Rozdział II: Niespodziewany opętany gość, czyli Prusy dołącza do zabawy

136 10 11
                                    

Polskę obudziły promienie wschodzącego słońca, wpadające przez duże okno naprzeciwko sypialni, które perfidnie padały na jego oczy. I tak nie spał już od trzydziestu minut, kiedy słońce chowało się jeszcze za horyzontem lub i też więcej, ale upiornie denerwujące promienie nie działały dzisiaj na jego korzyść.

Jednak ramiona Litwy były tak ciepłe i przytulne, czuł się tak dobrze, że mógłby jeszcze tak przeleżeć w bezruchu kilka następnych godzin... Ale to cholerne słońce!

Polak wziął głęboki wdech żeby nie przekląć z samego rana i delikatnie wyswobodził się z ramion Litwy, co nie było szczególnie łatwym zadaniem, zwłaszcza, że był tylko troszkę mniej umięśniony od Niemiec.

Gdy udało mu się stanąć na nogi i nie obudzić swojego gościa, porozciągał się lekko, wykonując najprostsze ćwiczenia. Zaraz wziął z szafy parę typowo roboczych spodni i zbyt duży podkoszulek, który komuś tam kiedyś podwędził. Chyba ten należał do Grecji, bo był z podobizną Kota, a nic nie wskazywało na znekotyzowanie Japonii.

Polska zszedł na dół i zobaczył na korytarzu kilka pustych i zwyczajnych pudełek, wspomnianą wcześniej szkatułkę, kij baseballowy pozostawiony przez Serbie dekady temu, noże Białorusi wcześniej prawie wbite w Litwina lub Polaka, magazyny o których istnieniu nie miał pojęcia (pewnie pozostawione przez Francję), kilka ozdobnych wazonów i kolejna urna, której Litwa już nie kwestionował.

Bardzo dobrze, przeraziłby się jeszcze bardziej gdyby zobaczył na niej własne nazwisko.

Stwierdził, że na razie zajmie się dokarmianiem żyjątek i zwierzaczków które ma w domu i w około domu. To, że Litwin nie natknął się na żadnego Raraszka, Wojtka, Topielca, a tym bardziej Bazyliszka było nieco niepokojące.

Nie przypominał sobie bowiem czasu, w którym jego były i obecny nieoficjalny partner miał reputacje pogromcy uskrzydlonych gadów, wielkiego egzorcysty czy najlepszego człowieka na polowaniu.

Choć, był znakomity jeśli chodzi o polowanie ale nie był najlepszy. Polska też się tym zaszczytem poszczycić nie mógł, bo był mały i chuderlawy, a takich to wiadomo, jak coś upolują to przez szczęście i tyle. Dziwne, że raz upolował przypadkowo pięć dużych dzików w dodatku samotnie i nadal do tych Litwinów co z nimi chodzili nie dotarło, że takie szczęście nie istnieje.

Poszedł więc najpierw do sklepu by pokupować potrzebne mu rzeczy, takie jak wielkie ilości mięsa. Ogólnie to sklep do którego chodził, dał mu wielką zniżkę, bo właściciel zna Polskę i jego zwierzaki osobiście. Prawie stał się kamiennym posągiem ze trzy razy.

Polak wracał z taczką mięsa. Wyczuł już przeszywające spojrzenie Bazylii, ale widocznie czekał, aż dojdzie na miejsce i rozda porcje żywieniowe reszty domownikom.

— Wojtek! — Zawołał blondyn, wyciągając porządny kawał steka dla niedźwiadka.

Zawołany szybko podbiegł do właściciela i chwycił swoimi białymi ząbkami mięso. Polska jeszcze przy okazji sprawdził, czy niedźwiedź nie ma żadnych urazów czy chorób i dopiero po tym pozwolił mu iść.

Wziął jeszcze dwa mniejsze kawałki dla starych wierzeń słowiańskich i zniknął w lesie, zostawiając pełną taczkę i znajdując ją pustą po powrocie.

Nic nowego. Nie było też widać nowych wgnieceń po zębach gada, więc Bazylia był najedzony.

Wrócił więc do sklepu odnieść taczkę i potem poszedł na stragan, to Pana Józka po świeże jajka.

Sprzątanie Polskiej Piwnicy //HetaliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz