Ach, Kajetanie, schrupałbym cię na śniadanie!

186 27 43
                                    

Perspektywa Kajetana:

Spojrzałem na zegarek. Cholera!

Dziś miałem dowiedzieć się, czy mogę zrezygnować z pracy w chińskiej knajpce i podrywać urodziwego chłopca, czy dalej będę wieść życie pełne bólu głowy oraz, krojących ryby, azjatów. Trzeba było wyszykować się na szybkości, bo właściwie, to powinienem już być w drodze do "pałacu". Przed wybiegnięciem z domu musiałem upewnić się jeszcze, czy wyglądam wystarczająco pedalsko. Bałaganowi, który odbijał się w lustrze, posłałem zalotne spojrzenie.

--------------------------------------------------------------
I możnaby wyobrazić sobie bieg Kajetana na wiele sposobów. Może, tak jak w filmach, chwyciłby pierwszy lepszy, nie przyczepiony rower i robił to, co lubi prawie tak samo jak gotowanie - czyli pedałowanie. A bicie jego serca byłoby równie szybkie, co wszystkie te randki na których próbował poznać przystojnego młodzieńca. A może pędziłby co sił w nogach z wiatrem we włosach i wpadłby do posiadłości z wypiekami na policzkach i czerwonym nosem.
Ale nie, on był ponad to. Wezwał taksówkę. Sama nie wiem, skąd wziął na to pieniądze, skoro jest spłukany.

--------------------------------------------------------------
Perspektywa Kajetana:

Taksówkarz, słysząc, dokąd ma pojechać, zaśmiał się pod nosem.

- Kolejny? - Spojrzał na mnie przez lusterko.

Podziwiałem omijające mnie drzewa. Bo przecież, według fizyków, to drzewa poruszały się względem mnie, a ja siedziałem w miejscu. Szybko dotarłem do celu, gdyż nie było korków. W łazience też ich nie miałem, bo nie stać mnie było na wannę, a do zlewu wydawały się niepotrzebne. Serio, po co korki w zlewach? Żeby sobie gacie ręcznie przeprać?

Po schodach wchodziłem powoli, aby nie było, że jestem niepunktualny, i dlatego się śpieszę. Pośpiech nie jest elegancki. A tak naprawdę, to nie chciałem się niepotrzebnie męczyć i pocić. Dwuminutowe spóźnienie usprawiedliwiłem "dużym ruchem na drodze".

Pan Mroźne-spojrzenie zaprowadził mnie do kuchni. Wyglądała niesamowicie, jakby faktycznie należała do królewskiej rodziny. Znajdowało się w niej wszystko, co tylko kucharz mógłby sobie wymarzyć. Mógłbym wręcz stwierdzić, że tak, jak drugą miłością typowego, potężnego hetero mężczyzny, jest jego samochód, tak moją - właśnie ta kuchnia! W przestronnym pomieszczeniu utrzymanym w ciemnej kolorystyce nie zdołałem znaleźć radia z kiczowatą muzyką, a był to nieodłączny składnik moich najpyszniejszych potraw. Poprosiłem więc, aby takowe mi przyniesiono.
Wtedy, w jeszcze czystym, czarnym blacie mogłem ujrzeć swoją mordę od dołu.

Wszystkie potrzebne, a nawet i niepotrzebne składniki, o które poprosiłem dzień wcześniej, znajdowały się w osobnym pomieszczeniu oddzielonym drzwiami.

Jako, iż mój książę sam nie wiedział, co lubi, przygotowałem dla niego wiele różnych dań, które uczynią każdy poranek piękniejszym, oczywiście wszystkie bezglutenowe.
Wśród mniej i bardziej wykwintnych potraw znajdował się, niby prosty, omlet. Bogaty w warzywa, przyprawy, ale pozbawiony mąki, złożony w półokrąg i przyozdobiony odrobiną natki pietruszki. Chihuahua już czekał przy pokaźnym stole z drewna, pomalowanym na - wiadomo - biało, w końcu to taki elegancki kolor.

Zanosiłem mu moje małe dzieła sztuki tanecznymi krokami w akompaniamencie tandetnej, ale wesołej piosenki, podczas gdy on spoglądał na mnie z zimnym spojrzeniem. Mógłbym podgrzać je za pomocą piekarnika, ale miałem w planach wykorzystać do tego mój wdzięk.

- A oto... - Postawiłem szklankę z sokiem na stole. - Specjalnie dla ciebie, eliksir miłości!

- Mam ochotę cię tym oblać. - syknął. Chyba usiłuje mnie zamrozić chłodem swoich wypowiedzi!

- Och, już mówisz mi na ''ty''? Cieszę się, że przełamujemy pierwsze lody.

Przełamiemy też drugie, trzecie i czwarte, jeśli będzie trzeba.

- Wolałbym usłyszeć coś w stylu "Ach, Kajetanie, chciałbym cię schrupać na śniadanie" - dodałem. Prawa brew księciunia zadrgała lekko.

- Może pan już opuścić to miejsce, chciałbym zjeść w spokoju.

- Ach, Brożka , Brożka! - Usiadłem naprzeciwko niego - Nie ma takiej opcji, chcę widzieć, jak rozkoszujesz się moimi potrawami.

Westchnął zirytowany. Wiedział, że nie dam mu spokoju. Wziął pierwszy kęs i zatrzymał się. Zauważyłem ten błysk w jego oczach. Piękny widok. Zaraz po tym, udał, że jego kubki smakowe pozostały obojętne. Bezskutecznie, gdyż wiedziałem, że tak nie jest.

- Nienajgorsze - skomentował, na co uśmiechnąłem się szeroko.

Właśnie tak było. Tylko udawał.

--------------------------------------------------------------
Każda kolejna porcja na widelcu wypełniała go niezwykłym uczuciem. Jakby ułożył się do snu na wygodnym hamaku, a promienie słońca pieściły delikatnie jego bladą skórę.
Zwykle pił zmiksowane owoce i warzywa. Znał tylko słodycz owoców i mdłość, nijakość warzyw, ponieważ służące nie były w stanie nadać charakteru tym papkom. I w końcu znalazł kucharza, tego, który mógłby wyrwać go z przybijającej monotonności.
--------------------------------------------------------------

Perspektywa Ambrożego:

Nie mogłem go skomplementować. Miłe słowa w kierunku tego człowieka nie przeszłyby mi przez gardło. Chociaż słowo "nienajgorsze", widocznie, go usatysfakcjonowało.

Gdy skończyłem użerać się z bezwstydnie i natrętnie pytającym o to, czy "ma już tą robotę" człowiekiem, wróciłem do pokoju. Kwestie smakowe to jedno, ale musiałem trochę odczekać aż by zobaczyć, czy nie wystąpią żadne reakcje alergiczne.

W końcu ktoś zapukał do moich drzwi.

- Proszę wejść - rzuciłem. W progu pojawiła się służka.

- Dobry wieczór. Pana ojciec pyta o pańskie samopoczucie.

Znów nie mógł przyjść sam...?

- O dziwo, nie odczuwam żadnych dolegliwości. Może mu pani przekazać, że mam się dobrze. - Na te słowa kobieta pokiwała głową i zostawiła mnie samego.

--------------------------------------------------------------
Perspektywa Kajetana:

Byłem niezwykle ciekawy werdyktu, odkąd wróciłem do mieszkania, chodziłem nakręcony po wszystkich pomieszczeniach.

Usłyszałem swój najlepszy na świecie dzwonek. Prędko wyjąłem telefon z kieszeni i odebrałem.

- Halo?

- Panie Kajetanie - przerwał na chwilę. - Zaczyna pan za tydzień. Proszę się spakować, pokój jest już przygotowany.

Gdy krótka rozmowa zakończyła się, rzuciłem telefon na łóżko i włączyłem muzykę. Sąsiedzi musieli mnie nienawidzić, ale przecież, trzeba było uczcić ten sukces, prawda?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Trochę to posiekane, zupełnie jak warzywa, które zostały potraktowane nożem przez Kajetana XDD

Wprowadziłam narratora. Zaufajcie mi, jestem inżynierem.

Przez żołądek do sercaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz