08| Co nagle, to po diable

2.4K 341 308
                                    

GDYBY Lewis Carrol miałby teraz okazję zobaczyć to, co działo się na piekielnym podwieczorku Norwida, pewnie rwałby włosy z głowy, że jego opis podobnego wydarzenia był zbyt mało cudaczny. Tylko, że w tym przypadku, były aż trzy niezręcznie czujące się Alicje, za to Szalony Kapelusznik bawił się doskonale. Marcowy Zając stał z boku, obracając w dłoniach srebrny sztylet. Skoczna "muzyka" grana na pianinie przez jakiegoś demonika, dodawała tylko absurdu całej tej sytuacji.

— Wisienko, nawet nie wiesz, jak bardzo za tobą tęskniłem! — Norwid mówił szybko, żywo przy tym gestykulując. Jego kieliszek był pełen czerwonej cieczy, która podobno miała być winem, ale im dłużej Juliusz się jej przyglądał, tym bardziej przypominała mu krew. — Strasznie nudno tu bez ciebie, wszyscy uczciwi partnerzy do gry w karty mi się skończyli, a brzoskwinka coraz więcej czasu zdaje się spędzać tam na górze...

— Brzoskwinka?

— Och, no w sensie Krasiński! — Król piekieł brzmiał jak poirytowane dziecko, które po raz czwarty musi tłumaczyć rodzicom, że na rysunku jest przecież babcia, a nie zebra z czterema głowami.

— Czy on musi tak okropnie uderzać w te klawisze? — jęknął niespodziewanie Fryderyk, w końcu nie wytrzymując tego hałasu, który tutaj w piekle może nazywano muzyką. — Tak się w ogóle nie gra na pianinie! Na fortepianie też nie! To trzeba z wyczuciem, delikatnie...

— Chciałbyś go może zastąpić? — sarknęła Celina, patrząc na Chopina spode łba. Ku jej zaskoczeniu, Fryderyk energicznie pokiwał głową i prawie że zepchnął demonika z siedzenia, zajmując jego miejsce. Ten zdezorientowany spojrzał na swojego króla pytająco. Norwid machnął dłonią, na znak, żeby dał z tym spokój i odszedł do siebie.

— Dobrze, wasza wysokość, porozmawiajmy poważnie — Adam westchnął, gdy Fryderyk zaczął już grać. — Ile chcesz za duszę Juliusza? — Ledwo wypowiedział te słowa, a martwy poeta zakrztusił się swoim sokiem z ananapigrona. Nie spodziewał się, że Mickiewicz będzie targował się ze swoim królem o jego ocalenie.

— Och, ja nic od ciebie nie chcę wisienko, nic a nic! — Norwid roześmiał się gromko. — Chcę tylko, żebyś patrzył, jak on cierpi... — Tu skinął głową w stronę Słowackiego — ...a potem sam pływając w wodzie święconej słuchał latami najcudowniejszej i najciekawszej biografii pod słońcem. A gdy już będziesz krwawił z uszu, to przyjdzie czas na kilkaset lat słuchania Nad Niemnem, a gdy skończymy cykl Nad Niemnem, zabierzemy się za Krzyżaków. — Zatarł ręce z iskrami sadyzmu tańczącymi w oczach. — Później powtórzymy wszystko od nowa, no i tak w kółko!

— O czym on mówi? — Juliusz zamrugał skonfundowany, sam nie wiedząc, do kogo skierował owe pytanie.

— Nie chcesz wiedzieć. Zresztą i tak byś nie zrozumiał, wasza czasoprzestrzeń działa inaczej — odmruknął Adam, czując jak dreszcze przebiegają mu po plecach na dźwięk wymienionych przez Norwida tytułów. — Mógłbym nawet przez milenia słuchać Ferdydurke, jeśli puścisz chłopca wolno. To nie jego wina, że płaci teraz za błędy młodości...

— Czy ty w ogóle siebie słyszysz, głupcze? — Cyprian zabrzmiał tak groźnie i upiornie, że nawet Fryderyk na moment przerwał swoją grę. — Ty masz nie równo pod sufitem, wisienko! Słyszałaś go Cela, słyszałaś go? "To nie jego wina, że płaci teraz za błędy młodości", trzymajcie mnie, bo nie wyrobię! — Znów przeszedł w histeryczny śmiech, uderzając dłonią w stół (i przy okazji wylewając zawartość swojego kieliszka) tak mocno, że Juliusz aż prawie podskoczył, a Adam wzdrygnął. — Miałeś tylko jedną pracę do wykonania! Tylko jedną! Miałeś dopilnować swojego paktu i pięknie zgarnąć duszę po pięciu latach! Ale, ty to tak pięknie po ludzku, spartoliłeś! Jestem piekielnie sfrustrowany!

Szanowny Pan Demon ♧ słowackiewicz [✓]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz