05| Nosił demon razy kilka

2.9K 356 366
                                    

TĘDY! — Adam ponaglił Fryderyka, gdy obaj biegli korytarzem znajdującym się na piętrze tawerny — to było miejsce, gdzie znajdowały się pokoje do wynajęcia.

Demon z rozdroży już układał sobie w głowie plan, w jaki sposób uratuje Juliusza ze szpon demona seksu...jakkolwiek to źle by nie brzmiało. Z inkubami tak samo jak z ich żeńskimi odpowiednikami sukkubami, trudno było sobie poradzić. Miały zdolność wdzierania się do ludzkich umysłów oraz używania swoich ofiar jako tarcz. Mickiewicz zmierzał się z takimi kreaturami tylko pięć razy przez całe swoje kilkusetletnie życie, przy czym za każdym razem czerpał z pomocy innych pachołków Norwida. To będzie jego pierwszy raz, gdy będzie musiał zmierzyć się z inkubem w pojedynkę. No, nie licząc tej ludzkiej kuli u nogi, którą był Chopin.

Musiał być ostrożny. Stawka była zbyt duża. Nie mógł zabić drugiego demona, dopóki Słowacki nie uwolni się spod jego kontroli (inaczej utraci duszę poety, a to przecież na niej najbardziej mu zależało), ale będzie musiał również uniknąć zaklęć inkuba, na które był szczególnie podatny w swojej ludzkiej formie.

— Bądź cicho i rób co mówię, bo inaczej możesz skończyć martwy. Znaczy się, na pewno skończysz martwy — Mickiewicz warknął do Chopina, gdy obaj stanęli na palcach przed jednym z pokoi i bezszelestnie uchylili drzwi.

Po przejściu przez próg, oczom Adama ukazała się znajoma już scena. Fryderyk spozierał na nią skulony zza jego pleców. Ex-kelner przyciskał Juliusza do ściany, łącząc ich usta w namiętnym pocałunku. Większość ludzi zapewne pomyślałoby, że mają po prostu do czynienia z dwójką mężczyzn, którzy odwrócili się od matki boskiej i niechybnie powinni zostać wtrąceni do więzienia, jednak Mickiewicz wiedział swoje. A raczej nie wiedział, lecz widział — jak energia życiowa pod postacią białej mgiełki, wysysana jest z Juliusza. Adam syknął, odwracając tym samym na moment uwagę inkuba od jego ofiary.

I dokładnie w tym samym momencie, realizacja jak pociąg — znaczy się, lokomotywa parowa, bo przecież pociągów jeszcze nie znali — uderzyła w Mickiewicza. On znał tego "kelnera".

Jak mógł wcześniej nie rozpoznać tych ślicznych orzechowych oczu oraz blond włosów, które kręciły się lekko na czubku głowy? Napoleon Stanisław Adam Feliks Zygmunt Krasiński, inkub herbu Ślepowron, wpatrywał się teraz sadystycznie w błyszczące oczy Adama. Mickiewicz błagał Borutę w duchu, aby tamten go nie poznał, bo inaczej wszystko co do tej pory uknuł pójdzie na marne.

— Oooch, wy musicie być Fryderyk i Tadeusz — Krasiński zamruczał, poluźniając swój uścisk na biodrach Słowackiego, który pustym wzrokiem błądził po pomieszczeniu w osobliwej panice. — Mamrotał wasze imiona, biedaczysko. Przyznam się bez bicia, miałem nadzieję, że przyjdziecie popatrzeć, jak go wykańczam.

— To szkoda, bo nie zamierzamy ci dać tej satysfakcji — Fryderyk powiedział pewnie, a Adam przewrócił oczami. Ludzie... Zawsze dużo gadają, ale mało tak naprawdę robią.

— Tak, tak, oczywiście — Zygmunt zaśmiał się aksamitnie, tracąc momentalnie zainteresowanie dwójką towarzyszy i skupiając się znów na Słowackim. — No, gdzie skończyliśmy? — wyszeptał, a dokładnie w tym samym momencie gdy zacisnął wargi na wargach Juliusza, Adam zacisnął swoją pięść.

Wszystko stało się dosłownie w mgnieniu oka. Polecił Fryderykowi, aby ten chwycił pogrzebacz, który stał przy kominku w kącie pokoju, a sam rzucił się na Krasińskiego, siłą odpychając go od Juliusza. Inkub zdziwił się niezmiernie w pierwszym momencie, bo doskonale wiedział, że normalny człowiek nie powinien być w stanie dotknąć go w jakikolwiek sposób gdy ten się pożywiał, ale szybko wpadł na to, że Adam niekoniecznie musi być człowiekiem, więc spojrzał mu w oczy prosto wściekły i już po chwili utwierdził się w swoim przekonaniu.

Szanowny Pan Demon ♧ słowackiewicz [✓]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz