Warszawa, 7 wrzesień 1939 r.
– Niemcy u bram miasta! – krzyczał Umiastowski w radiu. Wiślawska siedziała przy oknie, choć ojciec jej tego kategorycznie zabronił, bo przecież bombardowanie wciąż trwało. Wyprostowała się i zgłośniła audycję. Spodziewała się tego, że za niedługo Niemcy wejdą do Warszawy, ale nie sądziła, że w aż takim szybkim tempie. Przecież niedawno żegnała Alka, przy otwartym oknie i mu pomachała, gdy ten wychodził z kamienicy na wymarsz na wschód. Pamiętała, że mimo zaistniałej sytuacji – uśmiechał się.
– Dziecko, ależ zejdź z tego okna – odparł wystraszony pan Wiślawski, gdy ujrzał swoją córkę w potencjalnym niebezpieczeństwie. – Bombardowanie, a ty na parapecie siedzisz – potrząsnął głową i usiadł na jej łóżku, które było idealnie pościelone, nietknięte. – Spałaś? – odpowiedziała mu tylko zaprzeczającym kiwnięciem głowy. Popatrzył na nią – siedziała na białym krześle i tępo gapiła się w jasną ścianę, gdzie wisiała fotografia, którą dostała od drużynowej kilka dni wcześniej.
– Co jeśli nie dam rady? Cała drużyna na mnie liczy – drużynowa i moje harcerki. Co jeśli nie podołam? – spojrzała na ojca ze łzami w oczach. Wydawała mu się wtedy taka mała, skromna, krucha, ani trochę podobna do tej Wisi sprzed wojny. Zawsze uśmiechnięta, dowódcza, pełna empatii, odważna. Nie poznawał jej.
– Wisia, jesteś najbardziej odważną harcerką w całej stolicy – poklepał ją po plecach dla otuchy. – A kto wskoczył do jeziora, gdy twoja harcerka się topiła? Kto przebiegł pół Warszawy, żeby dostarczyć jeden rozkaz na czas? Kto wszedł na wysokie drzewo, żeby ściągnąć z niego kota? Kto, jak nie ty, wstanie na przekór wojnie?
– Pewnie każda lepsza harcerka – zaśmiała się pod nosem.
– Ale ty jesteś jedyna w swoim rodzaju, a Polska takich jak ty potrzebuje. Musisz poprowadzić te młode dziewczyny, żeby stały się takie jak ty – wskazał palcem na nią i się uśmiechnął.
***
Wrzesień tamtego pamiętnego roku wydawał się Polakom jak z jakiegoś koszmaru. Warszawa, którą już od początku wojny walczyła zawzięcie, powoli gasła. Ulice stolicy popadały w nędzę, epidemię chorób, głód i przede wszystkim – śmierć. Miasto, które już pierwszego dnia września było gotowe na walkę, powoli stawało się gruzowiskiem. Zwłoki koni leżące na ulicach tylko po to, żeby zjeść choć trochę koniny. Przerażone dzieci, młodzież, która nieustannie walczy u boku dorosłych – rowy, okopy, pomoc sanitarna. I właśnie taką pomoc świadczyła Wiktoria Wiślawska wraz z jej drużyną harcerek.
Koniec września była dla niej najcięższym okresem. Pracy było po pachy. Tym bardziej, że rannych było coraz więcej. Często nie spała, a w domu bywała tak rzadko, że ojciec powoli zapominał, jak jego córka wygląda. A zmieniła się dramatycznie – ścięte włosy z obawy na wszy, opadnięte policzki, wychudzone ciało. Jej mundur, który nosiła z dumą, stawał się tak brudny, że już nie widoczny. Kiedy przychodziła do domu, to ojca nie było. Bywała tam dosłownie kilka minut, by sprawdzić czy przypadkiem nie spadła na jej kamienicę bomba lub przychodziła po jakiś grubszy sweter, bo październik zbliżał się dużymi krokami.
Najczęściej spała w szpitalach, gdzie pomagała ratować ludzi. Właściwie to robiła sobie krótkie drzemki, bo na sen nie było czasu, a zresztą – ciężko się spało, kiedy się wiedziało, że jest wojna. Dlatego też Wiślawska mało spała. Przeważnie siedziała oparta o ścianę i zapisywała myśli w swoim zeszycie, który był dla niej jedyną rozrywką w tamtym momencie. Pisała listy, wspominała, tworzyła krótkie wiersze. Najwięcej w tym zeszycie było Alka, za którym tęskniła cały czas. Chciała, żeby wtedy przy niej był. Mimo że pracowała ze swoimi harcerkami, to czuła samotność, bała się. Nie chciała wtedy umierać, po tym pocałunku, po tym kiedy ich uczucia wyszły na jaw.
CZYTASZ
napełnij mnie patriotyzmem《MACIEJ ALEKSY DAWIDOWSKI》
Historical Fictionp a t r i o t y z m łatwo powiedzieć trudniej wcielić w życie które wisi na włosku PIERWSZA, STARSZA WERSJA Start: 07.04.2019 r. Koniec: 2.03.2020 r. NOWA WERSJA Start: 14.04.2020 r. Koniec: ... 14.04.2020 r.- 7,5 tyś. wyświetleń (mój największy su...