13.03.2020

18 4 0
                                    

Eluwina wirusiary.

To najbardziej 2020 żart jaki stworzyłam. Nadużywam go. Bardzo szybko się zestarzeje.

Tak czy siak, oto ja! Kaja Drozd, dziecko we mgle, niezdarna baletnica, Poetka Apokalipsy™. Trochę mi nudno w tej izolatce, jaką jest mój pokój, więc postanowiłam spisać swe przeżycia. Jeśli cały gatunek ludzki wyginie, to jakaś nowa cywilizacja to przeczyta i może nawet fragmenty mej pracy będą w podręcznikach do historii.

Nienawidzę historii.

To może mała opowieść o mych doświadczeniach.

Retrospekcja, retrospekcjaaaa....

Środa. Normalny dzień w szkole, nie? Omawiamy na polskim lekturę, której nie przeczytałam, naburmuszona słucham muzyki, fangirluję z psiapsi, jak zwykle. Na religii się zaczęło. Nie gadaliśmy o tym, co zwykle, czyli jak bardzo mój kolega jest niemoralny, nie nie, na ustach wszystkich był kochany koronawirus (n-nie dosłownie). W końcu jeden kolega przeczytał, że szkoły mają być zamknięte do końca tygodnia. Te lenie zaczęły się zwalniać z lekcji i zanim się obejżałam, na edb zostało dziesięć osób. Ja zamieżałam zostać do końca. Ja ZAWSZE zostaję do końca.

Coś nie pykło.

NAGLE do sali weszło trzech mężczyzn w garniturach i okularach słonecznych. Jeden z nich spytał czy ktoś z naszej klasy uczęszcza na zajęcia w Linguatonie (szkoła angielskiego w Lublinie). Tak jak kilka innych osób podnoszę rękę. Jasne, że chodzę. Wynikami z angielskiego miażdżę wszystkich tych kujonów. (To nie ma nic wspólnego z marnowaniem życia na oglądanie zagranicznego Youtuba MAMO.) Drugi koleś wyjaśnia, że jedna z nauczycielek w tej właśnie szkole miała styczność z panią której mąż choruje i muszą nas zabrać na badania. "NIE MA MOWY! NIE DORWIECIE MNIE!" krzyczę, ale nie mam gdzie uciekać bo stoją w przejściu. Gdy już miałam skakać przez okno, złapali mnie od tyłu i założyli mi maskę na twarz. Mimo mojej szarpaniny zaciągneli mnie do wozu razem z moimi na-pewno-zdziwionymi-sytuacją-a-nie-moim-zachowaniem kolegami. Gdy dotarliśmy do szpitala wrzucili mnie do izolatki. Tam przeprowadzili badania. Powiedziano mi, że zero śladów koronawirusa, tylko lekkie problemy z głową, brak kondycji i astma. Ale i tak nikt by mi nie uwierzył. Gdy wracałam do domu wszyscy przede mną uciekali. Wygoniono mnie z autobusu. Zostałam koronawyrzutkiem społeczeństwa.

Oczywiście że dramatyzuję. Dlaczego miałabym nie dramatyzować? Dramatyzowanie to mój sposób na życie. Lubię wierzyć że tak właśnie było. To jest świetny materiał na powieść, prawda? Dlatego będę opowiadać tę historię w ten sposób. Tak jest ciekawiej. A wy nigdy nie dowiecie się ile w tym prawdy hahaha. Ha.

A tak na serio to przyszła pani K****a i powiedziała, że ci z Linguatonu mają wracać do domów. CO NIE ZMIENA FAKTU że efektownie wywalono mnie ze szkoły. Powiedzmy. I tak jechałam autobusem. Spokojnie, spokojnie, zasłaniałam się jak mogłam i trzymałam od wszystkich z daleka, a i tak okazało się, że nikt z Linguatonu nie jest zarażony. Poza tym to ogromna szkoła a to nawet nie była moja nauczycielka. Także ten. No.

Teraz żyję w samotności. W moim domku na wsi. Moja rola w tej apokalipsie to mędrzec który dużo przeszedł, były jeździec apokalipsy... Poetka Apokalipsy™. Mam swoje nie typowe przekonania, przez co większość uważa mnie za wariatkę, a ja śmieję im się w twarz gdy zaczynają panikować.

...

Nie to sobie wyobrażałam.

Ale jestem gotowa żeby walczyć z koronazombie.

To tyle na dziś. A najlepsze, że to co tu napisałam jest prawie trzy razy dłuższe niż wypracowanie z polskiego a zajęło mi dużo mniej czasu.

To narazka, nie dawajcie się wirusom i [insert pomysłowy koronażart here], cześć!

Dziennik KoronApokalipsyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz