1

22 2 4
                                    

Wiatr powoli zaczął rozwiewać jej ciemne włosy, które po chwili smagały ją po twarzy. Nie czekając na kolejny podmuch wiatru wypuściła smugę białego dymu. W oddali dało się słyszeć grupkę roześmianych osób. Wydawali się beztroscy i pełni życia. Kate zazdrościła im tego. Sama chciałaby się tak poczuć i powrócić do chwil kiedy była naprawdę szczęśliwa. Wiedziała jednak, że jest to niemożliwe.

Wychyliwszy się przez okno strzepnęła popiół z papierosa, który po chwili spadł na chodnik. Chciała dalej rozkoszować się chwilą spokoju, lecz usłyszała po chwili dźwięk otwieranych drzwi do łazienki. W drzwiach stały dwie blondynki. Po zauważeniu Kate wcześniejszy uśmiech na ich twarzach został zastąpiony grymasem.
- Co tu robi ta suka?
- Ciebie też miło widzieć Sam. Jakbyś nie zauważyła znajduje się w łazience więc chyba sama znasz odpowiedź na swoje pytanie. - widziała że jej twarz po chwili staje się coraz czerwieńsza i nawet podkład którego miała na sobie z co najmniej dwie warstwy nie był w stanie tego ukryć.

Koleżanka Sam, która była tego samego poziomu intelektualnego co ona sama odparła tylko:
- Sam daj spokój. Niepotrzebnie marnujesz słowa na taką puszczalską dziwkę.
- Lauren widzę postęp w twojej wypowiedzi. Czyżbyś nauczyła się tego obciągając Benjaminowi?
- Przynajmniej ja się nie puszczam na prawo i lewo.
- Ja chociaż nie mam HIV. - z każdą kolejną wymianą zdań dziewczyny zbliżały się do siebie coraz bliżej.
- Mój ojciec nie był w domu wariatów! - pierwszy raz od dłuższego czasu Kate zabrakło słów. Wiedziała, że całe miasto zdaje sobie sprawę, że jej ojciec miał kilka epizodów maniakalnych i musiał się leczyć psychiatrycznie, lecz nie sądziła, że pierwsza osoba, która uzna jej ojca za wariata będzie to sukowata Lauren. Kate zacisnęła pięść z całej siły, gotowa się na nią rzucić i zedrzeć z jej twarzy ten triumfalny  uśmiech, lecz musiała odłożyć tą okazje na później. Między nimi stanęła Sam oddzielając od siebie obie dziewczyny, gotowe rzucić się sobie do gardeł.
- Dobra Kate spieprzaj. - po czym spojrzała na Lauren wzrokiem ,,jak jeszcze raz coś powiesz to cię własna matka nie pozna". Kate wedle życzenia dziewczyn zrobiła ukłon nie omieszkąjąc pokazać im środkowego palca.

Opuszczając łazienkę wreszcie mogła nabrać pełny oddech w płuca, mimo że chwilowy atak duszności nie był spowodowany dymem nikotynowym, lecz zapachem perfum, który wciąż czuła.

Miała już wychodzić na zewnątrz i po raz kolejny uciec z lekcji w tym tygodniu,  gdy nagle kątem oka zobaczyła brązowe włosy i parę niebieskich oczu zasłoniętych oprawką okularów, które bacznie się jej przyglądały. Mierząc siebie wzrokiem i czując ciężar ciszy pierwsza odezwała się Kate:
- A ty co żeś za jeden?
- Hej mam na imię Harry. - wyciągnął rękę w kierunku Kate, lecz ta tylko spojrzała z konsternacją. Harry pospiesznie ją schował i ze zdenerwowania zaczął poprawiać oprawki swoich okularów. - Przeprowadziliśmy się tu wczoraj. Oprowadzała mnie jakaś dziewczyna ale... - zaczął tłumaczyć nerwowo, lecz ku ich zdziwieniu przerwał im dość irytujący i piskliwy głos.
- O tu jesteś! Prawie cię zgubiłam. - po czym złapała Harrego pod ramię. - Widzę że masz towarzystwo. Cześć Kate. - ta nie garnęła się do odpowiedzi dziewczynie.

Kate nigdy nie miała zaufania do ludzi. Zwłaszcza do takich którzy są przesadnie mili jak przewodnicząca. Wiedziała, że to szczęście i troska o innych jest tylko powierzchowną maską. Kate sama ją codzienne zakładała, lecz coraz częściej była nią zmęczona. 

Widząc zakłopotanie Harrego uśmiechnęła się pod nosem. Już na pierwszy rzut oka dało się zauważyć, że pomimo urody Melody chłopak nie będzie należał do jej licznego grona fanów.

- Dobrze Harry na czym to skończyliśmy? Ah tak! Musimy jeszcze zobaczyć naszą halę sportową. Akurat chłopcy mają lekcję... - nie czekając na chłopaka ruszyła przed siebie. Równie dobrze Harry mógł za nią nie iść, a ona zorientowałaby się dopiero po kilkudziesięciu minutach.

Chłopak widząc, że dziewczyna się oddala ruszył w jej kierunku i na koniec pomachał dziewczynie i obdarował ją znanym przez nią  uśmiechem. Kate odzwajemniła ten gest sama nie wiedząc czemu.

Po jego odejściu stała kilka minut będąc w lekkim szoku jak Harry mógł być podobny do jednej z najważniejszych osób w jej życiu. Słysząc odgłosy coraz większej liczby uczniów na korytarzu obudziła się z transu i czym prędzej ruszyła w kierunku drzwi chcąc jak najszybciej opuścić gniazdo żmij i nie spotkać na swojej drodze kogoś z nauczycieli.

Hej, nie wiem co cię skłoniło żeby przeczytać moje wypociny, ale jest to moje pierwsze poważne opowiadanie. Od razu uprzedzam, że są tam pewnie błędy interpunkcyjne i wiele innych, ale starałan się w miarę wszystko poprawdziać i myślę że choć trochę TO COŚ przypadło ci do gustu.
To tyle ode mnie. Pij dużo wody i siedź w domu bo Koronavirus☆☆☆☆☆☆☆☆☆

(Nie)winnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz