« 𝘥𝘢𝘯𝘤𝘦 𝘰𝘧 𝘵𝘩𝘦 𝘭𝘪𝘵𝘵𝘭𝘦 𝘴𝘸𝘢𝘯𝘴 »

49 4 0
                                    

Palce.
Pięta.
Palce.
Pięta.
Palce.
Pięta
Krzyżyk.
Podskok.
Palce.
Pięta.
Palce.
Pięta.
Palce...
Białe buty podskakiwały na polerowanej podłodze sali ćwiczeniowej w rytm melodii.
Tu tu tu tu tu du du du du du du du.
Szczupłe ciało powtarzało kroki wlepiając wzrok w wielkie lustro na ścianie. Ciągle coś źle robił, mimo bycia świetnym. Można powiedzieć, że wymagał od siebie za dużo.
Pięta.
Palce.
Pięta.
Palce...
Tu tu tu tu tu tu du du du du du du.
Skrzypce wybrzmiewały, a strzelające z przemęczenia kostki tylko dodawały dramatyzmu.
Winwin ćwiczył przeskoki do upadłego.
Przy każdym błędzie zaciskał zęby coraz mocniej czując narastający gniew. Potrzeba perfekcji wyżerała go od środka.
Palce, pięta, palce, pięta, krzyżyk, podskok, palce, pięta, palce, pięta, krzyżyk podskok.
Stukające pointy przy wzbijaniu się na palce wyraźnie się odciskały na stopach.
Ostatni występ nie poszedł dobrze, widzowie zarządali zwrotu pieniędzy i Winwin został z niczym. Za coś jednak musiał opłacić rachunki i kupić jedzenie.
Popatrzył zgryźliwie w lustro będąc na siebie złym.
Ten fragment ćwiczył już wielokrotnie ale wciąż nie był w stanie się wyzbyć błędów.
Tu tu tu tu tu tu du du du du du.
Nuty Czajkowskiego przejmowały jego ciało decydując o każdym ruchu.
Wzbijał się na palce, podskakiwał i krzyżował nogi ale wciąż więcej od siebie wymagał. Taniec małych łabędzi był wymagający, ciało musi poruszać się idealnie.
Biały strój był zaplamiony potem, ale nie miał zamiaru przerwać.
Puszczał balet od nowa i przez kolejne godziny wymagał od siebie nadludzkiego wysiłku.
Palce, pięta, palce, pięta, palce, pięta, krzyżyk, podskok, palce, pięta...
Jego szczupłe, delikatne ciało niesione przez jeszcze szczuplejsze nogi wykonywało kolejne figury.
Tu tu tu tu tu tu du du du du du du du.
Lewa, prawa, lewa, prawa, lewa, prawa.
Uniósł ręce do góry wychylając jedną nogę w tył.
Zrobił to, udało mu się bez błędu zatańczyć cały fragment.
Winwin zadowolony spojrzał na siebie w lustrze.
- Na dziś mi wystarczy - powiedział wyłączając muzykę i zdejmując pointy.
Stopy miał czerwone od wysiłku i złego dopasowania butów.
Poszedł pod prysznic, zrzucając ubrania krzywił się patrząc na swoje wykończone ciało. Wystające kości i blada skóra były ceną za spełnianie marzenia. Dotarcie na szczyt, zarabianie jako solista baletowy było jego życiowym celem. Nie sądził że jednak że zapłaci aż tyle.
Zostawił rodzinę, przyjaciół. Zatracił wszystkie inne kontakty, pasje.

Przekręcił klucz w zamku drzwi jego apartamentu. Biało-czarny design mieszkania przytłaczał i pogłębiał uczucie samotności towarzyszące Winwinowi gdy wracał do mieszkania. Otworzył barek i wziął likier. Zrobił sobie prostego drinka i usiadł przy oknie z którego rozpościerał się widok na Seoul. Zmęczony zagadał do Alexy.
- Alexa, play Dance of the Little Swans.
Kawałek który wykańczał jego ciało, ale darzył go wielkim uczuciem. Arcydzieło jakim jest cały balet Jeziora Łabędziego dyktowało mu życie ostatnimi czasy.
Było już późno, wysokie budynki rozświetlały ciemne niebo i odbijały się w szybie balkonowej.
Winwin pociągnął ostatni łyk drinka i usnął na kanapie.

Obudził się następnego dnia, około godziny 18. Przespał zdecydowanie za dużo, więc po otwarciu oczu zerwał się z kanapy i ubrał. Ostatnie pieniądze  z poprzedniej wypłaty chciał przeznaczyć na nowe buty baletowe na weekendowy występ, a sklep zamykał się za godzinę. W bieli, którą uznawał za najczystszą i najlepszą spośród kolorów wyszedł z mieszkania kierując się na parking podziemny. Białe lambo zapiszczało i otworzyło drzwi.
Usiadł za kierownicą, sprawdził godzinę i zaklął pod nosem.

Piętnaście minut później parkował na bocznej ulicy. Do sklepu zostało mu może 500 metrów. Szybkim chodem pokonał dystans mijając po drodze dwa sklepy i bar z milkshakeami. Była późna godzina ale bez problemu dogadał się ze sprzedawcą w sklepie, bo przecież takim sławom się nie odmawia.
Mierzył buty za butami, odrzucając kolejne pary aż dostał do rąk idealne białe pointy. Miały dziany design ale poczuł że to te w których chce wystąpić w następnym balecie.
Zapłacił, podziękował i wyszedł. Gdy opuszczał sklep dobijała godzina 20. Szedł zapatrzony w torbę papierową gdy nagle coś go uderzyło i upadł na ziemie. Zderzył się z chłopakiem na rolkach, na oko w podobnym do siebie wieku. Chłopak speszony przeprosił i czym prędzej odjechał.
- Prostak - mruknął Winwin i lekko kulejąc doczłapał się do samochodu.
Odpalił auto i zamiast do domu skierował się do budynku głównego National Ballet Theatre.
Nowe buty wymagały dopasowania jak i Winwin chciał nadrobić przespany dzień.
Białe lamborghini sunęło pustymi ulicami, co na piątek wieczór w Seoulu było czymś niespotykanym.
- Siri, play Dance of the Little Swans - rozkazał asystentce i dalszą część drogi wsłuchiwał się w pociąganie smyczków.
Tu tu tu tu tu tu tu ty du du du du du du du.
Niedługo później dotarł na miejsce, wysiadł delikatnie zamykając drzwi i skierował się do bocznego wejścia. Przywitał się z wieczornym ochroniarzem i udał się na piętro do szatni.
Stojąc przy drzwiach wsunął rękę do kieszeni i szukał klucza. Nie było go tam.
Nerwowo oklepywał całe ciało nie chcąc uwierzyć, że zgubił klucz.
- Cholera, typ w rolkach - mruknął zaciskając pięści ze złości - Muszę go znaleść.

Livin' la vida loca 『 Ten × Winwin 』Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz