Rozdział 4

219 3 0
                                    

Dwa dni przed rozpoczęciem roku szkolnego

Emily

-Emily!-zawołał Bill.Przez te cztery tygodnie nie poprawiłam swoich relacji z braćmi.Jedynie z nim się trochę zakolegowałam,a z resztą...no.

Zeszłam na dół i spojrzałam się pytająco na mojego starszego brata.

-Jedziemy na zakupy szkolne.-pokiwałam głową i poszłam z nim do garażu.

Przyjechaliśmy do jakiejś wielkiej galerii.Bill kupił mi strasznie dużo rzeczy z wyższej półki.Zgadzałam się na nie nieśmiało.Wracaliśmy do domu,a ja w duchu skakałam ze szczęścia.Jeszcze nigdy nie miałam tylu świetnych przyborów!

***

-...a klasa Geograficzna ma numer 23.-odpowiedziała sekretarka na moje pytanie.Podziękowałam i skierowałam się na matematykę.Weszłam do klasy i zauważyłam,że tylko obok niebieskookiej blondynki było wolne miejsce.Usiadłam tam i się do niej uśmiechnęłam.

-Emily.

-Allys.Jesteś tu n...-naszą krótką rozmowę przerwała nauczycielka.

-Zaczynamy pierwszą lekcję!-i tyle z rozmowy.-Dzisiaj lekcja wychowawcza jako,że jest z nami nowa uczennica.Chodź i się przedstaw.-wyszłam na środek klasy i się przedstawiłam.Na moje nazwisko klasa popatrzyła na siebie.Zmarszczyłam brwi.

-Coś nie tak?

-Masz braci?-kiwnęłam głową.-Nie cieszą się dobrą reputacją w tej szkole.-ponownie kiwnęłam głową.W sumie to spodziewałam się tego po ich zachowaniu.

-Jakie masz zainteresowania?-zapyała matematyczka.

-Lubię grać na pianinie.-"wywiad" do końca potrwał spokojnie,lecz ja dalej z tyłu głowy miałam to,że moi bracia są typowymi bad boyami.Brooke postanowił,że będę po kolei z każdym z nich jeździć i wracać ze szkoły.Nie przeszkadzało mi to,ale zachwycona też nie byłam.

***

Skierowałam się w stronę auta Billa.Tak,na szczęście to on mnie dzisiaj odbierał.Uśmiechnął się i zaprosił gestem ręki do samochodu.Położyłam mojego granatowego kankena w nogi i się zapięłam.Bill zajął miejsce kierowcy i również zapiął pas bezpieczeństwa.Odpalił silnik i ruszyliśmy w stronę domu.W pewnej chwili naszą drogę zagrodziło jakieś czarne auto,a Bill przeklnął.Skierował auto w jakąś leśną drogę,a mnie lekko wbiło w fotel.Pewnie byłam blada jak ściana.Czarny Jeep ścigał nas,a my nabieraliśmy coraz większą szybkość.Gdy dom był w zasięgu naszego wzroku,odetchnęłam z ulgą.Zaparkowaliśmy w garażu i szybko skierowaliśmy się do domu.

-Bill,kto to był?

-Nikt ważny.-ta odpowiedź mnie nie zadowoliła,więc jak byliśmy w salonie,spróbwałam jeszcze raz.

-Kim byli Ci ludzie?-nie zwróciłam na to uwagi,że w salonie było jeszcze dwoje moich braci.

-Jacy ludzie?-zainteresował się Brooke.Bill wypuścił głośno pistolet i rzucił na stół...

O

Słodkie

Dzieciątko

Jezus

To był prawdziwy pistolet.

***

Uwielbiam kończyć w takich miejscach haha


Młodsza siostrzyczkaWhere stories live. Discover now