Prolog

9.1K 281 30
                                    

ELLIE

Minął miesiąc od mojego niedoszłego ślubu. Tom był wymarzonym przyszłym mężem. Znaliśmy się od dzieciństwa, razem wychowywaliśmy, nasi rodzice się przyjaźnili, a wesele planowaliśmy już jako dzieciaki. Był opiekuńczy, zaradny, empatyczny i zawsze przy mnie trwał, kiedy go potrzebowałam. Kiedy powiedział „nie", poczułam, że rozpadam się na kawałki, a każda część mojego ciała krzyczała, że to niemożliwe. Myślałam, że po prostu śnię i zaraz obudzę się z tego koszmaru. Nie mogłam pojąć, co nim kierowało. Wykrzesałam z siebie resztki zdrowego rozsądku i pobiegłam za nim, gdy w pośpiechu opuszczał kościół, ściągając przy tym marynarkę.

Kiedy znalazłam się za bramą kościoła, zrozumiałam. W naszym czerwonym audi, zaparkowanym obok świątyni, na Toma czekała piękna, długonoga blondynka o niebieskich oczach. Serce prawie mi wystrzeliło z płuc. To była ona. Jedna z najlepszych architektek w Nowym Jorku. Zatrudniłam ją do stworzenia naszego wymarzonego domu, który kupiłam wraz z narzeczonym. Potrzebna nam była osoba, która pokieruje nas przy realizacji projektu i narzuci swoje poprawki.

Tom doglądał prac całymi dniami, twierdząc, że chce być obecny przy każdym podejmowanym kroku, a ja nie widziałam w tym niczego złego. Pracowałam zdalnie jako osoba do spraw marketingu w kilku małych przedsiębiorstwach, które chciały się wybić na tle innych, więc rzadko wpadałam na naszą budowę. Ufałam Tomowi i wiedziałam, że dopilnuje, aby wszystko było tak, jak sobie zaplanowaliśmy.

I dopilnował. Aż za bardzo.

Łzy napływały mi do oczu, kiedy pospiesznie szedł w jej kierunku, a ja stałam w osłupieniu, nie mogąc wydobyć z siebie żadnego słowa.

Co miałam powiedzieć? Że przekreślił wszystkie lata spędzone razem? Że zniszczył mnie od środka? Że już dawno temu mógł wyznać, że mnie nie chce? Myśli galopowały w mojej zdezorientowanej głowie, nie pomagał też fakt, że stałam kilka kroków od nich.

– Ellie... Wybacz. – Blondynka wycelowała we mnie palcem, a jeszcze do niedawna mój Tom odwrócił się i ze zbolałą miną zaczął się tłumaczyć. – Nie wiedziałem, jak przekazać ci prawdę, nie miałem odwagi zrobić tego wcześniej. To wszystko tak jakoś dziwnie wyszło... Miałem wrażenie, że od pewnego czasu traktujemy się jak rodzeństwo. Czegoś mi brakowało.

Stałam jak wryta. Nie odezwałam się. Otarłam tylko łzy i nadal słuchałam, co miał mi do powiedzenia.

– Kocham ją... – wymamrotał, a wtedy nie wytrzymałam i musiałam przemówić. Jak mógł ją kochać? Przecież prawie jej nie znał! To ja poświęciłam dla niego najlepsze lata, a on tak po prostu stwierdził, że jest zakochany w innej?!

– Chcesz mnie tak zostawić po tym wszystkim, co razem przeżyliśmy? Tom... Skąd wiesz, że to jest to? Skąd wiesz, że nie popełniasz właśnie wielkiego błędu? Największego błędu swojego życia...? – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.

Szczerze liczyłam, że zaraz oświadczy, że jest tutaj ukryta kamera i dałam się nabrać. Podejdzie, przytuli i oznajmi, że dostał grube siano za ten kawał i pokażą nas w jakimiś programie telewizyjnym. Kurwa, nie wiem, do cholery jasnej! Cokolwiek, tylko nie to, co przed chwilą usłyszałam!

– Nie bądź na mnie zła... Będę płacił za mieszkanie. – Spojrzał na mnie ostatni raz i wsiadł do audi, odjeżdżając z tą zdradziecką blondynką z napompowanymi ustami.

Po chwili z kościoła zaczęli wychodzić goście, a ja stałam jak słup soli, patrząc na oddalającą się parę roku i nie wiedziałam, co robić. Jeszcze nigdy tak się nie czułam. Jeszcze nigdy nikt tak mnie nie zranił. Tom przebił moje serce na wylot. Nie... On zwyczajnie i bez żadnych zahamowań wyrwał je i wyrzucił.

– Zapraszam na zabawę! Szkoda, żeby to wszystko się zmarnowało. – Głos mojej mamy sprowadził mnie na ziemię. Zachowywała się niczym policjant kierujący ruchem, popędzając gości do aut.

– Mamo, ja nie dam rady... Jadę do domu – mruknęłam, ledwie trzymając się na nogach. Po chwili doczłapałam do niej.

Matka wykazała chęć dotrzymania mi towarzystwa, zgodziłam się. Pojechałyśmy do mojego mieszkania wynajętym samochodem, a droga przebiegła w kompletnym milczeniu. Nie miałam na nic ochoty. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu i zapomnieć o tym przeklętym dniu.

***

Każdy dzień wyglądał tak samo. Miałam wrażenie, że moje życie legło w gruzach i nigdy już nie uda mi się stanąć na nogi. Nic nie pomagało. Rodzice zostali kilka dni dłużej, żeby mnie czymś zająć, ale ich trud nie przyniósł rezultatu. Później wrócili do Kanady, a ja dalej przeglądałam Netflixa, wcinałam pizzę pod poplamionym od sosu kocem i siedziałam w ulubionym dresie, który chyba powinnam była już wrzucić do pralki. Chrzanić to.

Ana, moja przyjaciółka, również próbowała wielu sposobów. Przychodziła z listą filmów do obejrzenia i skrupulatnie wybierała tylko te, w których nie było wątku miłosnego. Byłam jej wdzięczna, choć nie bardzo pomagało mi to zapomnieć o sytuacji sprzed kilku tygodni.

Nie pracowałam. I tak szefostwo wszystkich firm, w których byłam zatrudniona, myślało, że udałam się w podróż poślubną na Karaiby, więc nie musiałam nic wyjaśniać. Bilety zniknęły, wiec wiedziałam, że Tom wyleguje się właśnie pod palmami, a blond cizia leży obok niego, popijając kolorowe drinki.

Nadeszła sobota. Dzisiaj świętowałabym miesiąc małżeństwa. Nigdy nie interesowały mnie takie bzdurne okazje, ale jakaś cząstka mnie chciała to uczcić.

Rano zadzwonił do mnie Philip, mój bardzo dobry kolega. Miał dla mnie podobno superofertę nie do odrzucenia. Marne szanse, że coś poprawi mi nastrój, więc sceptycznie podeszłam do naszego umówionego na poniedziałek spotkania.

Niedziela minęła w ekspresowym tempie. Znowu leżałam bezczynnie w łóżku, gapiąc się w telewizor i zastanawiając, jaką ofiarą życia byłam. W końcu usnęłam. Miałam nadzieję, że kolejny dzień będzie lepszy. 

TOWARZYSZKA MAFII -  W KSIĘGARNIACH Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz