Why so long?

1.9K 144 331
                                    



Serdecznie zapraszam na Why so long? Gdzie miłość przetrwa wszystko!

I z góry przepraszam za błędy, nie miałam czasu sprawdzić. W przyszłości postaram się je poprawić o ile moja leniwa dupa mi na to pozwoli. A teraz nie przedłużając dłużej zapraszam i miłego czytania.



###########






- Tak, więc Harry co takiego stało się w twoim życiu, że siedzisz pod cmentarzem w walentynki? - zapytała mnie brunetka siadając na ziemie  obok.

- Kiedy walentynek nie możesz spędzić z miłością swojego życia postanawiasz przyjść tam gdzie będziesz najbliżej niej.  - Odpowiedziałem wzruszając jedynie ramionami.  Skupiając swój smętny wzrok na oddalonej niedaleko kwiaciarni.

- Och...- wyrwało się z ust dziewczyny- nie wiedziałam,   że twoja miłość nie żyje.- szepnęła będąc wyraźnie zakłopotana.

- O nie, nie Louis żyje jest w śpiączce. - zaprzeczyłem od razu. Kiwając głową na boki w geście zaprzeczenia.

- To kto leży na tym cmentarzu i dlaczego nie możesz spędzić walentynek przy ukochanym?

- Co do cmentarza leży tu mama Lou, a dlaczego nie mogę spędzić z nim walentynek...chodź do tej  kawiarni na rogu a Ci opowiem to dość długa historia. - wstałem a brunetka razem ze mną, skierowaliśmy się do pobliskiej kawiarni, zsiadając w niej, do oddalonego stolika. Gwar rozmów roznoszący się po pomieszczeniu dawał nam odrobinę prywatności. Po tym jak zamówiliśmy ciepłe napoje. Na kilka chwil zapanowała po między nami cisza, którą przerwała dziewczyna.

- Od początku Harry jak się poznaliście, i co się stało? Jestem ciekawa.

- To zaczynamy - Westchnąłem poprawiając się na krześle i zacząłem opowiadać historie, która na resztę życia pozostanie w moim sercu. -   Ja i Lou poznaliśmy się w 2015 roku dokładnie 28 września, śpieszyłem się wtedy do pracy i o mało nie wpadłem pod samochód...

xxx

28 wrzesień 2015 rok godzina 8:15.



Nie cierpiałem budzików, zawodzące gówna, które nie potrafią zadzwonić o odpowiedniej godzinie.  Prawie biegłem do pracy potykając się o każdy najmniejszy kamyczek, przez co prawię dwa razy pozbawiłem się uzębienia, miałem na godzinę ósmą a było piętnaście po. Szef mnie zabije,  o nie on utnie mi głowę i powiesi ją sobie nad kominkiem. Pracowałem jako asystent prawnika korporacyjnego, w jednej z lepiej prosperujących firm, całe szczęście Niall Horan, który był moim szefem jest dość wyrozumiały i miałem cichą nadzieję, że mi tym razem odpuści, oby. 

Kiedy miałem już wchdozić  na pasy poczułem mocne szarpnięcie, przez co poleciałem do tyłu i w ostatniej chwili zauważyłem jak  przed oczami przejeżdża rozpędzony samochód. Nie upadłem na ziemie gdyż okazało się, że trzymały mnie silne ramiona, które idealnie spoczywały na mojej tali. Spojrzałem w górę napotykając piękne niebieskie tęczówki, zjechałem niżej dostrzegając  prosty nos, wąskie usta oraz niesamowicie zarysowaną szczękę, którą okalał dwu dniowy zarost.

- Nic Ci nie jest loczku? ludzie w tych czasach nie potrafią jeździć. - usłyszałem dość wysoki jak na mężczyznę głos, z lekką chrypką. Był idealny, po moim kręgosłupie przeszedł dreszcz na ten dźwięk.

- Uratowałeś mnie...- szepnąłem będąc w szoku, nadal byłem w ramionach mężczyzny.  Szatyn jak zdążyłem zauważyć, również skapnął się, że nadal jestem w jego ramionach dlatego postawił mnie prosto  puszczając, ale nie zrobił kroku w tył nadal był wystarczająco blisko abym mógł poczuć jego nieziemskie perfumy, już wiem jaki zapach chcę czuć do końca życia, przeszło mi przez myśl.

Why so long? || Larry. OsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz