Chłopiec w niebieskich kaloszach

34 1 0
                                    

Spadając z dziesiątego piętra, człowieka nie ma zbyt wiele czasu na myślenie. Świat wokół przypomina przewijany film lub rozmazany obraz; sztalugę pozostawioną na deszczu przez roztargnionego artystę. Wszystko to, w połączeniu z bólem wewnętrznym i świadomością nieuchronnej śmierci, powoduje, że łzy cisną mi się do oczu. Nieraz pytałem świat, dlaczego jest taki niesprawiedliwy. Nie raz godzinami czekałem cierpliwie na odpowiedź, ponieważ sądziłem, że na nią zasługuję.

Dopiero kolejne ciosy zadawane przez los, spowodowały, że – przynajmniej w pewnym stopniu – oprzytomniałem. Zacząłem przypominać, unoszoną przez wodę piłkę plażową, która rusza tam, gdzie powiedzie ją fala.


Spowodowała to rozmowa z chłopcem o głosie dorosłego mężczyzny; spotkałem go w szare, niedzielne popołudnie. Stał oparty o mur, a strugi deszczu spływały po jego czole i skwierczały na skórze. Tlące się tuż za granicą oczu płomienie, oparły się na mnie. Twarz dzieciaka rozjaśnił uśmiech, na widok którego ja również rozciągnąłem usta.

- Piękna pogoda – rzekł i wyprostował rękę. Krople wpadały na nią i ulatywały w postaci pary. – Lubię deszcz. Powietrze jest wtedy takie rześkie.

Przełknąłem ślinę i podszedłem dwa kroki do przodu. Czarny płaszcz miałem całkiem przemoczony. Czułem, jak ciąży mi na barkach.

- Słońce jest lepsze. Daje światło, ciepło i ogrzewa każdego jednakowo. Spogląda na wszystko tak samo.

Chłopiec rozbiegł się i złączywszy nogi, wskoczył w kałużę. Woda rozlała się na wszystkie strony. Drogą przejechał samochód, przypominając mityczną bestię. Deszcz bębnił o jego karoserię, jakby nie podobał mu się fakt, iż w tak mokry dzień, ktoś może być suchy i cieszyć się ciepłym wnętrzem.

- Śmierć też przychodzi do każdego jednakowo. Nie liczy się dla niej, jak żyłeś. – Chłopiec bacznie mi się przyglądał.


- Nie... nie o to mi chodziło. Chciałem powiedzieć, że...

- Chciałeś powiedzieć, że ludzie powinni być jak słońce: nie oceniać, nie potępiać, nie wyśmiewać i w końcu spoglądać na każdego tak samo?

- Chyba... chyba tak – przyznałem, czując się cholernie głupio. Umoralniał mnie chłopiec mający może z dziesięć lat. Jednak jego aura, o ile istnieje coś takiego, powodowała, że nic mi nie przeszkadzało. Czułem się szczęśliwy. – Dlaczego nie pójdziesz do domu? Przemokłeś... rozchorujesz się i rodzice będą źli.

Chłopiec skierował twarz ku szaremu niebu. Przez jedno mrugnięcie oka wydawało mi się, że jest bardzo starym mężczyzną o twarzy wyrażającej smutek minionych lat.

- Każdy ma jakieś przeznaczenie. Nie ma sensu szarpać się z nim, ponieważ to z góry przegrana walka – odparł, wciąż otwierając twarz ku niebu. – Może moim jest umrzeć na zapalenie płuc w wieku dziesięciu lat? Dzięki temu rodzice postarają się o jeszcze jedno dziecko, które w przyszłości wymyśli lekarstwo na raka... Myślałeś kiedyś w ten sposób?

Nagle wydało mi się, że światło słoneczne przygasa. Świat zwolnił, przez co mogłem zobaczyć swe odwrócone odbicie, w każdej z przelatujących kropel. Ktoś wyszedł z mieszkania po drugiej stronie ulicy i trzymając aktówkę nad głową, przemknął do zaparkowanego mercedesa. Kilka minut później (choć w rzeczywistości zapewne były to sekundy) samochód otworzył świetliste źrenice i minąwszy rosnące przy drodze drzewo, ruszył przed siebie.


- Albo, dajmy na to, taki diabeł – ciągnął dalej chłopiec, rozrywając gęstniejącą masę, w którą zmienił się czas. Nie czekał na moją odpowiedź. Nie musiał. – Jest ucieleśnieniem zła. Panem ciemności i wrogiem ludzi. Upadłym aniołem, który z zazdrości o Boga, postanowił sprzeciwić się wszystkiemu, w co wierzył.... Tylko, czy on tak naprawdę miał wybór? Przecież od zawsze istniały dwie strony, które walczyły ze sobą.

Straszne historyjki #1Where stories live. Discover now