Chwilę jeszcze dochodziłam do siebie po rewelacji, którą zaserwowała mi kobieta.
- Jak miałoby to właściwie wyglądać? - zadałam pytanie, które pierwsze przyszło mi do głowy.
- Na początku będę ci pomagała, a z czasem sama będziesz wiedziała co robić. - kobieta uśmiechnęła się do mnie, chyba pierwszy raz w życiu.
W tym samym czasie do naszego stolika podszedł kelner, złożyliśmy nasze zamówienia i wróciliśmy do rozmowy sprzed chwili.
- No dobrze, ale dlaczego ja? - byłam szczerze zdziwiona. Nigdy nie miałam większego kontaktu z kobietą, a ten który istniał polegał głównie na przenoszeniu jej gotowych, obrobionych już tekstów. I tyle. Przychodziłam, dostarczałam i wychodziłam.
- Jesteś młodą, kreatywną dziewczyną - skąd ona niby wiedziała, że jestem kreatywna, skoro nasz kontakt ograniczał się do minimum - Nie patrz tak na mnie - zrobiła się całkiem poważna - Dawając ci ostatnie zlecenie, chciałam cię sprawdzić i zdałaś egzamin.
- Czyli chce mi pani powiedzieć, że sprawdziłam się? - nie mogłam nie być z siebie dumna.
- Jak najbardziej - przytaknęła głową - Wykazałaś się kreatywnością i nieschematycznym myśleniem, a to się w tej branży ceni. Ponadto udowodniłaś, że nie boisz się wyzwań - jeśli ona za chwilę nie skończy będzie musiała ściągać mnie spod sufitu. - Więc tak, sprawdziłaś się - po raz kolejny otrzymałam uśmiech kobiety.
- Dziękuję bardzo, nie wiem co powiedzieć, nie spodziewałam się... - zaczęłam dość nieudolnie.
- Nic nie mów, musiałam w końcu odstąpić stołka i cieszę się, że trafiłam właśnie na Ciebie. - wyciągnęła w moim kierunku dłoń - Christina.
Matko, ten dzień nie przestanie mnie zaskakiwać. Jeszcze przed godziną szykowałam się na odejście z pracy, a teraz stałam się szefem szefów, nie będąc wcześniej jednym z nich.
- Megan.
***
Po obiedzie pożegnałam się z Christiną i jej mężem i postanowiłam zajrzeć jeszcze do redakcji. Droga minęła mi bardzo przyjemnie, a uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Wsłuchując się w kolejne piosenki Scorpionsów przemierzałam ulice Londynu.
Wchodząc do siedziby zauważyłam Louisa rozmawiajacego z dziewczyną z innego działu, tylko czy to była zwykła rozmowa? W zasadzie nie mnie to oceniać, Louis jest dorosłym facetem i powinien sam wiedzieć, że flirtowanie z kim popadnie powinno skończyć się wraz z zakończeniem liceum.
Gdy tylko chłopak mnie zobaczył oderwał się od dziewczyny i ruszył w moim kierunku.
- I jak poszło? Nie mów tylko, że wracasz tak późno zabrać swoje rzeczy.
- Aż tak źle mi życzysz? - zaśmiałam się wesołym głosem.
- Nie, ale kto normalny przychodzi o tej porze do pracy?
- Redaktor naczelny - powiedziałam dumnie, ale chłopak chyba nie załapał, bo zaczął rozglądać się za Christiną. - Hej, tutaj jestem.
- No dobrze, dobrze, ciebie widzę, ale co z szefową, nawet jej tu nie ma - Louis wydawał się zmieszany.
Uśmiechnęłam się szeroko i zrobiłam obrót na koniec wskazując na siebie palcami. Miałam wrażenie, że dolną szczękę mężczyzny będę musiała zbierać z podłogi. W jego oczach gościł realny szok.
- Nie wiesz co powiedzieć? Może zacznij od gratulacji? - zaśmiałam klepiąc chłopaka po ramieniu - Ale nic, prześpij się z tą informacją i jutro pogadamy, a ja lecę obejrzeć mój nowy gabinet.
I jak powiedziałam tak zrobiłam, ruszyłam do windy chcąc wjechać na ostatnie piętro wieżowca. A wszystko za zgodą Christiny. Weszłam do windy i czekałam, aż drzwi się za mną zasuną, kiedy dogonił mnie mężczyzna w średnim wieku. Wysoki brunet z tym charakterystycznym błyskiem w oku widocznym na jego pierwszy rzut.
Jechaliśmy w milczeniu, ale dało się wyczuć między nami dziwne napięcie.
Mężczyzna wyszedł na ostatnim piętrze, tak samo jak ja, ale poszedł w głąb korytarza, podczas gdy ja ruszyłam do gabinetu redaktor naczelnej.
Weszłam powoli do ciemnego pomieszczenia i po omacku próbowałam znaleźć włącznik światła. W końcu po kilku próbach i jeżdżeniu dłonią po ścianie znalazłam go i włączyłam oświetlenie.
Uśmiechnęłam się zwala do siebie podchodząc do następnego biurka, które od dzisiaj miało należeć do mnie. Co za abstrakcja! Przejechałam dłonią po blacie, a uśmiech nadal nie schodził z mojej twarzy. To był jakiś pieprzony sen, a nie rzeczywistość. Jeszcze tydzień temu, ba, jeszcze dzisiaj rano zajmowałam się korektą tekstów, a teraz miałam stać się redaktor naczelną, nadal nie mogłam przyzwyczaić się do tej myśli.
Przepraszam, chwilę mnie nie było, ale rozdziały będą się pojawiały w mniej więcej takim odstępie czasowym, czasem częściej, czasem rzadziej. Mam nadzieję, że nikogo nie zniechęciłam. Pozdrawiam.
CZYTASZ
Blaze of glory
Ficção AdolescenteWiecie na czym polegał jego największy problem? Na tej cholernej potrzebie kontroli, której nie mógł opanować, na tym że zawsze musiał być tam gdzie ja, niezależnie od sytuacji. Momentami czułam się osaczona. Ale mój największy problem polegał na ty...