Rozdział 10

1K 24 0
                                    


Suknia, którą wybrał Lucien, jest piękna. Naprawdę piękna. Tak, że moja chęć sprzeciwu założenia jej, bo akurat on ją wybrał, maleje. W kolorze chabru, długa do kostek, aż się prosi o założenie. Zagryzam wargę, gdy patrzę na nią.

Po kilku minutach wpatrywania się w nią, decyduję się na włożenie jej. W końcu brunet powiedział, że ma informacje, więc spełnię jego wymagania, to może powie w końcu, co się do cholery dzieje.

Gdy jestem ubrana, spoglądam w lustro. Wyglądam nieźle. Trochę pocą mi się ręce ze stresu, gdyż rzadko mam okazję się tak ubierać. Wujek nie zabierał nas ze sobą na gale czy inne tego typu uroczystości. Wraz z Elisabeth żyłyśmy w złotej klatce, chowane przed światem. Nie przeszkadzało mi to, póki miałyśmy siebie. Zapełniałyśmy sobie czas przeróżnymi zajęciami,w przerwach między prywatnymi lekcjami. Odbywały się one w domu i były na bardzo wysokim poziomie. Wujek bardzo nalegał na to, byśmy były wykształcone. Czułam się, jak w tych starych książkach, gdzie kobieta za młodu jest przygotowywana przez pierwsze lata życia do zamążpójścia. Richard jednak nigdy nie wspomniał o jakimkolwiek kandydacie do ręki Elisabeth, bądź mojej, co było dla nas pocieszające, gdyż żadna nie chciała wychodzić za mąż w bliskiej przyszłości.

Wygładzam ostatni raz suknię i idę do paszczy lwa. Choć nie widziałam się z nim dziś, wiem, że zapewne na mnie czeka. Rano, gdy wstałam, jego już nie było. Zamiast tego, na fotelu, leżała karteczka.

Widzimy się o ósmej w holu.

Zdanie było rozkazujące, co trochę mnie zirytowało. Miałam przedziwną chęć zrobienia na odwrót, ale powstrzymałam się, bo mimo wszystko to ja byłam z góry skazana na porażkę. Bądź, co bądź, dalej był moim porywaczem, nawet, jeśli dwa razy uratował mnie z opresji.

Gdy zbliżam się do schodów, słyszę rozmowę dobiegającą z dołu. Po chwili widzę Luciena w towarzystwie Tobiasa i innego ciemnoskórego ochroniarza. Ci, słysząc stukot obcasów o posadzkę, odwracają się w moją stronę.

Zalega cisza.

Czuję się skrępowana, widząc ich świdrujący wzrok na sobie. Robię pierwszy krok i schodzę powoli ze schodów, próbując się nie zabić. Nigdy nie miałam tak wysokich szpilek na nogach.

-Dobry wieczór. - Mówią wszyscy trzej mężczyźni jednocześnie.

-Dobry wieczór. - Odpowiadam, stojąc przed nimi.

Staram się nie zerkać na bruneta, ubranego w garnitur, który leży na nim idealnie.

-Tobiasa znasz, a to jest Chris. - Przedstawia mi nieznajomego ochroniarza. Zerkam na niego ostrożnie, zastanawiając się, czy to nowy podwładny. - Obaj przebywają w domu, to jedyni ochroniarze, których tu od teraz zobaczysz.

Kiwam głową nieznajomemu ochroniarzowi, on odpowiada tym samym i ciekawie mi się przygląda. Jest młody, być może nawet w moim wieku. Tobias szturcha go w bok i ten odwraca ode mnie szybko swój wzrok. Lucien daje mi znak, bym szła przed nim i ruszamy w prawą stronę.

Wkrótce docieramy do jadalni, którą widzę pierwszy raz. Jest wielka i piękna, kryształowe żyrandole mienią się tysiącem barw. Duże okna z pięknym widokiem na zieleń wpuszczają resztki zachodzącego słońca.

-Wow. - Wykrztuszam, ogarniając wzrokiem całe pomieszczenie. - Niesamowity widok.

-Zgadzam się. - Słyszę cichy głos obok siebie.

Zerkam na Luciena i widzę, że on patrzy na mnie. Intensywnie. Jego oczy wwiercają się w moje.

Szybko odwracam wzrok i kieruję się do stołu, który nakryty jest z jednej strony. Dwie miejsca z brzegu, naprzeciwko siebie. Brunet rusza za mną i odsuwa mi krzesło. Siadam na nim, cicho dziękując. On robi po chwili to samo i jakby na zawołanie, do jadalni wchodzi nieznana mi dziewczyna. Prowadzi wózek na kółkach, na którym znajdują się potrawy. Stawia między nami parującą wazę.

-Zostaw wózek i wróć za pół godziny z deserem. - Mówi Lucien, patrząc na pomoc kuchenną.

-Ale...

-Wyjdź. - Mówi stanowczo, co dziewczyna szybko robi i po chwili zostajemy sami.

Następuje cisza.

-Nie chcę, by ktoś słyszał naszą rozmowę. - Tłumaczy Lucien, gdyż patrzę na niego pytającym wzrokiem.

-To wyjaśnia twoje chamskie zachowanie?- Pytam cicho, żałując dziewczyny.

Lucien patrzy na mnie wymownie i podnosi się z krzesła. Bierze łyżkę i nalewa zupę do talerza. Zgaduję, że to serowa. Jedna z moich ulubionych zup. To dlatego Melody wypytywała mnie dziś o moje ulubione dania.

Po zjedzeniu drugiego dania wiem, że Hiszpanka to najlepsza kucharka na świecie.

-Pyszne. -Mówię, czując się pełna.

-Melody to świetna kucharka. - Mówi brunet, a ja kiwam potwierdzająco głową.

Mężczyzna wstaje i podchodzi do barku, z którego bierze butelkę wina i dwa kieliszki. Gdy to widzę, mimowolnie moje myśli kierują się w stronę tamtej nocy, gdzie poszłam szukać wina.

-Nie myśl o tym. - Warczy Lucien, wyrywając mnie z czarnych myśli. - Zapłacił za to.

Zastanawiam się, czy chcę wiedzieć, co dokładnie ma na myśli mężczyzna, a po chwili stwierdzam w duchu, że nie chcę wiedzieć.

-Nie pytaj.

Kiwam głową i patrzę na niego, gdy odkorkowuje butelkę i nalewa nam wina do kieliszków. Po chwili podaje mi jeden kryształ. Nasze palce przez sekundę się stykają. Gdy patrzy mi w oczy, uciekam wzrokiem i zabieram rękę. Nie wiem, czy to dobry pomysł, bym piła alkohol. Co prawda miałam już z nim styczność parę razy, gdy wykradałyśmy nocami z Elisabeth butelki z zapasów wujka.

-Chcesz się napić wina. - Mówi zachęcająco brunet, sam popijając czerwony płyn. - To będzie ciężki wieczór.

-Dlaczego? - Pytam, gdyż jego ton jest poważny. Naprawdę poważny.

Lucien bierze kieliszek i wychyla go do końca, po czym nalewa sobie kolejny kieliszek. 

-Cofnijmy się do mojego dzieciństwa...

Zły wilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz