„Życie toczy się niczym spirala, do końca zwodzi nas, że wszystko się zmieniło, aby potem doprowadzić nas z powrotem do punktu wyjścia."
Licia Troisi - Ostatni bohaterowie
Lachlan nie zdążył nawet zamknąć drzwi, kiedy za nim poszłam, ale w sumie wyszło to na lepsze, nie musiałam się bawić w jakieś denne pukanie w nie.— Zostaw biedne kwiatki, nie są niczemu winne. — zwróciłam mu uwagę, kiedy prawie jednego wyrzucił przez okno.
— Po co za mną poszłaś? — rozłożył ręce.
— Bo tego potrzebujesz. — zrobiłam krok w przód. — Lizzy nie ma pojęcia, co zrobić, Lara to ostatnia osoba, która to zrozumie, twojej matki nie chcesz widzieć, Todda tutaj nie ma, a Cameron też niezbyt się nadaje. — powiedziałam, chociaż byłam pewna, że to oczywiste. — Nie znam kontekstu, mógłbyś to z siebie wyrzucić?
— Dlaczego miałbym to robić? — prychnął. — Charles miał tam rację, Carmel. Masz pojęcie, jak bardzo się tego wstydzę? A ty jeszcze tutaj przychodzisz od tak, jak gdyby nigdy nic się nie stało. — oklapł na łóżko.
— Powiedziałam ci przecież, że daję milion szans. Nic nie zmieni tego, że sprawiałeś mi przykrość, ale Cameron też to robił, a teraz prawie sypia z moją przyjaciółką, a twoją siostrą i też nic do tego nie mam. — kucnęłam przed nim. — Dlaczego rzuciłeś takim tekstem?
— Bo to prawda! — jego oczy były całe zeszklone. — Moja cudowna matka miała romans z ojcem Camerona i boli ją fakt, że to nie jej zrobił dziecko, podczas gdy Cam swojego taty nienawidzi. Zawsze go idealizowała, zawsze był ważniejszy, dopiero kiedy poznałem tatę Lizzy, poczułem, co to znaczy mieć rodzica. — zamknął na chwilę oczy. — Przez to wszystko chciałem być na siłę szczęśliwy, dlatego w szkole jestem takim debilem.
— Czy cała wasza elita nosi te popieprzone maski? — zapytałam bardziej siebie. — Chciałabym ci pomóc, ale w tej sytuacji się zwyczajnie nie da, bo pewnie już próbowałeś rozmawiać z mamą... — westchnęłam. — Niemniej jednak dziękuję, że zareagowałeś. Charles to palant, jak się okazuje, większy, niż wy.
— Dzięki. — wywrócił oczami. — Naprawdę mi wybaczyłaś?
— Tak, naprawdę. Zrobiłeś ostatnio też dużo dobrego. Samo kupno okularów było bardzo miłe, nie możesz na siebie cały czas patrzeć krytycznym okiem, ludzie popełniają błędy, ja też. — uśmiechnęłam się, co odwzajemnił.
— Dziękuję. — powiedział cicho.
— Nie ma za co. — zasalutowałam i wyszłam z jego pokoju.
* * *
Po tym, jak Carmel opowiedziała mi, a raczej nam, bo Cameron oczywiście musiał się wtrącić, co Lachlan jej powiedział, poczułam lekki zawód, bo w zasadzie niczego nowego się nie dowiedziałam.
— Todd jest sobą, tak nawiązując do pytania o maski. — odezwał się Henderson. — Lara pali całą paczkę na raz, czy jak? — burknął, wlokąc spojrzenie na okno. Dziewczyna rzeczywiście cały czas paliła.
— Pewnie tak, to już zawodowe karmienie raka, w życiu nie spotkałam takiego uzależnienia. — skomentowałam. — Ile dymu, Jezus Maria... — klepnęłam się w czoło otwartą dłonią.
— Będzie zgrzyt w drużynie. — oznajmił Cameron. — A przecież za dwa tygodnie zaczynają się kwalifikacje do zawodów stanowych. Charles chodzi na fotografię, mam nadzieję, że się nie pozabijają z Lachlanem. Niedługo też zaczną się przygotowania do sztuki, pewnie Romeo i Julia, będzie tyle zamieszania, że tego nie widzę.
CZYTASZ
Bad Liar
Teen FictionRóże to piękne kwiaty, ale żadne piękno nie jest bez skazy, dlatego posiadają kolce. Cameron uważał, że róża jest jak miłość, a kolce symbolizowały błędy, które w niej popełniał. Elizabeth nigdy nie chciała być jednym z nich, więc stała się czarny...