Rozdział XXXI - to koniec

1.4K 181 140
                                    

12 stycznia 2020r. 11:57

- Julek, stój! - z tymi słowami Fryderyk zerwał się ze swojego łóżka i rzucił się w stronę drzwi.

Przeszedł szybko przez pokój, minął stojącego na środku Adama i zatrzymał się na progu, tuż za Juliuszem. 

Znalazł się tam akurat w porę, by ujrzeć, jak Słowacki oblewa Liszta resztką zimnej herbaty.

- Juliusz, Boże drogi... - jęknął, chwytając przyjaciela za ramię i wyrywając mu z ręki kubek, jakby w obawie, że ten może jeszcze rzucić nim w Ferenca.

- Wracaj do środka, Frycek - odparł Juliusz, próbując odzyskać swój kubek. - Ja to załatwię.

- Juliuszu, nie - zaprotestował Chopin, siląc się na stanowczość w swoim głosie - z miernym skutkiem. - Skończcie tę scenę, natychmiast! Zaraz zleci się tu pół akademika, a to jest ostatnie, czego teraz chcę.

Juliusz popatrzył na niego, lekko zaskoczony, ale posłusznie postanowił się uspokoić. Odsunął się powoli do środka mieszkania.

Fryderyk nagle znalazł się więc na progu sam, bez żywej tarczy w postaci Juliusza, która odgradzałaby go od stojącego na korytarzu Liszta. Wtedy też napotkał jego wzrok i z tamtą chwilą cała odwaga ulotniła się z niego i prysła, jak bańka mydlana.

Ferenc stał przed nim, skulony i niepewny siebie, jak nigdy dotąd. Nerwowo miął w palcach rękaw swojej bluzy. Cały przód ubrania miał mokry, herbata spływała także po jego twarzy i włosach, skraplając się na mocno zarysowanym podbródku.

Fryderyk patrzył na niego, czując narastający ucisk w sercu, jakby jakaś niewidzialna dłoń zgniatała je wolno i sukcesywnie w jego klatce piersiowej.

Nagle jednak chłopak zorientował się, że, prócz żalu i smutku, patrząc na Liszta odczuwa także pewien rodzaj odrzucenia. Jakby jego umysł sprzeciwił się sercu i, wyszedłszy naprzeciw wszystkim jego uczuciom, wykrzykiwał w stronę Ferenca słowa nienawiści i żalu.

Dlatego kiedy pierwsza fala emocji i uniesienia minęła, chłopak przywołał na twarz wyraz chłodnego dystansu. Zacisnął lekko wargi, uniósł do góry podbródek, nawet założył ręce na piersi. Jedynie jego oczy (wciąż czerwone i mokre od łez) pełne były bólu.

- Czego tu szukasz, Liszt? - zapytał pozornie chłodnym tonem i popatrzył Ferencowi głęboko w oczy. Ten spuścił natychmiast wzrok, jakby przestraszony.

- J-ja... Chciałem z tobą porozmawiać... - wymamrotał chłopak.

 - O! - odparł Chopin z teatralnym zdziwieniem. - A jest o czym rozmawiać? Bo ja mam wrażenie, że wszystko jest już jasne.

- Nie, bo ja... Mam wrażenie, że mnie unikasz.

- Cóż, nie chcę ci przeszkadzać - rzekł cynicznie Fryderyk, czując, że znowu zaciska mu się gardło. - Chciałem dać ci się nacieszyć nadchodzącą wygraną - dokończył, prawie szeptem.

Twarz Liszta wyrażała coraz większe zagubienie i skonsternowanie.

"Ten idiota nadal udaje, że nie wie, o co chodzi".

- Co? Jaką wygraną? - zapytał.

- Jak to, Liszt, nie pamiętasz? Wczoraj wieczorem byłeś przecież o krok od wygrania swojego zakładu. Moje gratulacje.

Ferenc podniósł nagle wzrok i spojrzał Chopinowi w oczy. Twarz mu pobladła i odmalował się na niej wyraz szczerego przerażenia. Uchylił usta i zająknął się, jakby nie wiedząc, co powiedzieć. W końcu szepnął jedynie:

- Paganini.

Chłopak wplótł palce we włosy i zacisnął na nich pięść.

- Fryderyku, ja ci wszystko....

- Nie, Liszt, niczego nie musisz mi tłumaczyć - przerwał mu twardo Fryderyk. - Wszystko rozumiem.

- Nie, właśnie, że nic nie rozumiesz! - wykrzyknął Ferenc. Wyciągnął rękę, próbując chwycić dłoń Fryderyka, jednak ten cofnął ją natychmiast, wykonując szybki unik. Speszony Ferenc dodał - To był tylko głupi zakład!

- Tak, zdaję sobie z tego sprawę - odparł Fryderyk, wciąż chłodnym tonem, jednak do oczu napłynęły mu już łzy. - Głupi zakład o głupiego, naiwnego chłopaka.

- Ale to było tak dawno! Jeszcze cię wtedy nie znałem i...

- Ach, i to ma polepszyć twoją sytuację?! - Chopin zaśmiał się gorzko. - Że okłamujesz mnie od samego początku naszej relacji?

- Ale... - Ferenc przymknął oczy i pokręcił głową, w geście niedowierzania. - To wszystko nie tak...

- Dokładnie, Liszt - rzekł cicho Fryderyk. - Wszystko jest nie tak... Dlatego uważam, że nie ma sensu tego ciągnąć. Nie mam ochoty na więcej kłamstw i manipulacji.

Ferenc patrzył na niego ze strachem i błaganiem w oczach.

 - Frycek, proszę nie kończ tego w ten sposób.

- O nie, Ferenc - zaprzeczył Chopin. - To nie ja to skończyłem.

Wyprostował się lekko i chwycił za klamkę, z zamiarem wrócenia do środka mieszkania. Gdy odwrócił się już tyłem do Ferenca usłyszał nagle jego cichy, łamiący się głos.

- Ale mnie... Ale mnie naprawdę tak bardzo na tobie zależy...

Chopin pokiwał głową, uśmiechając się smutno, z niedowierzaniem. Poczuł, że znów łzy płyną po jego policzkach.

- Chciałbym móc ci w to uwierzyć - odparł, ledwo słyszalnie. Wszedł do środka mieszkania i drżącą dłonią powoli zamknął za sobą drzwi.

***
Znalazłszy się w środku, chłopak westchnął głęboko. Kilka drobnych łez zalśniło na jego policzkach, ale natychmiast starł je rękawem swetra. Miał już dość płaczu.

Juliusz podszedł do niego bez słowa i objął go ramieniem. Wręczył mu kubek z gorącą czekoladą na wynos, którą przyniósł Adam.

- W porządku? - zapytał cicho Słowacki.

Fryderyk zawahał się na moment, po czym pokręciło delikatnie głową.

- Nie - odparł cicho. - Nic nie jest w porządku.

***
Ferenc zatrzasnął za sobą drzwi do mieszkania. Oparł się o nie plecami i ukrył twarz w dłoniach, w wyrazie kompletnej bezradności.

- Boże, Ferenc, co się stało?

Siedzący na swoim łóżku Berlioz, uniósł się lekko na łokciach, patrząc z przerażeniem na swojego współlokatora.

Liszt odjął dłonie od twarzy, puszczając je luźno wzdłuż swojego ciała.

Uderzył pięścią w ścianę, znajdującą się za nim. Jego oczy zaszkliły się od łez; łez złości, żalu i frustracji.

- On wie, Hector - rzekł i zaśmiał się do siebie gorzko i bezgłośnie. - Fryderyk wie o zakładzie.

Zdumienie na twarzy Hectora powoli przemieniało się w wielki smutek i zmartwienie.

- Cholera, Ferenc... Kto...?

- Paganini - odparł Liszt ledwo słyszalnie.

-  Może... Może jeszcze uda się to naprawić?

- Nie, Hector - przerwał mu Ferenc, łamiącym się głosem. - To koniec. Ja... Znowu wszystko zepsułem...

[A/N] Witam wszystkich, pozdrawiam z WOKu. No, cóż, Ferenc płacze, Frycek płacze, koronawirus w moim mieście już jest, zamykają moje liceum - więc ja też płaczę, ale ze szczęścia XD
Dziękujcie wirusowi, bo wolne oznacza więcej czasu na pisanie PLA.
Noście maski, dezynfekujcie się i nie umierajcie, bo spadną mi statystyki.
Do następnego!

Piu Lento Appassionato - Lisztin/Słowackiewicz modern AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz