{1}

282 20 3
                                    



Gdyby za bycie niezrozumianym artystą ktokolwiek chciał płacić, Harry Potter prawdopodobnie już dawno temu spałby na pieniądzach.

Od dłuższego czasu chłopak dosłownie dzień w dzień snuł się bez celu po ulicach Londynu próbując znaleźć inspirację do czegoś, czegokolwiek. Natchnienie jednak uparcie nie przychodziło, a on zaczynał być coraz bardziej sfrustrowany i zniesmaczony własną stagnacją.

Słowa nie chciały układać się w zdania, wiersze nie miały sensu, a proza wychodziła mu mdło jak jeszcze nigdy w życiu.
Rysunki z kolei były jakby nie jego, zawsze czegoś im brakowało, kresce brakowało charakteru, a on sam nie mógł dopatrzeć się gdzie popełnia błąd.

Krótko mówiąc, Harry Potter miał kryzys jak jeszcze nigdy w życiu i za cholerę nie wiedział co na to poradzić.

Kolejne dni mijały, jego współlokator zaczął przeklinać go na głos, a Potter nadal kręcił się smętnie między mieszkaniem a chłodnymi ulicami. Któregoś dnia, prawdopodobnie w środku października, kiedy wiatr stał się zdecydowanie zbyt porywisty, a na niebie znowu zawisły groźne chmury, czarnowłosy chłopak stwierdził, że to całkiem dobra okazja, żeby odwiedzić swoją niegdyś ukochaną kawiarnię. Niechętnie przestał w niej bywać już jakiś czas temu kiedy z niewyjaśnionych przyczyn zaczęły się tam schodzić prawdziwe tłumy, a on raczej nie należał do najbardziej społecznych osób na w Londynie, Anglii ani nawet całym świecie. Tego dnia jednak miał szczęście, bo tylko kilka miejsc było zajętych, a obite miękkim, czerwonym materiałem fotele zdecydowanie zachęcały żeby usiąść w nich z książką.

Harry uśmiechnął się pod nosem kiedy okazało się, że jedna z baristek nadal pamięta jaką kawę zawsze kupował, a potem skierował się do miejsca w najdalszym rogu pomieszczenia.

Gdzieś z tyłu słyszał smutny głos Keatona Hensona śpiewającego o kolejnym życiowym zawodzie i mimo, że już trzymał książkę na kolanach, zupełnie nie mógł skupić się na tekście, bezwiednie zalany falą niechcianych wspomnień.

Na skraju świadomości pojawiały się niechciane urywki rozmów i obrazy, o których starał się zapomnieć od momentu, w którym porzucił życie w magicznym świecie.

Fakt, nadal korzystał z magii, nie bywał jednak w miejscach powiązanych z magią, ani nie utrzymywał żadnych kontaktów z czasów szkolnych. Jak się okazało, złoty chłopiec nie miał ani siły ani zdrowia żeby do końca życia zmagać się z reporterami śledzącymi każdy jego krok, ani z całą tą otoczką bohaterstwa zbudowaną wkoło niego przez społeczeństwo.

Przed oczami stanął mu już nie aż tak bardzo wyraźny obraz Hogwartu, teraz jednak dostrzegał w nim tylko piękną architekturę zaklętą na wieki w strzelistych wieżach i kolumnach, które mógłby namalować, a całe ciepło, które kiedyś czuł na myśl o szkole, jakby gdzieś uleciało.

Potem pojawił się Ron, jego szczery uśmiech, piegi na nosie i Pottera zalała kolejna niechciana fala sentymentu. Z Weasleyem nie rozmawiał od dawien dawna i wiedział o nim mniej więcej tyle, że chłopak związał się ze swoją niezbyt inteligentną dziewczyną z przeszłości, Lavender. Wydawało mu się też, że jego dawny przyjaciel chyba żył z nią gdzieś w Greenwich, tego jednak Harry nie był pewien.

Następna przypomniała mu się Hermiona, aktualnie robiąca błyskotliwą karierę w polityce. Zdarzyło mu się nawet zamienić z nią sporadycznie kilka listów, nie były to jednak ani emocjonalne felietony ani nic z tych rzeczy, raczej parę suchych faktów okraszonych ładnie brzmiącymi słowami. O Granger więcej dowiedział się ze szmatławych gazet, które przeglądał od czasu do czasu z braku alternatyw, a w których bardzo głośno komentowano niespodziewany związek Hermiony z Pansy Parkinson, która razem z nią pięła się coraz wyżej w hierarchii pracowników Ministerstwa Magii.

pusher || drarryWhere stories live. Discover now