Dom był idealny dla naszej trójki. Właśnie, dla naszej trójki razem, ale nie dla mnie personalnie. Niby było przytulnie i tak... domowo, ale brakowało mi czegoś nieidealnego.
Biały z zewnątrz, dwupiętrowy z ogrodem, oraz basenem, wpasowywał się w idealny stereotypowy dom zamożnej amerykańskiej rodziny. Co mnie mile zaskoczyło to mimo iż wnętrze było bogato urządzone, człowiek nie czuł się jak w jakimś muzeum czy innym szpitalu. Barwy były zachowane w ciepłych odcieniach. Ciotka Aubrey zostawiła nam meble, jak i już uzupełnioną lodówkę. Do tego okazało się, że zaprojektowała mi pokój, Nie powiem, boje się trochę. Nie wiadomo co to będzie.
-Idź się rozpakuj, a ja zrobię Gnocchi z pesto. -Tata to jedna z najlepiej gotujących osób jakie w życiu poznałam. Potrafi gotować dania od kuchni Europejskiej po tą azjatycką.
-Tak jest kapitanie. -Zasalutowałam mu, ruszając po dębowych schodach na piętro.
Przechodząc obok otwartych drzwi, zauważyłam mamę siedzącą nad swoją szkatułką, wpatrującą się w nią oczami pełnymi różnych uczuć. Powoli żeby jej nie przestraszyć, podeszłam do niej i dotknęłam jej ramienia. Ta na niespodziewany gest, podskoczyła zaskoczona.
-Makayla, słońce jak się masz? -Jej aksamitny głos zaatakował moje uszy. Myśląc, że nie widzę zamknęła przedmiot w swoich dłoniach, odkładając go za swoimi plecami.
-Wszystko okej, chciałam tylko powiedzieć, że tata robi Gnocchi z pesto. -Powiedziałam powoli wycofując się z sypialni.
-Skarbie, chciałabym jeszcze z tobą o czymś porozmawiać... -Zaskoczona natychmiast się zatrzymałam.
Od tamtych wydarzeń nigdy nie chciała ze mną rozmawiać. Miała jakąś wewnętrzną blokadę, żeby prowadzić dłuższą konwersację z własną córką. Ale rozumiem ją, w końcu cierpi.
-Makaylo Isabello Davis -Oho, moje pełne imię i nazwisko. -Wiem, że ostatnie dwa lata były dla nas bardzo trudne, cała rodzina przeszła przez okropny kryzys, ja go przeszłam, ale wiedz... ale wiedz, że bez względu na wszystko jesteś moją córką i kocham cię całym sercem. Mimo trudnych chwil, mimo tego jak milczę, mimo tego, że jestem złą matką, razem z twoim ojcem kochamy cię najbardziej na świecie i proszę, pamiętaj o tym słońce.
Tego się naprawdę nie spodziewałam. Przez ostatnie lata nie wypowiedziała do mnie łącznie tyle słów co w tym momencie. Poczułam nieprzyjemny ucisk w żołądku. Boże, ile ta kobieta się nacierpiała, straciła dziecko. Jedyne, na co było mnie stać to mocne objęcie jej moimi małymi ramionami. Przez sekundę była spięta, ale potem rozluźniła się, sama mnie obejmując.
-Kocham cię mamo. -Dałam jej buziaka w policzek, szybko wstając. Zanim miała szansę na to jakoś zareagować szybko ruszyłam do swojego nowego pokoju.
Po otworzeniu drzwi zobaczyłam przyjemny dla oka pomieszczenie, które od dzisiaj miało być moje. Ciemnoszare ściany ładnie kontrastowały z jasnobrązową pościelą i drewnem pod nogami. Łóżko stało po prawej stronie od drzwi zaraz obok okna z szerokim parapetem, o którym zawsze marzyłam. Naprzeciwko było biurko z białą toaletką po prawej. Wprost mnie stała duża dwudrzwiowa szafa, idealnych rozmiarów na ilość moich ubrań. Na podłodze leżał, biały, puchaty, okrągły dywan. Wszystko, dopełniały fioletowe akcenty jako dodatki. Po dokładnemu przyjrzeniu się wnętrzu po lewej zobaczyłam drzwi, prowadzące prawdopodobnie do mojej nowej łazienki.
Obok szafy zauważyłam walizki. Z ciężkim westchnieniem, wiedząc że nie uniknę rozpakowywania się, wzięłam się do pracy. Rozpakowywanie to najgorsza czynność.
Po rozłożeniu wszystkich rzeczy postanowiłam przebrać się w zwykłe, wełniane dresy. Przecież jestem w domu, tak? Kasztanowe włosy spięłam w niedbałego koka.
Schodząc na dół, czułam już cudowne zapachy wydobywające się z kuchni. Mój żołądek na zawołanie przypomniał o swojej obecności. Gdy weszłam do wspomnianego pomieszczenia, zobaczyłam tatę nakładającego parujące danie wraz z mamą wpatrującą się w niego z czystą miłością.
-Cześć, cześć, cześć. -Przywitałam się energicznie, zasiadając z entuzjazmem do stołu. Byłam tak bardzo głodna.
Staruszek prychnął na moje zachowanie, a mama posłała mi tylko mały uśmiech. Zawsze to jakiś postęp w naszej "odnawiającej się" relacji. Kiedy tylko talerz pojawił się w zasięgu moich rąk, nie czekając na rodziców, zaczęłam z zaangażowaniem jeść. W połowie uświadomiłam sobie, że jest za cicho. Podniosłam wzrok, żeby ujrzeć wpatrujących się we mnie rodziców. Powoli odłożyłam widelec, odsuwając talerz, rzucając mu przy okazji tęskne spojrzenie. Tak sporo tam zostało.
-Okej, co się stało? -Bez ogródek zapytałam, nie chcąc bawić się w jakieś podchody wzrokowe.
Nerwowe spojrzenia, jakie sobie rzucali, mówiły prawie wszystko. Mama zajęła miejsce naprzeciw mnie, nerwowo obrywając skórki, natomiast tata usiadł zaraz obok niej, biorąc w swoje dwie dłonie, jedną żony. Oboje patrzyli na mnie ze zmartwieniem i determinacją, tylko... determinacją?
-Chcieliśmy z tobą porozmawiać na pewien... poważniejszy temat. -Zaczął tata.
Nie odzywałam się, czekając na dalszą część wypowiedzi. Atmosfera wydawała się jakby powoli zagęszczać. Ręce zaczęły mi się pocić z nerwów.
-Razem z twoją mamą stwierdziliśmy, że lepiej by było, gdyby poszła na terapię.
Szok. Jedyne uczucie, jakie mogłam obecnie opisać. Terapia była rzeczą przed, którą broniła się rękami i nogami. Zawsze chowałam się za ścianą i podsłuchiwałam ich żywe konwersacje na temat jakiegoś dobrego psychologa. Mama uważała, że wszystko z nią dobrze, że potrzebuje jeszcze trochę czasu i będzie lepiej. Pół roku temu temat ucichł na dobre. Nikt nie wspominał o żadnym specjaliście.
-Jestem... mile zaskoczona. Naprawdę się ciesze. -Wychodząc z letargu, podekscytowana klasnęłam dłońmi.
-My też jesteśmy zadowoleni, ale jest jeszcze coś. -Tym razem mówiła czarnowłosa. -Chcieliśmy dowiedzieć się, jak się czujesz ze zmianą szkoły.
-A jak mam się czuć? Zmiana jak zmiana. -Grałam niewzruszoną, ale w środku lekko panikowałam.
Jakby nie patrzeć szłam tam miesiąc po rozpoczęciu roku szkolnego. To AŻ jeden miesiąc. Powiedzmy sobie szczerze, nastolatkowie w dwudziestym pierwszym wieku nie są za przyjemni. Wiedziałam, że przeprowadzając się, będę musiała zmierzyć się z nowymi ludźmi, ale co innego o tym mówić, a działać w praktyce.
Rodzice jeszcze chwilę mi się przyglądali, po czym z ulgą spojrzeli na siebie. Mama ostatni raz ściskając rękę Oscara, wstała, ruszając do salonu, zapewne zakończyć haftowanie chusteczki. Tata natomiast poszedł do swojego gabinetu dokończyć jakąś papierkową robotę. No to zostałam sama.
Dobrym planem było przygotowanie się na pierwszy dzień w nowym miejscu, który de facto miał nastąpić jutro. W pokoju wybrałam strój na następny poranek. Nie byłam fanką wybierania ubioru, wolałam brać co mi pod rękę wpadnie, ale wyjątkowo postanowiłam coś przygotować. W końcu trzeba zrobić pierwsze dobre wrażenie, nie? Postawiłam na szarą bluzę włożoną w przód czarnych jeansów z wysokim stanem, do tego białe air force.
Po trzykrotnym upewnieniu się, że ten strój na pewno jest w prządku, poszłam wziąć szybko prysznic. Po odświeżeniu ubrałam się w piżamę i położyłam się do łóżka. Kręciłam się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Myślałam, czy znajdę jakiś znajomych jak w tamtej szkole. Może znajdę przyjaciół? Ale takich przyjaciół-przyjaciół. Albo jeszcze lepiej - chłopaka. Uch, definitywnie sen to dobra wizja w tym momencie. Już myślałam o głupotach. Obróciwszy się na drugi bok zasnęłam, odpływając w świat snów.
YOU ARE READING
Fake Steps
Dla nastolatkówJeden fałszywy krok może zmienić wszystko... "Moim fałszywym krokiem było pokochanie cię"