał osobiście tylko raz w życiu, kiedy mianowano go ambasadorem. Przez złącze międzyplanetarne nigdy.

- Najwyższy Kapłanie – powiedział, starając się mówić spokojniej, niż na to pozwalało przyspieszenie tętna do granic taktowania silnika ścigacza kosmicznego. – Czemu zawdzięczam ten zaszczyt?

- Oczy na mnie, ambasadorze.

Zacisnął mocno pięść, kiedy poczuł, że drży mu dłoń. Powoli wyprostował się i opuścił rękę wzdłuż ciała, nerwowo i bezwiednie trąc kciukiem palec wskazujący.

- Najwyższy - powiedział cicho, walcząc ze sobą, żeby nie opuścić głowy z powrotem.

Mężczyzna na ekranie był o wiele młodszy od niego. Włosów nie przetkała mu jeszcze siwizna, twarzy nie zaorały zmarszczki. Oczy, bystre i hipnotycznie zielone, tliły się energią, której Galen nie posiadał. Poważny młody mężczyzna o wątłych ramionach i zabandażowanych dłoniach stał dumnie wyprostowany w pięknie zdobionym złotymi nićmi zielonym dakirze, który mogli nosić tylko najwyżsi wierni Rasy. Galen widywał jego wizerunki w podobnej pozie i zdziwiło go, że oddawały Najwyższego tak wiernie. O ile ręce i ramiona miał zabandażowane, to zielone łuski rozrywające powoli skórę na podbródku, mocno się uwidoczniły. Najwyższy Kapłan naznaczony przez bogów. Pierwszy Tknięty przez Rasę Spoza Krawędzi Wszechświata.

Galen widział zarys stojących wokół postaci. Oczywiście Najwyższy Kapłan wszędzie poruszał się z eskortą, a przy audiencjach asystowało mu dwóch doradców: wojskowy i duchowny. Galen powiódł spojrzeniem po cieniach ludzi i mimowolnie zastanowił się, czy jeden z nich to nie Ilia, jego była żona.

- Czy kanał jest bezpieczny? - zapytał kapłan.

Galen nerwowo spojrzał w kierunku kamery wystającej z sufitu. Stanowiła pozostałość po przednim ustroju. Budynek Parlamentu Galaktycznego kiedyś działał jako baza militarna Kwadrantu Beta. Mimo że kamera pozostawała nieaktywna, nie czuł się dobrze pod jej ślepym okiem. Zerknął na nadgarstek, wcisnął kilka komend na wszczepie. Wyłączył podsłuch Davida, swojego asystenta i kiwnął głową zadowolony z wyniku skanu pomieszczenia.

- Nikt nie ma prawa przechwycić tej transmisji - powiedział z ulgą.

- Jak przebiega misja?

- Składam szczegółowe raporty, które...

- Są absolutnie niedopuszczalne, ambasadorze.

Galen wyczuł w głosie kapłana coś, co sprawiło, że zaniemówił. Na policzki wypłynęła czerwień.

- Nie rozumiem?

- Te procedury, te rozmowy i spotkania!

Teraz Galen zrozumiał, co kryło się w głosie kapłana. Pogarda. Nie śmiał przerywać Najwyższemu. Gdyby nie rozkazano mu patrzeć w oczy przełożonego, pewnie spuściłby głowę i przyłożył pięść do piersi w wyrazie szacunku.

"Wielka gra"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz