Ten włożył dużo, za dużo wysiłku w ogarnięcie Sichenga. Zaczynając od podniesienia bezwładnego ciała z podłogi, poprzez przeciągnięcie go po zimnych kaflach podłogowych aż do złożenia go na kanapie i upewnienia się, że wszystko z nim w porządku. Zmachany poprawił niebieskie włosy które zlepiły się potem. Odetchnął i wyciągnął telefon.
- Kun, nie wrócę do pracy dziś, odrobię to kiedy indziej - powiedział zaraz po tym jak kumpel odebrał - Mhm, tak, mmhhm.
Rozłączył się równie szybko jak połączył. Racjonalna część w głowie kazała mu się zmywać, ale wciąż stał nad czarną sofą na której raczej spał tancerz.
- Przecież muszę sprawdzać, czy oddycha - racjonalizował sobie decyzję o zostaniu w obcym mieszkaniu z zupełnie obcym człowiekiem.
Usiadł na podłodze po turecku i przyłożył ręce do twarzy. Przypominał w tej pozycji trochę Yuno Gasai, ale na pewno nie dzielił z nią osobowości. Zauroczenie zdecydowanie odbierało mu świadome myślenie, bo kto w milczeniu podziwiałby człowieka który przed chwilą wymierzył ci lewego sierpowego. Gdzieś z tyłu też kołatała mu myśl, że przecież obudzony baletmistrz zadzwoni na policję. Nieproszony gość w mieszkaniu to wystarczający powód żeby zaalarmować służby. Mimo tego siedział wpatrzony w śpiącego Sichenga i zupełnie nie myślał, żeby przestać.
Minęło już trochę czasu, Ten nawet nie wiedział ile bo w sumie to go nie interesowało. Mimo wszystko lekko znudzony podniósł się z podłogi. Na białych kaflach został odcisk z małej ilości potu. Mieszkanie, położone praktycznie w samym centrum w wysokim wieżowcu wyglądało dokładnie tak jak można sobie to wyobrazić. Utrzymane w minimalistycznym, nowoczesnym stylu bijące chłodem charakterystycznym dla drogich apartamentów. Salon z ogromnym oknem wychodzącym na panoramę miasta miał równie duży balkon. Aneks kuchenny utrzymany w tym samym designie wyglądał naprawdę dobrze. Łazienka, ba pokój łazienkowy idealnie komponował się z resztą nawet oddzielony mlecznymi, półprzezroczystymi drzwiami.
Ten zapał jabłko z misy stojącej na stole kuchennym i zatopił w nim swoje zęby. Momentalnie je wyjął, zrozumiawszy że jest zrobione z styropianu. Pokręcił się jeszcze chwilę bez sensu grzebiąc w szufladach i szafkach. Znudzony kucnął na podłodze opierając plecy na bocznej stronie kanapy. Wziął do ręki zabrane z którejś półki białe airpodsy, spróbował konfigurować je i puścił muzykę. Nie wyszło więc użył stojącej w salonie Alexy. Czekając w sumie bóg wie na co, zaczął tańczyć. Nie było to nic przemyślanego, raczej jego własny sposób na rozładowanie napięcia. Jego buty kontrastowały z ewidentnie drogą podłogą ale był pewien że kafle nie popękają od kilku kroków.
Utwór Fleewooda Maca przepływał w jego ciele niczym prąd docierając do każdego mięśnia. Ruchy były delikatne, przemyślane i dobrze skoordynowane. Z boku raczej wyglądał jakby składał małe zaklęcie niczym z serii o avatarze Aangu.
If I could turn the page. In time then I'd rearrange.
Po każdym wersie dwukrotnie pstrykał palcami.
Just a day or two. Close my, close my, close my eyes
Usłyszał dwa pstryknięcia, oczywiście nie jego.
Nim zdążył się odwrócić, usłyszał za sobą głos.
- But I couldn't find a way. So I'll settle for one day - zanucił Sicheng podnosząc się z kanapy.
To zbiło z tropu Tena, ale szybko wbił się w rytm i dodał:
- To believe in you. Tell me, tell me , tell me lies.
Sicheng skierował swoje kroki w kierunku Tena, który wciąż lekko podrygiwał w rytm muzyki. W ruchach Winwina było coś hipnotyzującego. Odrazu widać było kunszt baletowy ale pewna improwizacja nadawała temu większej oryginalności. Każdy z nich tańczył coś innego, ale razem tworzyli coś większego. Na ostatni refren złączyli się plecami i obaj wyszeptali tekst.
Tell me lies. Tell me sweet little lies.
Kompletnie absurdalny wieczór z nadmiarem emocji zdawał się kierować ku pozytywnemu zakończeniu.
Ten zbliżał się do Sichenga wraz z zbliżającym się końcem piosenki. Zupełnie niespodzianie został odepchnięty gdy wysunął głowę aby go pocałować.
Sicheng mruknął tylko że nie i się odwrócił.
- Zjeżdżaj stąd zanim zadzwonię po policje. Nie chce Cie tu widzieć - to były ostatnie słowa które Ten usłyszał zanim trzasnęły mu drzwi przed nosem. Trzaśnięcie które wybudziło go z śpiączki z takim impetem że wyrwał sobie z ręki wenflon.
CZYTASZ
Livin' la vida loca 『 Ten × Winwin 』
FanfictionLata 80 i balet klasyczny nie idą razem w parze. Ale czy aby na pewno? fluff! smut!