Dziewięćdziesiąt dziewięć procent szafy Emily stanowiły czarne, mało dziewczęce ubrania. Nie malowała się, ogólnie mało interesowało ją życie towarzyskie. Zawsze wracała do domu i zamykała się w pokoju, słuchając swojej dziwnej muzyki. Gdy prześmiewczo nazywałam ją dzieckiem emo, ona ze spokojem wypierała się, wracając do swoich zajęć. Nigdy nie miałyśmy za dobrego kontaktu, a ja na siłę chciałam go polepszać.
Człowiek docenia to co ma dopiero po stracie...
Próbowałam ją zmienić, myśląc, że może tak będzie dla nas lepiej. Na siłę zabierałam ją w różne miejsca, żeby trochę "odżyła". Bałam się, że pewnego dnia przez swoje wycofanie ze świata codziennego coś sobie zrobi, nie chciałam jej stracić. Byłam na tyle samolubna, że nie potrafiłam uszanować tego, jaka była, jaka chciała być.
Pamiętam, jak tamtego dnia wróciła, była... inna. Jej oczy błyszczały, a kąciki ust unosiły się, jakby w grymasie przypominającym uśmiech. Ona nigdy się nie uśmiechała, co jeszcze bardziej mnie zdziwiło. Od razu zaczęłam wypytywać ją o powody jej niewielkiej zmiany. Ta usilnie starała się uniknąć odpowiedzi na moje pytania, ale ja byłam nieugięta. W końcu wymamrotała coś pod nosem, myśląc, że to usłyszałam i poszła do swojego pokoju.
Gdybym wtedy wyostrzyła słuch...
Postanowiłam zostawić ją w spokoju. Stwierdziłam, że jak będzie, chciała to mi opowie. Mimo iż nie byłyśmy, super rodzeństwem to uważałam, że Emily mi ufa.
Od tego czasu czarnowłosa często znikała, późno wracała i miała problemy z koncentracją. Wyraźnie chodziła z głową w chmurach, byłam pewna, że poznała jakiegoś chłopaka. To zawsze chodziło o chłopaka. Niestety z dnia na dzień, tygodnia na tydzień jej zachowanie było coraz gorsze. Przestała całkowicie spędzać czas z rodziną, a jak ją już widzieliśmy była strasznie wychudzona, blada i... nieżywa.
Rodzice też zaczynali się martwić. Zaczęły się częstsze krzyki, kłótnie, trzaskanie drzwiami, płacz mamy... Byłam gdzieś pomiędzy bezradnością rodziców a dziewiętnastoletnim buntem Emily. Nie wiedziałam co robić, z jednej strony była moja starsza siostra, którą powinnam wspierać pomimo wszystko, z drugiej przerażeni rodzice nie wiedzący co się działo z ich dzieckiem.
W akcie desperacji posunęłam się do najgorszej z możliwych rzeczy, a mianowicie postanowiłam przeszukać jej pokój. Wiedziałam, że to złe. ale nie mogłam dłużej patrzeć na to jak osoba bliska mojemu sercu tak się wyniszcza. Musiałam dowiedzieć się co kryło się za jej zmianą. Postanowiłam wcielić mój plan w życie, kiedy tylko wyjdzie z domu.
Po upewnieniu się, że dziewczyny nie ma, skierowałam się do jej oazy. Po otworzeniu drzwi zastało mnie pomieszczenie, które dobrze pamiętałam. Ciemne ściany, łóżko zaścielone czarną satynową pościelą, hebanowe biurko zawalone różnymi rysunkami... Emily była wspaniałą artystką. Potrafiła z niczego zrobić prawdziwe dzieła. Kiedy w gimnazjum moja rzeźba z drewna wyglądała jak... coś , moja siostra stworzyła z tego czegoś pięknego motyla.
Przeszukując szuflady, już traciłam nadzieję, że cokolwiek znajdę. Przeszukiwanie wcale nie było takie łatwe, jak się wydaje. Już miałam wychodzić z pokoju, kiedy postanowiłam rzucić okiem na torbę stojącą przy biurku. Wysypując jej zawartość, wyleciały z niej takie rzeczy, jak chusteczki, papierosy, eyeliner, błyszczyk do ust, zapałki, gumy do żucia, ale najgorszym co tam znalazłam, był... przezroczysty woreczek z białym proszkiem, oraz pudełeczko z tabletkami o obcej mi nazwie.
Byłam, przerażona, moja rodzona siostra brała narkotyki?! A może po prostu komuś je przechowywała? Byłam naiwna próbując sobie jakoś to wytłumaczyć. Odłożyłam wszystko do torby i wyszłam z pokoju. Starałam się, zapomnieć o tym, co zobaczyłam, nie mówiąc o niczym rodzicom. Nie chciałam robić zielonookiej niepotrzebnych problemów, bo co gdyby to jednak nie niej, ale ktoś jej to podrzucił?

YOU ARE READING
Fake Steps
Teen FictionJeden fałszywy krok może zmienić wszystko... "Moim fałszywym krokiem było pokochanie cię"