1. Ostatnie promienie słońca

613 39 3
                                    

Warszawa, 31 sierpnia 1939 r.

Sierpniowa pogoda dopisywała warszawiakom – słońce, lekki wiatr. Kwiaty, zielone drzewa rosły, a cała stolica wydawała się wyjątkowo piękna. Ludzie spacerowali, wybierali się na zakupy, a dzieci z uśmiechem na twarzy biegały po okolicznych placach. Pachniało wolnością, swobodą Polski, na którą tak długo czekali. Choć warszawiacy gdzieś z tyłu głowy mieli świadomość, że poza granicami kraju coś się działo, coś złego.

– Pięknie dzisiaj – odezwała się Wiktoria Wiślawska, przyjmując na twarz ciepłe promienie słońca. Jej biała sukienka w kolorowe kwiaty falowała się wraz z ciepłym wiatrem, a rude loki śmiesznie wpadały jej na piegowatą twarz. Lekko mrużyła oczy, a kroki stawiała pewnie.

– Pięknie jest tu i ówdzie – wskazał wolną dłonią Dawidowski, mówiąc teatralnym głosem. – Choć najpiękniej tu – skierował palce na jej twarz, uśmiechając się promiennie.

– Romantyk – prychnęła.

– A jak! Jeszcze prosto ze stolicy – powiedział głośniej, a Wiślawska się zaśmiała.

Wiktoria wraz z Maciejem weszła do jak zwykle zatłoczonego tramwaju. Do nozdrzy Wiślawskiej dotarł zapach potu, który wydawał jej się nie od zniesienia. Cieszyła się w duchu, że ulica Niepodległości – miejsce zamieszkania Bytnara, wcale nie była tak daleko. Spojrzała się na Alka, a on tylko się z niej zaśmiał. No przecież Dawidowski to jak brzoza – wysoki, szczupły, a ona pośród tych wszystkich ludzi taka mała, krucha, niewinna. Odgarnęła z twarzy miedziane włosy i głośno wypuściła powietrze. Mijali liczne budynki w świetle gorących promieni słonecznych, dzieci z lizakami w rączkach czy młodych ludzi na spacerach w okolicznych parkach.

Odetchnęła z ulgą, gdy tylko wydostali się z komunikacji miejskiej. Znów ciepłe promienie słońca ogrzewały jej bladą twarz. Była zadowolona, nawet jeśli musiała przybywać ponad dziesięć minut w czyimś pocie i strasznym zaduchu, cieszyła się, że mogła spędzić czas z Alkiem, w którym już od dawna się podkochiwała. Właściwie od momentu poznania go pod jej własną szkołą.

1937

Wyszła z sali matematycznej całkowicie wymęczona dniem w szkole. Nie przepadała za matematyką, wolała zdecydowanie przedmioty humanistyczne. Szczególnie uwielbiała słuchać historii Polski na zajęciach z historii. Jednak tamtego dnia spędziła kilka godzin nad matematyką i marzyła tylko o tym, żeby wrócić do domu i wypić herbatę ziołową.

Maszerowała placem szkolnym, a wiatr rozwiewał jej dwa, grube warkocze. Pogoda wydawała jej się piękna – idealna na spacer, ale nie czuła się na siłach na jakiekolwiek chodzenie po stolicy. Była już prawie przy głównej bramie, gdy zobaczyła wysokiego chłopaka w mundurze harcerskim, opierającym się o drugi koniec ciemnej bramy. Jego jasną czuprynę zakrywała ciemnozielona rogatywka z lilijką na środku. Lekko się speszyła i spuściła głowę w dół. Chciała jak najszybciej stamtąd zniknąć, więc dużymi krokami przeszła przez bramę.

– Panienko – podbiegł do niej, a Wiktoria przestraszona słyszała jak jej serce bije o wiele szybciej niż zwykle. – Nie wie może panienka, gdzie mogę teraz znaleźć Marylę Dawidowską? – Wiślawska zaskoczona pytaniem, zamrugała kilka razy. Przyjrzała się jego twarzy – biło od niego pozytywną energią, a jego jasne oczy wydawały jej się hipnotyzujące. Maryla to jej znajoma z klasy niżej. Lustrując jego twarz zrozumiała, że to musi być brat Dawidowskiej!

– Wydaję mi się, że powinna być na dziedzińcu – ledwo wydukała.

– Mogłaby mnie panienka zaprowadzić? – zapytał lekko speszony, bo było mu trochę głupio prosić o takie rzeczy.

napełnij mnie patriotyzmem《MACIEJ ALEKSY DAWIDOWSKI》Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz