Lexi...
Niech mnie dobry Bóg broni przed takimi imprezami!
Myślałam, że studenckie balangi to szczyt złego zachowania i brak umiaru. Jednak, gdy w sobotni wieczór, razem z Grantem przekroczyliśmy próg podmiejskiej rezydencji znanego reżysera i producenta filmowego, chciałam odwrócić się na pięcie i uciec, gdzie mnie oczy poniosą.
Muzykę słychać już było, gdy jechaliśmy taksówką przez długi podjazd. O skali tego wydarzenia świadczyć mogły tłumy dziennikarzy i wciąż podjeżdżające pod dom i już zaparkowane, wypasione auta. Porsche, na które namawiał mnie Grant, a do którego zakupu zachęcał mnie Danielo, wyglądałoby tutaj jak, wysłużona taksówka.
- Nie rób takiej miny, skarbie – roześmiał się Grant prowadząc mnie przez jasno oświetlony hall do wypełnionej po brzegi sali. – To tylko ludzie.
Powinnam się była domyślić, gdy Grant z uporem maniaka namawiał mnie na kupno sukienki, która tylko jakimś cudem trzymała się na moim ciele, że nie będzie to kolacja, przy grającym spokojnie kwartecie skrzypcowym. Muzyka wprawiała w drżenie ściany i podłogi, kołysząc kryształowymi żyrandolami, zawieszonymi kilka metrów nad granitowymi podłogami.
Alkohol, roznoszony przez kelnerów ubranych w uniformy, lał się strumieniami. Biedacy ganiali z tacami jak oparzeni, opróżniając je w chwili, gdy tylko przekroczyli próg. Upchnięci pod przeciwległą ścianą goście nie mieli chyba żadnej szansy, żeby czegokolwiek się napić.
- Chodź, znajdziemy jakieś miejsce przy barze. Będę musiał się trochę pokręcić, ale obiecuję, że cię nie zostawię.
Grant, ujmując mnie za łokieć zaczął przepychać się przez napierający na nas tłum. Szedł przede mną, jak taran wbijając się bez problemu w otaczające nas dziesiątki ciał. Po kilku minutach stanęliśmy przed barem, gdzie było chyba jeszcze więcej ludzi niż przed wejściem. Jak w takich warunkach można normalnie rozmawiać, nie mówiąc już o wypiciu w spokoju drinka?
- Wyglądasz niesamowicie – krzyknął Grant podając mi dziwnie kolorowy napój zwieńczony plasterkiem pomarańczy.
Upiłam niewielki łyk, spodziewając się, że poza wódką albo innym alkoholem, jest w nim tylko kolorowy barwnik. Nasłuchałam się w przeszłości o takich imprezach i niejednokrotnie leczyłam nawalonego pijaka, który teraz jeszcze trzeźwy, stał przede mną z głupkowatym uśmiechem na przystojnej twarzy.
Muszę uczciwie przyznać, że stanowiliśmy naprawdę niesamowitą parę. Grant miał ponad metr osiemdziesiąt, ale nie był nadmiernie umięśniony, chociaż lubił spędzać czas na siłowni. Z wystylizowanymi na luzaka brązowymi włosami i niebieskimi oczami wyglądał naprawdę cholernie dobrze. Za każdym razem, gdy się uśmiechał, w jego oczach pojawiały się iskierki, które rozświetlały błękit.
Na dzisiejszy wieczór ubrał się w ciemnogranatowy garnitur i koszulę, i jasnobłękitny wąski krawat. Elegancko, ale nie z przesadą. I jak na przystojniaka przystało, przez cały czas ścigały go bardziej niż zainteresowane spojrzenia obecnych na przyjęciu kobiet.
Spojrzałam w lustro wiszące nad barem. Grant zadbał o cały mój wizerunek. Poza sukienką, miałam zrobiony profesjonalny makijaż, a włosy ułożone w lśniącą burzę loków, spływających na moje nagie plecy. Kiecka, choć ładna, a przede wszystkich diabelnie droga, była jak dla mnie nieco za krótka i zdecydowanie za dużo odsłaniała. Gdy zobaczyłam w domu nagie plecy i głęboki dekolt z przodu, zastanawiałam się, jak ten strzępek szarego jedwabiu utrzyma się na mnie. Jednak trzymał się i to nawet całkiem dobrze, a widząc otaczające nas kobiety, stwierdziłam, że w przypadku większości z nich, nie ma co liczyć na podobny efekt.
![](https://img.wattpad.com/cover/215432281-288-k538769.jpg)
CZYTASZ
INVICTUS. Boss, #1 JUŻ W KSIĘGARNIACH
Roman d'amourSebastiano Rina wkrótce przejmie władzę nad najpotężniejszą rodziną Cosa Nostra w Stanach. To twardy i nieprzejednany mężczyzna, bezwzględny egzekutor, który zyskał przydomek Invictus. Ma prawie wszystko, kobiety też. Oprócz tej jednej... Alexandri...