Smukłe palce przeleciały po pokrętle głośności starego odtwarzacza.
Dum dum dum dum dum dum dum
Te same smukłe palce zaczęły pstrykać w rytm muzyki.
Dum dum dum dum dum dum dum
W melodii pojawił się gitarowy riff i stare conversy zaczęły rytmicznie stukać w starą, drewnianą podłogę.
I been working so hard, I'm punching my card
Rytm kompletnie opanował mieszkanie, a on zaczął tańczyć. Klasyka lat 80. Dużo stukania i ruchu, ale jemu to wychodziło pięknie.
Eight hours for what, oh tell me what I got
Muzyka go niosła jak rzucał się po salonie.
Robił to z gracją ale zachowując energiczność tańca.
Toonight i gotta cut loose
Footloose
Kick of your sunday shoes
Jego ulubiona partia, pełna szalonych ruchów i ekspresji.
Dum dum dum dum dum dum dum
Rytmiczne przeskoki z nogi na nogę robiły echo które niosło się po starym budynku.
I'M TURNING IT LOOSE
Ruszał ramionami i strącił kubek z komody za sofą ale nie przerwało to tanecznej zabawy.
Tańczył jak chciał, czując satysfakcję i wolność w swoim ciele. Sznurówki w reakcji na energiczne ruchy rozplątały kokardę i latały wokoło butów ale miał to gdzieś.
Everybody cut
Everybody cut footloose...
W ostatniej nucie zrobił piruet i wystrzelił ręką w górę zawadzając o lampę.
Kropla potu spłynęła po jego czole ale czuł się najlepiej na świecie. Padł na kanapę, nie był zmęczony, bo organizm miał już swoją wytrzymałość. Usiadł żeby napawać się momentem, przetańczonym układem.
Zrzucił buty z nóg, spojrzał na zegarek.
Nie było późno, ale jeśli nie chciał się spóźnić do pracy musiał już się myć.
Ciągle podrygując w rytmie Footloose poszedł do łazienki. Wziął szybki prysznic.
Po wszystkim założył ubrania do pracy, na które składało się bordowe polo z logiem kawiarni i kratowane spodnie w kancik.
Założył lakierki i z żalem spojrzał na swoje szare conversy w których tańczy co rano zanim schował je do szafki.
Ten lubił kawiarnie w której pracował, ale wolałby utrzymywać się z tańca który kochał. Nie, z tańca który jest jego całym światem.
Zgarnął torbę z szafki, trzasnął drzwiami i wyleciał na klatkę zakładając słuchawki jedną ręką. Niewiele osób dobrze wygląda w nausznych słuchawkach, ale jemu akurat pasowały. Nawet bardzo.
Zbiegł pół piętra, chwycił się zręcznie poręczy i zjechał po niej jednocześnie wystukując na torbie rytm dzisiejszej piosenki.
Do kawiarni zazwyczaj dojeżdzał na rolkach, choć gdyby mógł wybrałby wrotki.
Pracował w kawiarni stylizowanej na amerykański milkshake bar z lat 80. Znana i popularna w mieście. Przychodzili znajomi żeby wypić coś słodkiego jak i studenci żeby w fajnej atmosferze udawać że się uczą. Lubił wystrój tego miejsca, bo lubił lata 80.
Marudził kiedyś kierownikowi żeby wprowadzić wrotki dla kelnerów ale, zmiennik Tena wyrżnął kiedyś w chodnik za dzieciaka na rolkach i nie ufa żadnym butom z kółkami.
Daleko nie miał, kilka ulic które o godzinie 10 zazwyczaj były puste. Przemierzenie ich zajęło dosłownie chwilę.
Lekko zdyszany walnął w drzwi, złapał za klamkę i dopiero je otworzył.
Na dworzu było ciepło, więc wchodząc odczuł zmianę temperatury. Kierownik niedawno wymieniał klimatyzator po tym jak porcja lodów w wafelku gofrowym z niewyjaśnionych przyczyn utknęła w poprzednim.
Poszedł na zaplecze, w między czasie przeglądając się w skrawku lustra stojącego obok lodówki.
Równo ścięta niebieska grzywka była lekko zmierzwiona, ale nie było to problemem. Włosy były na tyle krótkie, że nie wyglądał na roztrzepanego.➵
Dzień w pracy dłużył się niezmiernie, było praktycznie pusto. Nawet brak menadżera, a co za tym idzie możliwość wyboru muzyki nie satysfakcjonowała Tena. Myślami uciekał do salonu, jego małej prywatnej sali treningowej na której wylewał siódme poty spełniając się artystycznie. Minęła godzina od kiedy wyszedł Kun. Współpracownik, a zarazem całkiem bliski kumpel Tena podzielał jego gust muzyczny do pewnego stopnia.
Stwierdzenie że w kawiarni dzisiaj było nudno to małe niedopowiedzenie. Dobijała godzina 20 a gości może było dziś czworo. Nie wpadła nawet jego ulubiona grupa bogatych chłopaków. Xiao Jun, YangYang i najbardziej wyróżniający się z nich Hendery regularnie wpadali na milkshake. Każdy lekko arogancki, z dobrego domu i uczący się w dobrej szkole średniej. Mieli w sobie coś oryginalnego, ale też słoma wystawała z butów. Słomki w kwiatkach, rozlane napoje na stolikach albo kulki z oślinionych chusteczek strzelane w dziewczyny stolik dalej. Na podryw to nie wyglądało, raczej chamskie droczenie się.
Ten patrząc na zegarek miał wrażenie, że czas się ciągnie i im dłużej patrzy tym wolniej płynie. Do zamknięcia lokalu zostało 25 minut, Ten wystukiwał rytm na barze swoimi smukłymi palcami. Minuty płynęły leniwie, jak jak leniwy był ten letni wieczór. Ten zabrał się za sprzątanie lokalu. Uporał się szybko z podłogą i stolikami. Zamknął drzwi lokalu jakieś 10 minut później.
Rolki uciskały jego stopy po całym dniu pracy ale mimo tego szczęśliwy ruszył w stronę domu. Zamyślony sunął chodnikiem do momentu gdy nie wpadł na kogoś.
Sam zdołał utrzymać równowagę ale druga strona tyle szczęścia nie miała.
Człowiek w białych ubraniach runął na ulice jak kłoda. Całe szczęście nie uderzył głową, ale i tak nie wyglądało to dobrze.
- Przepraszam, zagapiłem się - wydusił pod nosem zawstydzony Ten.
Człowiek podniósł się z ulicy, widocznie lekko obolały i już miał się zacząć awanturować gdy zobaczył że Ten już jest daleko na swoich rolkach.
- Prostak - mruknął typ w bieli i poszedł w swoją stronę.20 minut później Ten siadając na kanapie poczuł ucisk w lewej kieszeni. Wsadził tam rękę i wyciągnął zimy przedmiot o nieregularnym kształcie, którym był klucz do szatni w National Balett Theatre.
- Cholera - mruknął wiedząc, że nic w życiu nie dzieje się bez przyczyny i będzie musiał zobaczyć człowieka w bieli znowu.
CZYTASZ
Livin' la vida loca 『 Ten × Winwin 』
FanfictionLata 80 i balet klasyczny nie idą razem w parze. Ale czy aby na pewno? fluff! smut!