Rozdział 1

356 3 4
                                    

Emily

Wstałam o ósmej.Jest dzisiaj ostatni dzień lipca,czyli środek wakacji.Poszłam do łazienki,ogarnęłam tam szopę,jaką miałam na głowie i skierowałam się do kuchni.Mamy z mamą bardzo małe mieszkanie w bloku,ale jest dobrze.

-Cześć-powiedziałam jeszcze trochę zaspana.

-O,kochanie.Już wstałaś?

-Tak.Jakie mamy plany na dzisiaj?-oczy mojej rodzicielki trochę zrobiły się nieskpokojne,a ja sobie przypomniałam,że dzisiaj miała co miesięczne badania.-Kiedy wyjeżdżasz?

-Za dziesięć minut.-powiedziała,gdy ja już robiłam sobie bardzo orginalne śniadanie-płatki z mlekiem.

-Emily!-Popatrzyłam na nią pytająco.-Najpierw mleko.

-Nie,płatki.

-Mleko.

-Płatki.

-Ochh!Dobrze,ja jadę.-Uśmiechnęłam się.Wygrałam w tej potyczce słownej i byłam z tego dumna.Zanim zdążyłam odpowiedzieć,moja mama zniknęła w wejściowych drzwiach.

Ja zaczęłam jeść śniadanie,przy okazji patrząc na jakieś głupie wiadomości w telewizorze.Gangi?Pfffff!Tutaj,w Ascocie,nie ma żadnych "Gangów".

Zaczęłam czytać książkę.Tak,robiłam to z nudów.Usłyszałam dźwięk mojego telefonu,więc po niego poszłam.

Mama

Treść:Kochanie,badania wyszły pozytywnie.Już jadę do domu.

Uśmiechnęłam się na te słowa.Szybko ubrałam się w jakieś jeansy i za dużą bluzę,po czym zrobiłam sobie herbatę.

Po jakiś dziesięciu minutach ktoś zapukał do mieszkania,więc poszłam i otworzyłam.Zdziwiłam się,gdy zamiast mojej rodzicielki,do pokoju weszła kobieta z jakimś mężczyzną.Zamknęłam drzwi i zaprowadziłam ich do salonu.

-Emily Hope?-zapytał chłopak.Miał gdzieś pod dwudziestkę.

-Hale.-poprawiłam.

-A,tak.Więc twoja...mama zginęła w wypadku samochodowym.Uderzył w nią rozwścieczony kierowca.-moje oczy zaszły łzami,a z ust wydobył się szloch.

-T-teraz...trafię d-do domu d-dziecka?-zapytałam,chlipiąc.Goście popatrzyli po sobie.

-Twoi bracia zgodzili się Tobą zaopiekować.Jutro masz bilet na lot do Los Angeles.Spakuj się i już nie płacz.-skinęłam głową na słowa kobiety.Próbowałam się uspokoić,lecz moje ramiona wciąż się trzęsły. 

-Daj jej coś na uspokojenie,Cat.-mruknął mój główny rozmówca.Ta tylko skinęła głową i dała mi tabletkę do połknięcia.Poszłam do kuchni i wykonałam polecenie.Jak oni mnie tak szybko znaleźli?Ach,tak...to przecież XXI wiek.Wróciłam do salonu,gdzie dalej siedzieli ci ludzie.

-Kim Państwo są?

-Z opieki społecznej.Idź się spakuj.Dzisiaj jeszcze śpisz tutaj.Jutro o siódmej przyjedzie do Ciebie któryś z nas i zawiezie Cię na lotnisko.Spróbuj zasnąć.-odprowadziłam gości do wyjścia.Gdy tylko znalazłam się poza zasięgiem ich słuchu,dałam upst emocjom.Szlochałam,przy okazji pakując swoje rzeczy do naszej wspólnej walizki.Teraz to była tylko m o j a walzka.

-Dlaczego...dlaczego t-ty...-nawet nie wiem,kiedy skończyłam się pakować.Poszłam do łazienki,gdzie stało pudełeczko z biżuterią mojej mamy.Po chwili zastanowienia dopakowałam to do mojego dobytku.

Gdy się myłam,dotarła do mnie jedna informacja.

Ja jestem jedynaczką.

Ja nie mam braci.

***

Hej!

Witajcie w tej nowej książce!Mam nadzieję,że wam się spodoba.

***


Młodsza siostrzyczkaWhere stories live. Discover now