Indie pomogła mi się ubrać i doprowadzić mnie do porządku. Zaraz, gdy wyjechaliśmy z łazienki pomogła mi przesiąść się na zwykły wózek z oparciem, który nie był szczytem wygody. Powiedziałbym wręcz, że kilku godzinne siedzenie na nim było dla mnie męką. Ból w plecach był przeszywający, przez co dodatkowo nie potrafiłem normalnie usiedzieć.
Przez chwilę obserwowałem jak dziewczyna krząta się po moim pokoju, zbierając zużyte chusteczki higieniczne, które spadły z mojego nocnego stolika.
Zauważyłem, że gdy wróciliśmy do mojej sypialni, moje łóżko było już pościelone, a kosz z brudnymi ubraniami już zniknął z rogu pokoju.
Indie bez słowa zniknęła za drzwiami prowadzącymi do łazienki. Nie wiedziałem co tam robi, ale słyszałem różne szelesty, odbicia. Zastanawiałem się co tam do cholery się dzieje. Przysięgam, że jeśli zdemoluje moją łazienkę nie będzie miała co liczyć na swoją pensję przez najbliższy okres czasu.
Moment później pojawiła się w sypialni, trzymając moją piżamę w dłoni i spoglądając na mnie ze zdziwieniem.
-Dlaczego tu ciągle jesteś? – zapytała, wzbudzając we mnie ogień.
-Słucham? – warknął.
-Śniadanie czeka na ciebie na stole. – odpowiedziała, odchodząc do drzwi prowadzących na hol i uchylając szerzej drzwi.
-Oh.
-A więc dlaczego nadal tu jesteś?
-Zwykle jem tutaj. – odpowiedziałem, przyciszając głos. Uniosła jedną brew do góry, zakładając ręce na piersi.
-Aż tak lubisz samotność? – zapytała po chwili ciszy. Spojrzałem prosto w jej oczy by dostrzec w nich zmieszanie i współczucie? Nie potrzebowałem tego do cholery! Tym razem to nie jej osoba wzbudziła we mnie złość tylko te pieprzone współczucie ukryte w głębi jej oczu.
-Przestań! – niemal, że krzyknąłem.
Indie chwilę wpatrywała się we mnie zaskoczona.
-Tylko zapytałam. – odpowiedziała moment później ściszonym głosem.
-W takim razie przestań zadawać pytania! – tym razem bardziej uniosłem głos, nie zważając już na ostrość słów. – Nie płacę ci za to żebyś pytała, do cholery!
-Śniadanie jest na stole. – oznajmiła cicho po czym wyszła, zostawiając mnie tam samego. Po raz pierwszy od dłuższego czasu pożałowałem, że w ogóle się odezwałem.
*
Powoli wyjechałem z mojej sypialni przez moment, wahając się czy na pewno powinienem to robić. Rozejrzałem się dookoła, próbując wypatrzyć Mary lub Indie. Wszędzie było okropnie cicho. Ani jeden szmer nie był słyszalny.
Z całej siły próbując, odpychałem koła wózka by ten mógł potoczyć się dalej w stronę kuchni.
Tam również było pusto.
Stół zastawiony był różnorakim jedzeniem. Świeże bułki ułożone były w koszyczku na pieczywo, warzywa pokrojone były w równe plasterki i idealnie przyozdobione pieprzem. Omlet, który umiejscowiony był na patelni zapewne już dawno wystygł, tak samo jak herbata nalana do kubka.
Westchnąłem podjeżdżając do stołu. Nie miałem apetytu, ale nie chciałem, żeby praca Mary poszła na marne.
Nałożyłem wszystkiego po trochu na talerz i sięgnąłem po jedną z połówek przekrojonej bułki.
Przez chwilę patrzyłem na mój talerz, nie wykonując żadnego ruchu. Zmusiłem się dopiero po chwili by ugryźć suche, ale za to chrupiące pieczywo.
Po chwili usłyszałem, że drzwi do mieszkania otwierają się. Niechętnie spojrzałem w tamtą stronę, by dostrzec uśmiechniętego Fabiana.
-Dzień dobry, panie Styles. – przywitał się odkładając reklamówkę na blat.
-Mhm.. – zmusiłem się tylko do cichego pomruku w geście odpowiedzi.
-Apetyt nie dopisuje? – zapytał, opierając się o blat kuchenny.
-Jem tylko po to by wysiłek Mary nie poszedł na marne.
-Mary? – zapytał zdziwiony.
-Nie powinieneś być chyba zdziwiony. – burknąłem.
-Jestem zdziwiony, ponieważ Mary wzięła urlop na ten weekend. Jej syn z wnuczką przyjeżdżają i chciała spędzić z nimi trochę czasu. – powiedział, zwracając moją uwagę. – Indie wszystko przygotowała. – oznajmił. – Proszę tego nie mówić Mary, ale uważam, że Indie robi lepsze omlety. – zaśmiał się na swoje słowa, które sprawiły, że zmarszczyłem brwi.
-Co jest w tej reklamówce? – zapytałem, próbując zmienić temat. Fabian obrócił się do tyłu, podnosząc pakunek i kładąc go na stole obok jedzenia.
-Indie powiedziała mi, że tam gdzie kiedyś mieszkała jest świetna cukiernia z najlepszymi pączkami w tym mieście. Poprosiła bym kupił trochę tych na wagę. Są małe, ale za to wyjątkowo smaczne.
Przełknąłem ciężko ślinę, nie dowierzając. Przecież nic z tego nie należy do jej obowiązków.
Odwróciłem głowę w stronę salonu, by przez moment pomyśleć. Na ławie leżały pudełka ze starymi grami planszowymi. Zastanawiałem się co one robiły w moim mieszkaniu.
-Przywiozłem je dzisiaj rano. – oznajmił Fabian, na co westchnąłem z ulgą. – Na prośbę Indie.
Teraz czułem się jak jeszcze większy dupek. Tylko dlaczego tak nagle zdawało mi się to przeszkadzać?
**
co sądzicie? :)
CZYTASZ
beautifully imperfect // h.s.
Fiksi Penggemar„Znasz to miejsce pomiędzy snem, a przebudzeniem; to miejsce gdzie wciąż możesz pamiętać o czym śniłaś? To jest miejsce, gdzie zawsze będę cię kochał. To jest miejsce, gdzie będę na ciebie czekał.” ~ Piotruś Pan.