Rozdział 2 - Błażej

909 79 77
                                    

Tydzień wcześniej

Otwieram oczy i patrzę w okno mojego apartamentu, za którym maluje się piękny widok. Jest zima, ale Barcelona i tak jest piękna. Morze dzisiaj jest nieco bardziej wzburzone. Mam wrażenie, że zna moje samopoczucie i chce wczuć się w sytuację.

Kiedy czuję obok siebie ruch, siadam, opierając się o wezgłowie łóżka. Zerkam na drugą stronę posłania i patrzę na kobietę, leżącą obok. Uśmiecha się delikatnie i już chce się odezwać, ale rozdzwania się mój telefon. Spoglądam na wyświetlacz, Przemo, unoszę więc komórkę i zerkam na nią przepraszająco. Ona rzuca bezgłośne: Idę do toalety i wstaje. Mimowolnie zerkam na idealną figurę kobiety wychodzącej z sypialni. Jej kształtne, nagie pośladki kuszą mnie znowu. Jednak odrzucam od siebie te zbereźne myśli i klikam w zieloną słuchawkę, następie przystawiam ją sobie do ucha.

- Siema, stary - odzywam się pierwszy. Mam dzisiaj nawet dobry humor i zastanawiam się, czy Przemo dzwoni po to, by mi go popsuć?

- Siema, stary - odpowiada mi tym samym.

- Co tam?

- No... Dzwonię, żeby powiedzieć...

- No dawaj - niecierpliwię się delikatnie.

- Chciałem powiedzieć, że będę na ślubie... - mówi wreszcie.

- A... - wyduszam.

- Uznałem, że powinienem cię o tym poinformować - stwierdza.

- Ta - rzucam. - A jednak.

- Tak - potwierdza. - Dobra. To tyle. Muszę lecieć, bo mała rozrabia. Na razie - żegna się pospiesznie i rozłącza zaraz po tym, jak odpowiadam mu tym samym.

Odkładam telefon na szafkę nocną i wzdycham głośno. Unoszę dłonie i przecieram nimi twarz. Potrzebuję prysznica. Słysząc szum wody w łazience, wstaję z łóżka i zmierzam właśnie tam. Wchodzę do pomieszczenia, a za szklaną ścianką kabiny prysznicowej widzę seksowne ciało kobiety. To kobieta, która trwa przy mnie. Jest mimo tego, że bywałem wobec niej nie w porządku. Kiedy schyla się, żeby umyć stopy, postanawiam już się nie zastanawiać. Odsuwam drzwi i wchodzę do środka. Ona od razu się prostuje, ale ja ją blokuję. Łapię za jej kark jedną ręką, a drugą za biodro. Niemal siłą zmuszam, by pozostała w pozycji tej, w której była jeszcze chwilę temu. Ona unosi dłonie i opiera się o ścianę. Jest pochylona. Jej głowa znajduje się na wysokości pasa, a tyłek jest idealnie wypięty do mnie. To nim kusi mnie od kiedy wstała, a ja jestem już gotowy. Ściskam mocniej jej biodro i wchodzę w nią jednym, szybkim pchnięciem. Z jej ust wyrywa się krótki okrzyk, ale po chwili zaczyna jęczeć z rozkoszy. Moje ruchy są mocne i szybkie. Lubię brać ją w ten sposób. Ona również to lubi. Najzwyczajniej w świecie, uwielbiamy rżnąć się jak króliki. Dożo jej nie potrzeba, kiedy jedną rękę zsuwa na swoją kobiecość i zaczyna pocierać łechtaczkę. Dochodzi głośno i mocno, a ja posuwam ją dalej. Nakręca mnie to jeszcze bardziej i sam zaczynam czuć drżenie. Puszczam jej kark, wysuwając się z niej. Chwytam swojego kutasa i pocierając go, dochodzę, strzelając spermą na jej nogi. Moja ręka zaciska się na jej biodrze, a ona prostuje się lekko. Czekam chwilę na uspokojenie swojego oddechu, by wreszcie zaczerpnąć przyjemności z samej kąpieli.

Po wspólnym prysznicu czas na śniadanie. Udajemy się do kuchni, by tu zrobić tosty i herbatę. Ok, zima w Barcelonie nie jest taka chłodna, ale herbata się przyda. Czasami mam wrażenie, że trochę zdziadziałem. Po posiłku oboje opuszczamy moje mieszkanie. Czas załatwić jeszcze kilka spraw przed wyjazdem.

Jadę do biura. Nadchodzące wydarzenia powodują, że potrzebuję jeszcze kilku dni wolnego. Wchodzę do gabinetu swojego szefa i siadam na krześle. Jak zwykle trzeba na niego czekać. Ale to nic. Dzisiaj mam czas. Zakładam kostkę prawej nogi na lewe kolano i czekam. Mija dwadzieścia minut, zanim ten wreszcie pojawia się na horyzoncie. Wchodzi, zamykając za sobą drzwi i siada na swoim krześle. Patrzę w jego wściekle niebieskie oczy i uświadamiam sobie, że już go nie lubię. Kiedyś byliśmy przyjaciółmi. To on zawsze był przy mnie po śmierci moich rodziców i to on trzymał mnie w ryzach. Wszystko zmieniło się jednak po tym, co działo się tego feralnego lata. Sprawa z Mendozą zepsuła wszystko. Dziś nie jesteśmy już przyjaciółmi. Kumplami też raczej nie. Teraz to czysta relacja szef-podwładny. Patrzę na jego dumną minę. Po Operacji Mendoza dostał awans, ja zresztą też. Teraz jestem podinspektorem i wyrwałem się z korpusu oficerów młodszych policji. Adam, natomiast, jest inspektorem. To te nadal dwa stopnie służbowe, które nas dzielą, trzymają moje nerwy na wodzy. Zbyt wiele już dla tej sprawy poświęciłem. Teraz, kiedy jest już po wszystkim, nie ma sensu pogrążać się na nowo.

- Urlop? - pyta prosto z mostu.

- Ta - potwierdzam, jednocześnie kiwając głową.

- Będziesz w Polsce? - zadaje kolejne pytanie.

- To chyba nie jest twoja sprawa, gdzie i co będę robił - odgryzam się.

- Niby nie - rzuca, podpisując mój wniosek.

Kiedy oddaje mi ten kawałek papieru, wstaję i wychodzę bez słowa pożegnania. On od zawsze tak robi, więc mam go już w dupie.

- Stary! - Słyszę za sobą. Zatrzymuję się, mając deja vu. - Daj już spokój z tą urazą do mnie.

- Nie chce mi się o tym gadać. Nara - odpowiadam mu najbardziej chłodnym głosem, na jaki mnie stać i odchodzę.

Do mieszkania wracam nieco uspokojony. Jestem sam i mam chwilę dla siebie. Muszę trochę odsapnąć, bo czeka mnie dziś wiele godzin za kierownicą. Tak.

Kiedy wszystko jest gotowe, czas na wyjazd. Droga do Polski dłuży się niemiłosiernie. Wreszcie, zatrzymuję auto pod domem na obrzeżach Wrocławia. Czas na wypoczynek. Do ślubu zostały cztery dni, a ja nie wiem, jak wytrzymam ten czas.

Sobotni poranek jest niesamowicie zimny. Czuję, jakby pogoda chciała powiedzieć mi: Zamrożę WSZYSTKO. Kurwa coś czuję, że tak właśnie będzie.

Spałem niespokojnie. Koszmary nie przestają mnie męczyć. To jest tak chujowe, że czasami mam ochotę wyć jak wilk do księżyca. Kiedy nadchodzi czas, ubieram się do wyjścia. Zakładam czarną koszulę i czarny garnitur. To moje kolory, jeśli chodzi o ważne momenty. Przez chwilę mam wrażenie, jakby moje serce zatrzymywało się na kilka sekund, a potem znów ruszało swój bieg. Czuję się dzisiaj źle. Nie tylko fizycznie, kiedy ściska mnie w dołku, ale też psychicznie. Ignoruję jednak ten stan i wkładam płaszcz kolorem pasujący do reszty. Gotowy wychodzę i wsiadam do samochodu, którym ruszam spod domu.

Dojeżdżam do kościoła. Zauważam tłumy przed nim. Nie mam siły na to wszystko. Nie wiem, dlaczego to robię? Parkuję najdalej, jak się da. Nie wychodzę z samochodu. Czekam, aż wszyscy wejdą do środka. Nie chcę się z nikim spotkać. Jeszcze nie. Kiedy jest odpowiednia ku temu okazja, wysiadam z auta i idę w stronę pięknego kościoła.

Wchodzę do środka. Mijam przedsionek i już jestem w nawie głównej. Sprawiam wrażenie, jakbym nikogo nie zauważał. A tak naprawdę widzę wszystkich. Każdy patrzy na mnie z uwagą. Ignoruję to jednak i idę dalej. Zatrzymuję się w odpowiednim miejscu i staję wyprostowany. Po jakimś czasie do kościoła wchodzi Przemo ze swoją żoną. Łapię z nim kontakt wzrokowy. Nie widzę w jego oczach niczego, czego spodziewałem się zobaczyć. Sam również jestem spokojny i opanowany. Mijają kolejne minuty, aż wreszcie rozbrzmiewają organy umieszczone na kościelnym chórze. Prostuję się jak struna, nabierając zdrowy haust powietrza w płuca. W końcu widzę ją. Wchodzi.

Moje serce przyśpiesza. Kołacze tak mocno, że mam wrażenie, jakby zaraz miało wybić mi dziurę w klatce piersiowej, wyskoczyć i wybiec na zewnątrz. Przełykam ślinę, bo już czuję, że gromadzi mi się jej nadmiar. Sara kroczy w towarzystwie swojej matki. Nadal zastanawiam się, jak to jest możliwe, że się dogadały? Ale cóż. Zauważam na jej twarzy powagę, ale nie tylko. Nie wiem czy inni to widzą? Ja tak. Sara jest przerażona. Widzę, jak jej klatka piersiowa unosi się i opada z zwrotną prędkością. Nawet z tej odległości mogę stwierdzić, że nie czuje się dobrze. Chyba zupełnie tak jak ja. Wygląda na to, że obojgu nam nie leży ten kościół. Najchętniej wziąłbym ją teraz za rękę, wyciągnął z tych murów, wpakował do samochodu i wywiózł daleko. Najlepiej z powrotem do Hiszpanii. Jednakże nasz pamiętny sylwester określił, jak ma wyglądać nasze życie. Był końcem i początkiem. I teraz nie ma już odwrotu.

Wreszcie Sara dociera na miejsce. Moje serce już przebiło płuca, teraz jeszcze szarpie się z materiałem garnituru. Zaciskam szczękę i wpatruję się w nią intensywnie, czekając aż uniesie swoje piękne błękitne oczyska. Wreszcie to robi. Podnosi swoje spojrzenie, którym trafia prosto w moje oczy.

A moje serce właśnie przestaje bić.





****************************************
Miał być później, ale boję się, że skrętu kiszek dostaniecie! 🤔😂😇😈😘

No mówiłam, że Błażejek jest w kościele... 👰🤵💒💕

Życzę Wam miłego weekendu! Przede mną wreszcie wolna niedziela, więc mam zamiar korzystać z dobrodziejstw wiejskich klimatów! 🏡 😁

Buziaki 😘😘😘

Diaboliczna miłość (#3 Seria Diabelska) - WYDANE - premiera 06.10.2021Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz