« 𝘷𝘦𝘯𝘶𝘴 »

43 5 0
                                    

Sprzątanie mieszkania, a szczególnie mycie okien nie było ulubionym zajęciem Tena.
Od samego rana szorował na kolanach fugi, bo jego współlokator, Jaehyun wracał z wyjazdu do domu.
Ten znał się z nim od szkoły średniej i przyjaźń od tamtego czasu tylko się umacniała. Jakby nie patrzeć, różniło ich więcej niż łączyło ale to nie przeszkadzało się dobrze dogadywać.
Jaehyun był raczej zwyczajny, zainteresowania miał w granicach normy. Czasem książka, serial, częściej gra wideo. Ale miał konika na punkcie sprzątania więc z tego powodu Ten od rana śmigał w rękawiczkach próbując doczyścić zacieki na kuchence powstałe po ostatnim obiedzie.
Goddess on the mountain top burning like a silver flame - zanucił chłopak myjąc okno.
Coraz mniej chciało mu się sprzątać. Przykry obowiązek, który nałożył sam na siebie bo Jaehyun nie robił awantur o bałagan. Zazwyczaj sam zabierał się do sprzątania często słysząc od Tena porównania do Leviego z "Ataku tytanów" ale puszczał to mimo uszu.
She's got it, yeah, baby, she's got it.
Stukał lewą ręką w szafkę drugą niezgrabnie przecierając smugi na szybie.
I'm your Venus, I'm your fire. At your desire.
Malutka kuchnia nie dawała miejsca do popisów tanecznych, więc zaczął śpiewać.
Powtarzające się słowa i rytmiczna melodia skutecznie utrudniały mu mycie szyby.
The summit of beauty and love and Venus was her name. Wa!
Wraz z końcem piosenki przetarł okno raz ostatni i zadowolony z siebie wrócił na kanapę.
Salon nie był najpiękniejszy. Pusty, z kanapą z lewej strony, ale dla Tena był to duży atut bo drewniana podłoga była dla niego najważniejsza. Tym razem jednak walnął się na sofie biorąc laptopa na kolana.
Stary asus zabuczał, poskrzeczał i załadował ekran startowy.
W głowie ciągle miał "Venus", hitowy kawałek Bananarama. Na stoliku obok kanapy leżał klucz który musiał oddać. W ostatnim miesiącu trochę więcej wypłaty wpadło przez nadgodziny i premię. Wszedł na stronę National Ballet Theatre i zaczął grzebać w przedstawieniach. Następnego dnia miało być prezentowane widowisko młodych gwiazd baletu. Bilet nie był drogi, około 23 tysięcy wonów, więc odrazu przeszedł do zakupu. Zostało jedno wolne miejsce na całej widowni.
- Widocznie jestem szczęściarzem - mruknął spisując kod z aplikacji bankowej żeby zapłacić.
Wziął klucz do ręki, zakręcił nim i odstawił na inną szafkę, żeby go nie zapomnieć.
Jako że była sobota i nie miał już nic do zrobienia, po za czekaniem na Jaehyuna, założył swoje stare conversy i puścił Venus jeszcze raz, tym razem zdecydowanie głośniej.

Jakieś dwie godziny później w drzwiach mieszkania stanął Jaehyun. Lekko zmęczony, postawił bagaże przy drzwiach. Ściągnął oversized koszulę i odwiesił przy szafce na buty. Przedpokój bezpośrednio łączył się z salonem i malutką kuchnią ale Ten pochłonięty tańcem nie odnotował przybycia kumpla.
Jaehyun odstawił siatkę z jedzeniem na wynos na blat, oparł się o framugę i zaczął klaskać.
- No no, wyrabiasz się-uśmiechnął się a jego błyszczące oczy zamknęły się uciekając pod srebrną grzywkę - Przyniosłem bibimbap i tteokbokki. Chodź zjemy.
- Co? Już jesteś? Która to godzina? - wysapał zmęczony Ten zdziwiony, ale szczęśliwy na widok kumpla.
Jaehyun rozłożył styropianowe opakowania na stole i wyjął z nich czarne plastiki w których było parujące z gorąca jedzenie.
- Zaskoczyłeś mnie tą kuchnią - powiedział przegryzając kluska ryżowego.
- Chciałem sprawić Ci przyjemność, bo i tak nigdy tu nie sprzątam - odpowiedział Ten z ustami pełnymi ryżu.
- Jakieś plany na jutro masz? Wyszlibyśmy na miasto, w sumie to poszedłbym na milkshaeka jeśli jutro nie pracujesz - przełknął panierowane tofu które zostawiło tłusty ślad na jego wardze.
- Nie pracuję, ale plany już mam - odpowiedział zbywając niebieskowłosy.
Jaehyun zdziwiony spojrzał na kolegę i pytającym wzrokiem świdrował jego twarz.
- Hm?
- Do teatru idę, na balet.
Siwy omal nie zadławił się paseczkami marchewki.
- A czego tam szukasz? Od kiedy ty balet lubisz? Czyżby lata 80 ci się znudziły?
- Oh zamknij się, nie twój interes. Bilet był tani i chce się troszkę ukulturalnić. A na shakea pójdziemy kiedy indziej.
- No dobra, spokojnie - powiedział Jaehyun przełykając kiełki fasoli w ostrej papryce.
Chwile milczenia przerwało kolejne pytanie.
- Jak było u rodziców?
- Nic specjalnego, mama dużo marudzi, ojciec dużo marudzi. Tylko sobie przypomniałem czemu mieszkam z tobą.
Ten mieszał pałeczkami w plastikowej misce zatracony w swoich myślach.
Jaehyun widząc to postanowił strzelić w niego kawałkiem marchewki. Ta przykleiła się równo pod ciemnoniebieską grzywką.
- Serio? - mruknął ten łapiąc pałeczkami pasek ogórka i zrobił to samo kumplowi.
- Jakiś zamyślony jesteś, o co chodzi?
- Nah, wydaje Ci się  - przełknął pokaźną grudkę ryżu- Chociaż może, sam już nie wiem.
Jaehyun kręcił pałeczką między palcami tak że wyglądało jakby poprostu lewitowała.
- Czuje się samotny, brakuje mi bliskości. No i seks, tego też.
- No to moge Cię przytulić, a potem dać dupy. Albo na odwrót. W sensie z dupą, a nie z przytuleniem-powiedział Jaehyun szczerząc się dumny z durnego żartu.
- Nie mówie że było mi źle podczas naszych zbliżeń, ale chce drugą połówkę. Tak poważnie.
- To coś z tym zrób, ja Ci nikogo nie wyczaruje - powiedział odchodząc od stołu.
Ten jeszcze chwile siedział z jedzeniem i własnymi myślami jednocześnie wyciągając językiem kawałek nori z pomiędzy zębów.
Wieczór upłynął im na graniu w Animal Crossing, bo Jaehyun przywiózł ze sobą nowego switcha.

Ten stał przed lustrem poprawiając czarną muchę przy kołnierzu białej koszuli. Balet rozpoczynał się za godzinę. Gotowy do wyjścia zakręcił kluczem w palcach po czym zręcznie wrzucił je do kieszeni spodni.
Poszedł w spodniach z pracy, bo były to jedyne wyjściowe które miał.
Dotarcie na miejsce nie zajęło wiele czasu, po dłuższej chwili spaceru był już na miejscu.
Wszedł do budynku, skierował się do szatni.
Upewniwszy się, że klucz ma w spodniach a nie w cienkim płaszczu oddał nakrycie wierzchnie szatniarce i wziął numerek. Chwile posiedział w poczekalni, bo biletów jeszcze nie przyjmowano. Wszystko wyglądało ładnie, wiele bieli, gdzieniegdzie przełamanej czarnymi pasami. Pod ścianami stały białe doniczki z dużymi, zielonymi roślinami .Duże lustra powodowały że pomieszczenie wyglądało na większe niż było. Ten podszedł do jednego z luster i zrobił sobie kilka zdjęć. W międzyczasie bileter otworzył bramkę. Niebieskowłosy podszedł do pracownika, podał wydrukowany bilet i bez problemu przeszedł dalej. Do rozpoczęcia było jeszcze trochę czasu. Siedzenia były zupełnie puste więc Ten zdecydował się pójść na backstage.
Oświetlona scena lekko zaskrzypiała, przyprawiając go o mały zawał. Przemknął szybko za kurtynę i szedł dalej korytarzem tak naprawdę nie wiedząc gdzie zmierza. Puste białe ściany, białe drzwi z tabliczkami typu "kostiumy" albo "toaleta". Z tyłu głowy wierciła mu dziurę myśl że jednak powinien normalnie oddać klucz komuś z recepcji, ale już było za późno na zmianę decyzji.  Cichym echem odbijały się jego kroki do momentu gdy stanął przez rozwidleniem korytarza. Zdecydował się na lewą stronę i po omacku uszedł dalej. Trzecie spośród czworga drzwi były uchylone. Podszedł do nich ostrożnie, jakby wciąż rozważając powrót. Ten złapał za klamkę, policzył bezgłośnie do trzech i pchnął drzwi.
Pomieszczenie do którego wszedł okazało się przebieralnią. Stojaki pełne strojów baletowych zasłaniały ściany. Na przeciw drzwi stała toaletka z dużym lustrem a przy niej siedział człowiek w białych, bardzo luźnych spodniach. Ten był pewien że został już dostrzeżony ale nieznajomy kontynuował nakładanie podkładu gąbeczką.
- Ekhm - chrząknął niezgrabnie intruz-Przepraszam.
Zero reakcji, jakby człowiek przy toaletce zupełnie go nie słyszał.
- Przepraszam - powtórzył głośniej i w tym momencie usłyszał dźwięk uderzającego pędzelka o podłogę.
Biały najpierw podniósł wzrok i przez lustro wybadał wzrokiem nieproszonego gościa.
- Słyszałem za pierwszym razem-podniósł się z krzesła z ogromną gracją napinając niezasłonięte koszulką mięśnie - Mam nadzieję że przepraszasz za to co zrobiłeś na ulicy, udo nadal mnie boli.
Taka odpowiedź zupełnie zbiła go z tropu.
- Klucz przyszedłem oddać, wypadł Ci wtedy.
- I znalazł się w twojej kieszeni? Oh, cóż za przypadek. Przypadkowo też znam numer na policje. Same zbiegi okoliczności.
-Przeprosiłem i przyszedłem oddać klucz, naprawdę nie zabrałem go umyślnie.
Smuga mingęła po pokoju i koleś pojawił się za Tenem wytrącając mu klucz z dłoni. Chłopak poczuł chłodny oddech na karku. Zacisnął pięści żeby nie było po nim widać emocji.
- Czegoś jeszcze potrzebujesz? Bo jak nie to zjeżdżaj stąd zanim ochronę wezwę.
- Umm-zająknął się Ten. Jego myśli krążyły tylko wokół nieznajomego któremu zaślepiony nie przestawał się przyglądać, co ewidentnie zdenerwowało artystę. Szczupłe ciało, można by rzec nawet wychudzone prezentowało się anielsko. Żyły i deilatny zarys mięśni przebijał się przez bladą, idealnie gładką skórę.
- Wyjdź w tej chwili albo... czekaj moment. Podaj mi pointy z mojej torby pod ścianą, widzisz gdzie leży? Zaraz obok tamtej szafki.
Ten ani drgnął, trwał wpatrzony w rozmówce.
- No co jest, korzenie zapuszczasz? - kontynuował sam podchodząc do torby.
-  Jak się nazywasz? - ledwie wybełkotał. Jego myśli krążyły tylko wokół jego wyglądu. Jeśli istnieje zakochanie od pierwszego wejrzenia to właśnie go doświadczył.
- Oh, jak ty się tu w ogóle znalazłeś, jeśli nie wiesz kim jestem. Masz sekundę żeby opuścić tą część budynku sam albo wołam ochronę.
Po chwili milczenia Ten wypchnięty został przez jednego goryla za drzwi i zanim trzasnęły usłyszał tylko kilka słów.
- Jestem Dong Si Cheng, nie wchodź mi więcej w drogę.
Ten nic nie odpowiedział, rozpływał się w zapamiętanym wyglądzie tancerza już myśląc jak może go spotkać jeszcze raz.

Livin' la vida loca 『 Ten × Winwin 』Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz