Trzydzieści dwa po piątej. Rok 2051. Niebo mieniło się czerwienią w krwawym blasku wschodzącego słońca, które właśnie się obudziło by zobaczyć katastrofę. Usłyszałam pierwszy strzał. Szkło w moim oknie otrzymało bolesny cios metalowej kuli która przebiła je na wylot i upadła z łoskotem na drewnianą podłogę. Siedziałam jeszcze w łóżku. Opatulona kocem trzęsłam się ze strachu. Próbowałam zachować zimną krew. W rękach trzymałam mojego króliczka - pluszową zabawkę którą mama uszyła mi na siódme urodziny. Nie byliśmy zbyt bogaci. Mieszkaliśmy w małym, drewnianym, można powiedzieć że prowizorycznym domku na środku pola, z dala od miasta i jakiejkolwiek cywilizacji. Nie chodziłam do szkoły. Mama uczyła mnie w domu z książek które kupowała w mieście za sprzedane ubrania które szyła. Była wybitną artystką. Ze skrawka materiału potrafiła stworzyć cudo. Jednak mało osób w mieście doceniało jej pracę, ponieważ była biedna i przez to uważali ją za gorszą. Ale była bardzo mądra, uczyła mnie i tatę wszystkiego o świecie. Była też bardzo dobra i towarzyska. Brakowało jej społeczeństwa dlatego tak często jeździła do miasta, przy okazji próbując zarobić na życie. Szyła mi i tacie ubrania, gotowała posiłki i wymyślała różne, najróżniejsze maszyny które mogły by pomóc nam w domu a tacie w gospodarstwie. Tato zapewniał nam jedzenie. Co dwa dni, rano, o czwartej wyjeżdżał swoim własnoręcznie skonstruowanym samochodem do magazynów sto kilometrów od nas. Tam pracował i zamiast pieniędzy dostawał zapas jedzenia. Może i brzmi to absurdalnie ale był to jedyny sposób na zapewnienie nam pokarmu. Trudno nam się żyło, nie tak jak innym. Ale było to z prostej przyczyny - w 2043 roku, przed moimi narodzinami naszą rodzinę spotkała tragedia. Bowiem po dziadkach odziedziczyliśmy bardzo dużo pieniędzy i piękny dom. Niestety, źli ludzie, łasi na nasz dobytek dowiedzieli się o naszym majątku, zabili dziadków, obrabowali dom a potem go podpalili. Rodzice zostali bez grosza. Nikogo innego z rodziny nie było już na tym świecie, więc musieli działać na własną rękę. Byli bardzo młodzi - jeszcze przed studiami a gdy dowiedzieli się że urodzę się ja, zrezygnowali z planów dalszej edukacji i przenieśli się tu gdzie jesteśmy teraz. Gdyby nie porzucili nauki może byśmy byli teraz w lepszej pozycji, ale za priorytet obrali sobie dobre wychowanie mnie. Mimo tego zawdzięczam im wszystko co mam i nigdy nie zamieniłabym ich na innych rodziców. Moje rozmyślania o naszym losie przerwał przeraźliwy krzyk bólu dobiegający z zewnątrz. Jak oparzona wyskoczyłam z łóżka wciąż trzymając w ręku króliczka. Powolnym krokiem pełna przerażenia podeszłam do zrujnowanego przez kulę okna. Bałam się zobaczyć co stało się na dworze. Mimo to wyjrzałam przez okno. To, co ujrzałam wyryło w mojej pamięci straszliwy ślad. Mój tato, mój najukochańszy tato leżał na ziemi w kałuży krwi. Mama podbiegła do niego. Próbowała go ocucić, ale bez skutecznie. Płakała i próbowała zatamować krwotok. Ale bez celu, tata już nie żył. Wydała z siebie przeszywający krzyk cierpienia. Przytuliła tatę, szlochała w jego zakrwawioną, spoconą koszulkę po czym wstała i zaczęła zaciągać zwłoki do szopy, by nie zostawiać go na polu bitwy. Wtedy zobaczyła, że wszystkiemu się przyglądam. Zobaczyła moją bladą jak ściana twarz, zalaną łzami, wpatrującą się w tatę. Teraz jej wyraz twarzy oprócz cierpienia zawierał także matczyną miłość.
- Uciekaj! Kochanie uciekaj! Najdalej jak się da! Znajdę cię, obiecuję! - krzyknęła.
Po tych słowach znów zaczęła ciągnąc ciało taty w stronę szopy a jej ręce zaczęły się jeszcze bardziej trząść. Opuściłam się na podłogę. Oparłam głowę o ścianę i wydałam z siebie najgłośniejszy okrzyk na jaki mogłam sobie pozwolić. Nigdy wcześniej tak bardzo nie cierpiałam. Nie mogłam się pogodzić z tym, co zobaczyłam. Płakałam tak mocno, że cała moja sukienka zrobiła się mokra od łez a z ust zaczęła się sączyć ślina. Wiedziałam, że na terenie całego kraju odbywa się wojna, wiedziałam, że ludzie giną. Ale dlaczego akurat mój tata? Dlaczego on? Był najbardziej pracowitym i najserdeczniejszym człowiekiem na ziemi! Serce miał na dłoni, nawet dla najgorszego człowieka, a taki los go spotkał. Siedziałam tak jeszcze przy ścianie łkając, puki ściany obok mnie nie przebiła kolejna kula. Ktoś już wiedział że tu jestem. Musiałam uciekać, tak jak mama kazała. Złapałam z łóżka koc i w biegu okryłam się nim co chwila uchylając się, by uniknąć zderzenia z serią kul które zmierzały teraz w moją stronę. Wybiegłam z domu tylnymi drzwiami - na szczęście tam nikogo nie było. Rzuciłam się w dzikim pędzie do klapy w ziemi - szedł tamtędy podziemny tunel którego wylot znajdował się po drugiej stronie rzeki przepływającej obok naszej chatki. Gdy zamykałam klapkę usłyszałam strzał w moją stronę i głosy mężczyzn. Biegłam ciemnym, mokrym tunelem jak szalona. Zalana łzami, okaleczona przez szkło które leżało na podłodze i po którym w ucieczce przebiegłam bosymi stopami. Gdy znajdowałam się wystarczająco daleko od domu i gdy upewniłam się że jestem w tunelu sama opuściłam się na mokrą posadzkę, ukryłam głowę w rękach i przytuliłam króliczka. Byłam pewna, że to nie koniec traumatycznych wydarzeń tego dnia.
YOU ARE READING
FATALITY
ActionJak tak dobra i mała istota może mieć w sobie tak wielką rządzę zemsty? Wydarzenia z życia kształtują nas, nie do końca tak, jak byśmy chcieli, i pozostawiają w naszych umysłach krwawy ślad..