Przez cały lot do San Diego mój szef udawał jakby wcale mnie tam nie było. Czytał na swoim tablecie jakieś informację, a jego postawa wydawała się bardziej napięta niż zazwyczaj, dlatego nawet nie próbowałam po raz kolejny przepraszać. Oparłam poduszkę o okienko samolotowe i zamknęłam oczy, pogrążając się we śnie.
Zostałam szturchnięta i wybudzona ze snu o czarnowłosym, denerwującym kolesiu gdy samolot zaczął zbliżać się do lądowania.
Godzinę później znajdowaliśmy się już w naszym hotelu.
- Prześlę Ci instrukcje na temat spotkań w ciągu kolejnych trzech dni. Oczekuję, że będziesz notować najważniejsze informacje i przypominam o klauzurze poufności. Co zostanie tam wypowiedziane, pozostaje tylko między nami. - Sanders ruszył do swojego pokoju na korytarzu, ciągnąć za sobą walizkę.
- Szefie... - Zaczełam, przyglądając się jak mężczyzna obraca się w moją stronę. - Przepraszam i obiecuje, że cokolwiek wydarzyło się pomiędzy mną, a Panem Forte nie zniszczy w żaden sposób waszej współpracy. Naprawię to.
- Mam nadzieję Ivy, mam nadzieję.
Dochodziła godzina dwudziesta, kiedy zamknęłam się w swoim pokoju i padłam na łóżko hotelowe. Przez chwilę wpatrywałam się w sufit, rozmyślając o ostatnich czterdziestu ośmiu godzinach. Wiedziałam, że Forte z jednej strony zasłużył na takie potraktowanie, lecz z drugiej było mi nieco głupio przez moje niedojrzałe zachowanie. Poza tym w pomieszczeniu znajdowało się mnóstwo poważnych ludzi, więc nie wiem jak wielu widziało mój wyczyn.
Przez napompowaną alkoholem odwagę miałam teraz same kłopoty. Mój szef był na mnie zły, a Forte prawdopodobnie obmyślał już plan jak mnie zabić. Zastanawiałam się tylko dlaczego mnie tutaj ściągnął i miałam nadzieję, że spotkanie Sandersa nie odbędzie się również z nim, ponieważ nie byłam jeszcze gotowa aby stanąć z tym ucieleśnieniem grzechu i zła twarzą w twarz.
Pomimo mojego zamroczenia alkoholem wyczuwałam nadal tą nieprzyjemną aurę niebezpieczeństwa, a mimo to i tak zachowałam się jak kompletna idiotka.* * * * * *
Dziesięć minut przed godziną czternastą zjawiliśmy się w dużym biurowcu, w którym miało odbyć się nasze spotkanie. Sekretarka w lobby pokierowała nas do gabinetu niejakiego Thomasa Gelbero, a następnie na piętnastym piętrze przywitała nas kolejna sekretarka z wymuszonym uśmiechem. Potrafiłam rozpoznać go z daleka, ponieważ sama bardzo często takiego używałam.
Z gabinetu wyszedł mężczyzna na około kilka lat przed czterdziestką, ubrany w szary garnitur.
- Cieszę sie, że jesteśmy już wszyscy. Jestem Thomas Gelbero. - Mężczyzna podszedł podając mi dłoń.
- Ivy. Miło mi Pana poznać. - Mężczyzna uśmiechnął się i zaprosił nas do gabinetu.
Włoski na moim karku uniosły się w ostrzeżeniu w momencie kiedy przekroczyłam próg drzwi. Mój wzrok spoczął od razu na ciemnych, lekko zmierzwionych włosach. Spodziewałam się go zobaczyć, lecz jakaś cząstka wewnątrz mnie nadal wierzyła w to, że uda mi się tego uniknąć.
Przywitałam się z pozostałymi w pokoju, ignorując obecność Blake'a Forte. Zajęłam miejsce na kanapie przy ścianie, nie chcąc rozpraszać się niczyją obecnością i w spokoju sporządzać notatki ze spotkania.
Po półtorej godzinnym notowaniu na małym MacBooku, moje oczy blagały o chwilę przerwy. Miałam nadzieję, że moje oczy nie były aż tak czerwone, jak wydawało mi się że są przez ich pieczenie, ponieważ nie chciałam wyglądać jakbym za chwilę miała zamienić się miejscem z bykiem z Korridy.
CZYTASZ
CONTRACT ✏
RomancePotwory nie ukrywają się tylko pod osłoną nocy, dlatego uważaj, bo nie wiedząc, nawet dla największego diabła można stracić głowę.