2.Festyn

11 1 0
                                    

Od przejmującego zabójstwa sąsiada Hariet i Philipa minął tydzień. Policja nie znalazła żadnych nowych śladów ani poszlak, które mogłyby naprowadzić do rozwiązania tej sprawy. Hariet i Philip żyli w niepokoju przez cały czas.

W Morton dni stały się ponure. Dzieci musiały zostawać w domu albo iść do kogoś pod opieką rodziców. Całe miasteczko żyło w ciągłym przerażeniu. Sklepy z alarmami i zamkami były okupowane codziennie przez wiele osób chcący zamontować zabezpieczenia w domu na wypadek włamania i przed tajemniczym zabójczym zwierzęciem lub...krwawym zabójcą.

Tego słonecznego dnia miał odbyć się festyn z okazji pierwszego dnia wiosny. Każdy z ludzi tego dnia zaczął szykować różne ciasta, stoiska z lemoniadą lub z ciepłymi kiełbaskami i zupą. Tradycją miasta była parada balonów, i to że słynna zupa budyniowa z herbatnikami, podczas tej uroczystości była rozdawana za darmo.

Hariet i Philip jak zeszłego roku mieli stoisko przed swoim domem, na którym oferowali specjał kobiety, czyli jogurtowiec z galaretką. Przepisu na to ciasto nauczyła ją matka, gdy miała 8 lat. Już wtedy Hariet bardzo dobrze radziła sobie z cukiernictwem. Postanowiła to wykorzystać dlatego, gdy skończyła 18 lat zaczęła prace w piekarni aż do teraz.

Około godziny 14 wszyscy ludzie kończyli ,szykować swoje stoiska, a ludzie idący w paradzie, sprawdzali swoje balony. Stoiska ciągnęły się przez dobre półtora kilometra, ale jakoś nikt się tym nie przejmował, bo gdy w grę wchodziła dobra zabawa, to zmęczenie idzie w dal i nikt nie odczuwa go. W ten dzień każdy ma się bawić, spędzić dobrze czas z sąsiadami. Wszystkie spory znikają i nikt nie ma w głowie złych myśli. Ten dzień jest po prostu najlepszy ze wszystkich z całego roku.

Na mini scenę, która znajdowała się na początku lasu stoisk, wszedł burmistrz Morton-Gabriel Cherry. Był to grubszy mężczyzna, w wieku około 40 lat. Miał krótkie jasne włosy i ciemne oczy.
pan Cherry był to naprawdę miły i odpowiedzialny człowiek. Ludzie uważali go za najlepszego burmistrza jaki kiedykolwiek był w tym mieście. Mieszkańcy wielbili go za wszystkie rzeczy, które zrobił dla tego miasta, między innymi fontanna wykonana z brązu przedstawiająca rycerza na koniu, czy park gdzie można przyjść z rodziną odpocząć lub pochodzić. Był to bardzo uczciwy człowiek, którego każdy mieszkaniec szanował.

Spojrzał na ludzi z uśmiechem po czym rzekł swoim niskim głosem do mikrofonu:

-Witajcie mieszkańcy Morton-jego wypowiedź przerwała fala oklasków-Mam wielki zaszczyt powitać na co rocznym festynie z okazji pierwszego dnia wiosny. Jak brzmi tradycja tej uroczystości, będziecie mogli zjeść zupę budyniową za darmo. Jak widać jak co roku jest ogromna ilość stoisk, na których każdy z was na pewno znajdzie sobie coś dla siebie.
Około godziny 15:30 przejdzie środkiem drogi parada pięknych balonów, po czym będzie konkurs, który będzie miał za zadanie zdecydować, który balon jest najbardziej interesujący dla was. Nie przedłużając, bawcie się dobrze. Miłego dnia wam życzę.

Burmistrz skończył przemowę a wszyscy zaczęli klaskać i gwizdać, gdy pan Cherry zaczął schodzić ze sceny aby obserwować i rozmawiać z ludźmi.

Ludzie bawili się wyśmienicie przy dobrej muzyce, do której tańczyli na ulicy. Dzieci biegały zajadając się słodkościami i bawiąc się w berka lub chowanego. Każdy był szczęśliwy, a burmistrza uszczęśliwia ten widok.

Hariet stała na swoim stoisku, sprzedając już prawie trzy porcje ciasta, gdzie trzy pozostałe leżały w domu. Philip w tym czasie poszedł do domu zobaczyć czy ich piesek-biały szpic miniaturowy-nie boi się muzyki i czy leży spokojnie w posłaniu.

Kobieta zaczęła się niepokoić, gdy dochodziła 15:30, a jej partner dalej nie wracał z domu. Akurat skończyło jej się ciasto więc postawiła na stoisku tabliczkę z napisem 'Zaraz wracam' i poszła do domu przy okazji, aby sprawdzić co tak długo zatrzymało Philipa.

Wchodząc do kuchni zobaczyła przy wejściu do kuchni dziwny ślad na podłodze, który był podobny do odcisku buta, ale był lekko zniekształcony jakby to był ślad psiej łapy. Poszła powoli po schodach, które lekko skrzypiały pod jej nogami, na górę do pokoju gdzie zostawili psa. Gdy była już na ostatnim schodku, usłyszała ciche warczenie jakby wilka, wiec złapała mocno szczotkę, która stała obok schodów. Podeszła cicho do drzwi, ruszając się bardzo powoli, podczas gdy podłoga dziwnie skrzypiała.

Warczenie stało się głośniejsze, gdy zbliżała się do drzwi. Trzęsące ręce wyciągnęła powoli do klamki. Niepewnie nacisnęła na nią a strach który ja ogarnął był nie wyobrażanie wielki.

Otworzyła drzwi a jej oczom ukazał się widok...

---------------------
Witajcie w drugiej części. Podoba się?

LekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz