3. Bo w o j n a już taka jest

362 22 4
                                    

– Słyszałem, że Pogotowie Harcerzy zostało dzisiaj z rana wyprowadzone z Warszawy – odparł Henryk Wiślawski, kiedy jego córka zabrała się za ścieranie kurzu w salonie.

– Tak, to prawda – odpowiedziała smutno. Alek wraz z przyjaciółmi byli właśnie w Pogotowiu Harcerzy. – Tato, wiesz, że mogłeś też iść?

–Wikuś, wiesz, że i tak bym nie poszedł. Nie zostawię cię samej. Co innego, gdyby Maciej albo Janek albo Zośka byli w stolicy... – zerknął na nią zza gazety i uśmiechnął się delikatnie. – A jak się ma wasze Pogotowie? – zapytał wertując kartki.

– Na razie nie robimy nic wielkiego. Głównie budowanie barykad, kopanie rowów, opieka nad dziećmi, niekiedy pomoc medyczna. Póki co, nie mamy takie rozbiegu, zobaczymy, co będzie dalej – przetarła stół i ujrzała dwa listy, jeden otwarty, a drugi wciąż zamknięty.

– Mama pisała. Ten nie otwarty jest dla ciebie. Była tutaj wcześnie rano ciotka i je przyniosła.

Chciała się go zapytać, czy wciąż są pokłóceni, czy wszystko między nimi jest w porządku, ale wiedziała, że nie może o to pytać – nie wypadało. Odłożyła ścierkę do kuchni i pomaszerowała prosto do swojej sypialni, gdzie usiadła na swoim łóżku i delikatnie odpakowała kopertę.

Kochana córciu,

Mam nadzieję, że macie się dobrze. Słyszałam o tym bombardowaniu... Tutaj u cioci jest spokojniej. Jechałam pociągiem z naszą sąsiadką panią Danką i Bogu dzięki trafiłyśmy tu bez żadnych problemów. Wciąż wolałabym, żebyś tutaj była z ojcem, więc jeśli przemyślałabyś tę sprawę, to napisz. Jednak rozumiem cię. Przepraszam za moje zachowanie, mam nadzieję, że mi wybaczysz. Dbaj o siebie, tatę i Alka. Pozdrów ich i Jadzię ode mnie.

Całuję,

Mama.

Skończyła czytać, a jednak wciąż trzymała list w dłoniach. Przejechała opuszkami palców po jej starannym piśmie i zwyczajnie się rozpłakała. Najpierw opuściła ją matka, a teraz jeszcze jej przyjaciele z Dawidowskim na czele. Podczas wojny tamtego momentu pierwszy raz poczuła, że się boi. Że jest sama, nawet jeśli za ścianą jest ojciec, nawet jeśli kilka minut marszu mieszka jej drużynowa, nawet jeśli jej koleżanki i harcerki są wciąż w stolicy – bała się.

Usłyszała pukanie i niechętnie podeszła do drzwi. Pociągnęła za klamkę i w otwartych drzwiach zobaczyła panią Janinę Dawidowską. Cieszyła się z jej odwiedzić. Pani Dawidowska była bardzo częstym gościem w mieszkaniu Wiślawskich. Obie rodziny uwielbiały spędzać razem czas, a idealnym przykładem byli Ruda i Alek. Zdarzało się, że świata obchodzili wspólnie, co jeszcze bardziej budowało przyjaźni tej dwójki. Pani Dawidowska bardzo lubiła Wiktorię, mówiła o niej: to taka wesoła, pełna energii dziewczyna.

Janina od razu wzięła ją w swoje ramiona, kiedy tylko zobaczyła jej czerwone oczy i łzy na policzkach. Słyszała o tym od Henryka, co działo się w tym miejscu pierwszego września. Jednocześnie rozumiała postępowanie jej przyjaciółki Klary, a z drugiej strony nie. Rozumiała, że się bała o swoje jedyne dziecko, że chciała je odciągnąć od tego piekła, które ją czekało, ale też nie potrafiła zrozumieć jak chciała na siłę zabrać ją stamtąd. Miała zostawić drużynę, przyjaciół? Janina wiedziała, że to nie wchodzi w grę.

– Chodź, dziecko, zaparzymy herbatę – wyszeptała w ucho Rudej.

***

5/6 września 1939 r.

Zbliżała się godzina trzecia w nocy, a Ruda wraz ze złotą trójcą wracała z kopania rowów, ponieważ chwilę po północy prezydent Warszawy Stanisław Starzyński począł wzywać ludzi do kopania rowów. Zgłosiły się tysiące, a między innymi Wiktoria Wiślawska, Janek, Zośka i Alek. Panował wrześniowy, poranny chłód. Promienie słońca powoli przedostawały się do stolicy. Wiślawska od kilku godzin odczuwała tylko zimno. Miała na sobie swoją starą sukienkę i jakiś stary, gdyby sweter wyciągnięty na szybko z szafy mamy. Łydki wraz z stopami miała odmrożone. Liczyła, że lada chwila pojawi się słońce. Dziękowała sobie w duszy, że zabrała ten sweter i, że ciężko pracowała, bo dzięki temu nie było jej aż tak zimno. Widziała, że dolna część jej sukienki jest całkowicie ubrudzona, a jej czarne buty były dosłownie szare. To wszystko przez nocny deszcz, który doprowadził do utworzenia błota.Krople potu spływały po jej twarzy, które starła brudną ręką, co sprawiło, że na jej czole został brudny ślad.

napełnij mnie patriotyzmem《MACIEJ ALEKSY DAWIDOWSKI》Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz