~6 lat wcześniej ~
Młody chłopak biegał wesoło po wiosce. Matka puściła go samopas, ponieważ wiedziała, że jest on odpowiedzialny i nic sobie nie zrobi. Jego jasno-brązowe loki powiewały na wietrze, delikatny, chłodny... Takowy w lato tylko napawał go energią. Jednak w wiosce nie miał nic już do robienia, zwiedził każdy jej zakamarek. Nudziło mu się już. Postanowił sprawdzić, co jest na polu obok jego wioski.
-Ale mamo, to tylko chwila, za niedługo wrócę! - obiecywał, błagając matkę by pozwoliła mu wejść na pole.
-Jeszcze się zgubisz, nawet nie wiesz jak okropne potrafią być południce... - rzekła matka kolejny raz, coraz bardziej wiedziała, że nie przekona swojego syna do zostania w domu.
-A co jeśli ktoś się właśnie tam zgubił i mu pomogę? - spytał niewzruszony, a wręcz zdeterminowany.
Matka tylko westchnęła
-Dobrze Tolys, idź na pole, ale jeśli wrócisz po zejściu Dadźboga, do wiecznej wody nie wyjdziesz do następnego księżyca - odpowiedziała kobieta stanowczo, ale jednak w głosie miała tą matczyną troskę. Bała się, że coś stanie się jej dziecku, ale z drugiej strony nie miała o co się martwić. To zwykłe pole, pole, które otaczają dwie zaprzyjaźnione wioski.
Tolys wybiegł z domu pełen euforii, był pewien, że znajdzie w polu coś bardzo ciekawego. Pewien, że odnajdzie tam coś, czego jeszcze nikt nie widział.
Gdy tak chodził wśród kłosów, których nie wiedzieć czemu nikt nie zbierał, usłyszał szelest. Jakby ktoś jeszcze był z nim. Może to ktoś ciekawy? Nowy przyjaciel? Pies? A może nowy gatunek zwierzęcia? Przepełniony ciekawością, poszedł w kierunku owego dźwięku.
Zobaczył tylko umykające w zbożu, złote jak ono, włosy. Wiedział, że chce poznać osobę, która przed nim uciekła, więc rzucił się w pogoń. Po chwili zobaczył młodego chłopca, na oko w jego wieku, chowającego się za drzewem.
-Jestem Tolys! A ty? - zawołał do blondyna, ten jednak nie odpowiedział. Tolys postanowił podejść trochę bliżej. Nieznajomy się nie poruszył. Gdy szatyn podszedł praktycznie pod drzewo, zza którego wychylał się blondyn, ten zaczął mówić.
-Jestem Feliks...- odparł cicho, nie patrzył na Tolysa. Wyglądał na przestraszonego.
-Wszystko aby na pewno jest w porządku? - spytał chłopak, martwił się czy przypadkiem nic się nowo poznanemu Feliksowi nie dzieje. Może coś go wcześniej goniło? Mama zawsze przecież straszyła go południcami, niby nie pracowali oni na polu, ale jednak mogły się, do któregoś z nich przyczepić.
-W-wszystko dobrze... Po prostu cię nie znam - powiedział, chyba nie lubił obcych. Ale dlaczego?
-Wiesz, zawsze możemy się poznać. Jakiś czas temu skończyłem moją dziesiątą wiosnę. Jestem z wioski na wschód od tego pola - opowiedział chłopak, chciał przekonać do siebie nowo poznaną osobę. A nuż może zdobędzie nowego przyjaciela? Nic nigdy nie jest wiadome od początku, ale wydawało mu się, że z tego może coś rozkwitnąć. Chciał tego, może wakacje nie będą tak nudne, gdy kogoś pozna.
-Ja mieszkam w wiosce na zachód, za niedługo kończę dziesiątą wiosnę - blondyn nabrał więcej pewności siebie. Tolys wydawał się miły, sam zaczął wierzyć, że może się z nim zaprzyjaźnić.
Rozmawiali jakiś czas i poznawali się. Po dłuższym czasie Feliks przekonał się do Tolysa. Razem poszli wgłąb pola, usiedli na środku. Był tam pusty okrąg, to w nim posadzili swoje młode ciała.
-Lubisz lato? - spytał nagle Feliks.
-Huh? Lato? Tak, jest ciepło i przyjemnie, ale zaczęło mi się nudzić. A ty, lubisz lato? - odwrócił pytanie Tolys.
-Ja? Lubię. A zwłaszcza, gdy mogę pochodzić po lesie. Często znajduję tam pyszne jagody! - powiedział pełen entuzjazmu. - A niby dlaczego zaczęło ci się nq wychodzić, a kuzyn ostatnio złamał nogę. Dlatego też dzisiaj tu jestem, chciałem zobaczyć coś nowego - powiedział i uśmiechnął się promiennie. Tolys odpowiedział mu tym samym.
Polubili się, ile przecież zajmuje dzieciom w im wieku nabranie zaufania do drugiej osoby?Zanim się obejrzeli, słońce już zachodziło. Chors powoli wchodził na niebo, tak by tylko Dadźbóg go nie zauważył. Gdy Tolys to zauważył, wstał szybko.
-Muszę już wracać! Mama nie będzie zadowolona! - powiedział spanikowany, bał się spóźnić do domu. Jego matka była miła, jednak surowa i trzymała się swoich słów. Mógł mieć kłopoty, jeśli by nie wrócił.
-Szkoda... Spotkamy się jutro? - spytał z nadzieją Feliks. Chciał bardziej poznać nowego znajomego. Wierzył że jego życie będzie jeszcze ciekawsze niż przedtem.
-Tak, jeśli tylko mama się nie zdenerwuje - odpowiedział chłopak z dobrym nastawieniem. Sam też nie chciał jeszcze iść, ale wiedział, że jeśli tylko matka się zgodzi, to będzie mógł kontynuować jutro rozmowę z kolegą.
-W takim razie, do zobaczenia - uśmiechnął się Feliks i pomachał mu na pożegnanie. Tolys także się uśmiechnął.
-Do zobaczenia - I odbiegł, zadowolony z dzisiejszego dnia, do domu.
~-Prawie się spóźniłeś Tolys! Nie sądziłam, że tyle czasu tam spędzisz, opowiadaj w takim razie, co dziś robiłeś - powiedziała matka, nakładając każdemu kolację.
-Poznałem dzisiaj nowego ziomka, ma na imię Feliks i jest z sąsiedniej wioski! - i zaczął opisywać wszystkim, jak wyglądał jego dzisiejszy dzień. Robił to z ogromną pasją i zaangażowaniem, był szczęśliwy, że poznał Feliksa. W końcu miał z kim spędzać wakacje.
-Dobrze, dobrze, tylko się nie zgubcie w tych krzakach - powiedziała matka, zbierając już brudne naczynia ze stołu.
~ Koniec Prologu ~
Hej! Zanim was wypuszczę, chcę powiedzieć kilka rzeczy
1. Ziomek to staropolskie (Jeśli nie starosłowiańskie) określenie, więc stwierdziłam że użyję go by pokazać czasy w jakich się znajdujemy
2. Jeśli coś się nie zgadza, prosiłabym byście mi to szczerze napisali, chcę by się to dobrze czytało
3. Dadźbóg jest słońcem, Chors księżycem
4. Polecam trochę się zapoznać z mitologią słowiańską do dalszego czytania
Liczę że wam się spodoba! Do zobaczenia w następnym rozdziale
Ciekawostka na dziś: Słowo księżyc jest pochodnym od słowa książe i oznacza mniej ważnego syna króla. Używamy go by określić naszą satelitę poprzez starodawne wierzenia, Chors był określany takim księżycem.
CZYTASZ
~Złote Pola~ [Lietpol]
Fiksi PenggemarCiepłe, letnie dni. Beztroska okala wszystkich, nie ma za dużo pracy, duchy dopisują. jedynie południca... Ale to nie dotyczy nastolatków, nie przepracowują się oni przecież bezsensownie na polu w największe słońce. Wykorzystują uroki bujnej roślinn...