Rozdział 8

1K 26 2
                                    

Wciąż przeżywam wczorajszy dzień na nowo, choć Melody stara się odwieść mnie od czarnych myśli. Odkąd się obudziłam, siedzi przy mnie, zabrała mnie nawet do kuchni, na co niechętnie się zgodziłam, bo wiedziałam, że to będzie lepsze.

Pieką mnie usta. Boli mnie cała twarz, gdyż tamten mocno mi przywalił. Delikatnie przejeżdżam po ranie językiem. Jest spuchnięta. Tak naprawdę to boli mnie wszystko, z duszą na czele. Głowę zalewają mi wczorajsze obrazy. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, do czego mogłoby dojść, gdyby nie Lucien.

Na myśl o nim zalewa mnie wstyd. Przez to, jak zareagowałam na to, gdy po pobiciu tamtego mężczyzny, podszedł do mnie. Ogarnęło mnie wtedy przerażenie na samą myśl, że mnie dotknie. Wiedziałam, że to nie on, wiedziałam, że mnie uratował, ale panika zalała mój umysł. A powinnam mu podziękować.

Dziś jeszcze nie miałam okazji, by z nim porozmawiać, gdyż z samego rana wyjechał w interesach, jak to określiła Melody. Nie widziałam go od wczoraj, gdy zemdlałam. Zastanawiam się, czy jest na mnie zły za moją reakcję. Pewnie dlatego dziś do mnie nie przyszedł.

Do kuchni wchodzi Tobias. Rozgląda się i mnie zauważa. Jego mina nie jest taka jak zawsze. Teraz nie patrzy na mnie zimnym wzrokiem i trochę jakby czai się w nim poczucie winy. Podchodzi do wyspy, przy której siedzę i również siada na stołku. Łokcie kładzie na blacie i opuszcza głowę. Przez chwilę tak jakby zastanawia się, co powiedzieć. Widzę, jak przełyka ślinę.

-To jest moja wina. - Zaczyna powoli, nie patrząc na mnie. Jego oczy skierowane są w okno naprzeciwko nas. - Przepraszam, choć wiem, że to niczego nie zmieni. Moim obowiązkiem jest sprawdzać wszystkich nowych, badamy dokładnie przeszłość każdego kandydata, nie wiem, jak mogło mi umknąć, że ten lubi nadużywać przemocy wobec kobiet. Nigdy nie zdarzyła mi się taka wpadka. Możesz mi nie wierzyć, ale czuję się parszywie z tego powodu.

Nie wiem, co powiedzieć. Zerkam na niego, ale on dalej twardo patrzy w okno. Jest spięty. Szukam wzrokiem Melody, ale nie ma jej w kuchni. Widocznie wyszła a ja nawet tego nie zauważyłam.

-Wiem, że nienawidzisz mnie jeszcze bardziej, ale wiedz, że jest mi kurewsko przykro. - Ciągnie dalej niewzruszony moim milczeniem. - Nigdy sobie tego nie wybaczę, że...

-Zaraz, zaraz. - Przerywam mu, gdyż czegoś nie rozumiem. - Nie odpowiadasz za czyny tego człowieka. Nie ty mu kazałeś mnie to zrobić. Nie obwiniaj się o coś, co nie było twoim udziałem. Nie mam do ciebie pretensji o to. Obwiniam tylko tego typa, co mi to zrobił. Nikt inny nie jest winien. Tylko on. Rozumiesz?

Zadaję ostatnie pytanie Tobiasowi, gdy ten w końcu zerka na mnie i patrzy na mnie niedowierzająco.

-Gdyby cię tu nie było...

-To nie zmienia niczego. Nie obwiniam was, choć mnie porwaliście. To nie wy kazaliście temu gnojowi to zrobić. -Mówię stanowczo do ochroniarza. - W dodatku Lucien przybył na czas.

Ten ciągle łypie niepewnym wzrokiem. Nie dowierzam, że ten goryl, który z początku był taki oschły w stosunku do mnie, teraz siedzi jak skarcone dziecko i wini siebie o coś, czego nie zrobił. Jest mi go trochę szkoda, bo tym razem to naprawdę nie on jest przyczyną moich aktualnych, czarnych myśli.

-Serio, przestań już o tym myśleć, bo i ja chcę to wyrzucić z głowy. - Powtarzam, kolejny raz go uspokajając. - Chcę jak najszybciej o tym zapomnieć. Zając myśli czym innym, bo mnie dobijają. Już chyba wolę myśleć o porwaniu, wydaje mi się teraz mniej okropne od wczorajszej nocy.

Próbuję zażartować na koniec, ale kiepsko mi wychodzi, bo Tobias się nie śmieje. Nawet się nie uśmiecha. Ja w sumie też się nie śmieje. Poczucie humoru to jednak mam kiepskie.

-Przepraszam. - Mówi blondyn i w końcu patrzy mi w oczy.

Uśmiecham się do niego szczerze i poklepuję go po plecach.

-Serio, koniec z tym, to nie twoja wina. - Powtarzam ostatni raz. - Ewentualnie możesz mnie przepraszać za porwanie. O! Albo jeszcze lepiej. Możesz pomóc mi w ucieczce.

Ostatnie słowa mówię ze śmiechem. Traktuję to jako żart, bo wiem, że to niemożliwe w jego przypadku. I tak to odbiera Tobias, bo w końcu też wygina lekko usta w uśmiechu.

-Wstawię się za tobą do szefa. - Mówi i wstaje ze stołka. - Dzięki.

Wychodzi z kuchni, mija się akurat z Melody.

-Niechcący usłyszałam część waszej rozmowy, ale nie chciałam wam przeszkadzać. - Mówi przepraszająco Hiszpanka. Podchodzi do mnie i poklepuje mnie po plecach. - Byłaś bardzo miła dla Tobiasa.

-Powiedziałam tylko prawdę.

-Sama rozumiesz, że nie wszystko czarne jest czarne.

Teraz ja spoglądam w okno, myśląc o tym, co powiedziała starsza kobieta. Powoli zaczynam w to wierzyć. Choć dalej trudno mi się pogodzić z porwaniem, wiem, że nie wszystko tutaj jest złe. Może spróbuję na spokojnie pogadać z Lucienem, spytam się o długi wujka i o to, jak można to inaczej rozwiązać. To jest myśl. Może jest inne wyjście z tej sytuacji, nie mogę przecież pozwolić na to, żeby porwał Elisabeth.

Jak ja za nią tęsknię. Mam nadzieję, że nie obwinia się o to, że mnie porwali. Nie mogła wiedzieć, w jakich tarapatach znajduje się wujek, ja też do dnia porwania nie byłam świadoma tego, jak niebezpieczny jest świat Richarda.

-Niedawno dzwonił Lucien. - Odzywa się Melody, a ja wracam do nie myślami. - Musi przełożyć waszą kolację.

-Nie szkodzi. - Mówię szybko.

-Na pewno ci to wynagrodzi. - Melody głaszcze mnie po plecach. - Musiało się stać naprawdę coś ważnego, skoro odwołuje waszą kolację.

-Naprawdę nie ma problemu.

Nie jestem pewna, co w tym momencie czuję. To chyba jest ulga. W końcu nie muszę iść na kolację, którą wymuszono na mnie szantażem. Nie muszę się ubierać tak, jak on sobie tego zażyczy, nie muszę czuć na sobie jego wzroku. Ta ulga nie jest jednak tak wielka, jak myślałam, że będzie. Po wczorajszym dniu coś się we mnie zmienia.. Nie chcę nazywać tego uczucia. Bo jak nazwać to, że jest się wdzięcznym swojemu porywaczowi za to, że cię uratował? 

Zły wilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz