Rozdział trzeci

4.5K 245 41
                                    

ELLIE

Lot przebiegł bezproblemowo. Zasnęłam na niecałe trzy godziny, a resztę czasu poświęciłam na czytanie książki. Wybrałam jedną z tych, które kupiłam tuż przed wylotem na wypadek chłodnych wieczorów i ewentualnego braku zajęcia – chociaż wątpię, że w Madrycie w środku lipca będzie kiepska pogoda. Dodatkowo będę miała przecież dużo miejsc do zwiedzania, o ile pani Olivera nie będzie mnie akurat potrzebowała i pozwoli mi wyjść. Tego dowiem się już na miejscu.

Zastanawiam się, jacy oni są. Ten cały Diego musi być wpływowym człowiekiem. Zauważyłam w dokumentach wzmiankę, że jego firma zajmująca się nieruchomościami jest numerem jeden w całej stolicy. Imponujące. Trzydzieści lat, a już taki dorobek. Mam nadzieję, że nie jest snobem i mój półroczny kontrakt przebiegnie w miłej atmosferze. Nawet nie wiem, jak on wygląda. Nie pamiętam, aby było dołączone jakieś zdjęcie.

Dochodzi godzina jedenasta, a moim oczom ukazuje się piękny Madryt, który właśnie przygotowuje się do snu. Kocham Hiszpanię, jednak nigdy nie było mi dane zobaczyć tych rejonów. I oto jestem. Ellie Walker w wielkim mieście. Uśmiecham się na samą myśl o tym stwierdzeniu. Nowy Jork mi nie pasował, więc przeniosłam się tutaj.

Dostałam mailowo informację, że odbierze mnie niejaki Miguel i odwiezie do posiadłości, a rozmowę z moim przełożonym odbędę rano ze względu na późną godzinę przyjazdu. Ucieszyło mnie to, bo przecież w ten sposób będę miała czas na zastanowienie się, co i jak powiedzieć, aby wypaść jak najlepiej i przypadkiem nie palnąć jakiegoś głupstwa.

Lekki, ciepły wiatr muska moją twarz, a ja, uśmiechając się, oddycham pełną piersią i wysiadam z samolotu. Już podczas lotu obiecałam sobie, że zrobię wszystko, aby zmienić swoje życie i zapomnieć o Tomie. Teraz, kiedy tutaj jestem, wiem, że ten cel mam na wyciągnięcie ręki. Zwyczajnie to czuję, a intuicja zawsze się sprawdza. Szkoda tylko, że nie podpowiedziała mi o romansie narzeczonego, ale ten jeden występek mogę jej wybaczyć.

Na ogromnym lotnisku czeka na mnie wysoki brunet w czarnym, idealnie dopasowanym garniturze. Muszę przyznać, że jest naprawdę przystojny. Moje sokole oko nie zawodzi i teraz bez żadnych skrupułów mogę je wykorzystać. Przecież nie mam chłopaka. Mężczyzna trzyma w rękach kartkę z napisałem Ellie Walker i nerwowo rozgląda się po hali. Wygląda komicznie. Wyobrażam sobie, że nagle zauważa mnie i macha z uśmiechem od ucha do ucha oraz błyszczącymi oczami. Podbiega do mnie, przytula i podnosi ze szczęściem wymalowanym na twarzy. Ale to nie ta bajka, więc szybko kręcę głową i karcę się w myślach za to wyobrażenie. W rzeczywistości facet stoi i posłusznie czeka, aż w końcu podejdę. Jeszcze chwilę obserwuję jego umięśnioną posturę, aż w końcu ruszam w jego kierunku, ciągnąc za sobą ciężkie bagaże.

– Ellie Walker. To ja. – Podaję mu dłoń, witając się w języku hiszpańskim. Dawno się nim nie posługiwałam. Mam jednak nadzieję, że nie brzmię dziwnie.

– Miguel Guzman. Proszę za mną.

Mężczyzna składa kartkę na cztery części i wkłada do kieszeni marynarki. Ruchem prawej dłoni pokazuje mi drogę, która prowadzi do dużego, czarnego SUV–a. Miguel otwiera drzwi z prawej strony, a ja posłusznie siadam na miejscu, podając mu wcześniej walizki. Wkłada je bagażnika, wsiada za kierownicę i już po chwili jedziemy do miejsca, w którym spędzę następne pół roku.

Miguel jest miły, śmiem nawet stwierdzić, że bardzo miły. Taka natura Latynosów. Oni zawsze zapytają, co u ciebie i z zaciekawieniem będą słuchać twoich odpowiedzi. W Nowym Jorku, przynajmniej tam, gdzie mieszkałam, rzadko kto się tobą zainteresuje. Wszyscy są zabiegani, nieufni i zamknięci na drugiego człowieka, dlatego cieszę się, że trafiłam właśnie tutaj.

TOWARZYSZKA MAFII -  W KSIĘGARNIACH Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz