FOUR

210 27 1
                                    











***









        Kuba Rutkowski umierał ze strachu.

     Wcale nie przez źle dopięty plecak, krzywo leżący na koszuli krawat, czy też rozmierzwione we wszystkie strony włosy — nastolatek stał waśnie przed wielgachnymi drzwiami z mamą u boku, która ściskała jego ramię, żeby tym niewielkim gestem, jakoś go uspokoić.

   Niestety, gdy po dłużej chwili nie przynosiło to zamierzonego rezultatu, kobieta westchnęła cicho i wepchnęła ręce do kieszeni kurtki rzucając długie i lodowate spojrzenie w stronę syna.

      — No już, otwieraj te drzwi. — rzuciła, delikatnie marszcząc czoło, na którym odrazu pojawiły się niewielkie zmarszczki. Jednak na to przerażony Kuba nie zwrócił najmniejszej uwagi, gdy trzęsącą się ręką złapał za klamkę, którą po krótkiej szarpaninie pchnął do przodu i wślizgnął się do środka — Pisz jakby coś było nie tak, będę cały czas przy telefonie. — bąknęła cichutko Tosia, bawiąc się breloczkami przypiętymi do kluczy — I baw się dobrze.

     Chłopak skinął głową, na pożegnanie machając jeszcze mamie, po czym, prędko czmychnął przez korytarz w poszukiwaniu jakiejkolwiek żywej duszy.

     Z każdą następną chwilą spędzoną w tym budynku czuł się jeszcze paskudniej niż zazwyczaj. Ściany były jakieś dziwnie, skrzypiąca podłoga strasznie go irytowała, a wszechobecna cisza — martwiła.

   Nerwowo rozglądał się dokoła, podgryzając krewko skórki, które od dłuższego czasu nagminnie skubał, tym samym doprowadzając je do opłakanego stanu.

   Była to pewna odskocznia od palenia — a raczej jego braku, która w jakiś sposób miała zapobiec jakubowemu uzależnieniu, tym samym ściągając nastolatka na moralną ścieżkę jego prawie dorosłego życia.

    W ciągu tych kilku dni Kuba zdążył zawalczyć o paczkę papierosów, a nawet zadeklarować, że nie ma zamiaru skończyć z nałogiem (po czym pacnął się w głowę i uznał to za idiotyczny pomysł).

   Chłopak naprawdę chciał rzucić palenie, ale jednocześnie nie potrafił uporać się z wiecznym rozdrażnienie i ciągłym szukaniem zapalniczki po swoich kieszeniach, czy szafkach — zły i nadąsany skubał więc skórki i gryzł ołówki, które w ostatnim czasie trzeba było kupować na pęczki, a i tak mało kto wiedział, gdzie się one wszystkie później zapodziewały.

   Ale, gdy nic nie przynosiło chociaż chwili ukojenie dla jego znerwicowanej duszy, Tośka złapała się za ostatnią deskę ratunku i zapisała swojego syna na kółko dla zdemoralizowanej młodzieży (czyli tych palących, tych kradnących i tych najzwyczajniej w świecie — wrednych). 

       — To ty musisz być Kuba!

   Kiedy nieco zbyt piskliwy, dziewczęcy głos rozniósł się echem po korytarzu, Rutowski zdusił w sobie krzyk i drgnął niezauważalnie, mocniej ściskając trzymany na boku plecak.

     — Zależy. — mruknął po chwili, zerkając przez ramię na stojącą obok niemal wyższą o głowę dziewczynę, która z wesołym uśmiechem cisnącym się na usta  skierowała swój wzrok na nastolatka — Ale tak, to ja, chyba.

    — Na liście zostałeś już tylko ty, reszta czeka już na sali. — rzuciła, niezrażona wcześniejszymi zachowaniem nieco skołowanego chłopaka — Jesteś tu nowy, tak? — zagadnęła, nie ukrywając swojego ciekawskiego spojrzenia i ciepłego uśmiechu skierowanego w stronę Kuby — A tak poza tym, jestem Ola!

       — Kuba.

  Nastolatek przeklął pod nosem swoją głupotę, a później szybko spuścił wzrok w dół, wypychając ręce do kieszeni spodni w nadziei, że znajdzie tam coś prócz pustego opakowania po gumach do żucia i niesamowicie splątanych słuchawek.

TANIE SPODNIE   orginal story Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz