3. Trzymaj się mnie bo ten zwierzyniec cię zadepcze.

24 5 1
                                    

Poranek był... trochę chaotyczny. Może z wyjątkiem mamy, która ze spokojem sączyła swoją imbirową herbatę. Natomiast ja i tata... taaak. Sytuacja na pewno wyglądałaby inaczej gdybyśmy ustawili swoje budziki poprzedniego wieczoru.

Obecnie biegałam po kuchni robiąc nam jedzenie, jemu przy okazji lunch do pracy. Tata z rozwiązanym krawatem biegał po domu szukając jakiś ważnych papierów. Przez to zamieszanie nie zdążyłam sobie zrobić nawet lekkiego makijażu.

-Jestem gotowy, możemy jechać. -W przejściu dał mamie buziaka w policzek, nie zatrzymując się przy tym.

-Pa mamo! -W odpowiedzi dostałam tylko ciche "Mhm".

Chwyciłam w biegu swoją torbę, założyłam buty i wyszłam z nim z domu. Mój dzisiejszy kierowca czekał na mnie już za kierownicą swojej Dacii. Wskoczyłam na miejsce pasażera zapinając pasy, a mój rodziciel z dużą prędkością wyjechał z podjazdu.

-Wszystko wina tego cholernego budzika. -Mamrotał zły pod nosem, ze zdenerwowaniem patrząc na zegar w pojeździe.

-Ej, co mówiłeś o przeklinaniu? -Zrobiłam oburzoną minę, z tej niesprawiedliwości. On to sobie może przeklinać na prawo i lewo, tak?

-Ja to ja, ty to ty. Tyle powinno ci wystarczyć dzieciaku. -Prychnęłam krzyżując ramiona pod piersiami, a tata tylko głośno się roześmiał.

Pod budynkiem szkoły byliśmy stosunkowo szybko (może dlatego, że przy okazji złamaliśmy parę przepisów drogowych). Po szybkim pożegnaniu wysiadłam z samochodu, ruszając do budynku. Szkoła jako tako, nie różniła się od tej poprzedniej. Może trochę wielkością.

Po wejściu przez główne drzwi już na wstępie ujrzałam rzędy szafek. Uczniowie jak mrówki, pędzili z kąta w kąt. Ja jak idiotka stałam na środku korytarza, dlatego nie dziwne jest to, że zostałam popchnięta. Ludzie już na wstępie rzucali mi mało przychylne spojrzenia. No to tyle po pierwszym wrażeniu.

Postanowiłam się nie przejmować i ruszyłam na lewo (jak wskazywałam tabliczka), w poszukiwaniu sekretariatu. Musiałam odebrać potrzebne mi rzeczy. Zadzwonił dzwonek, co przyniosło mi szczęście w nieszczęściu, bo po pierwsze cała chmara uczniów popędziła do swoich klas, po drugie spóźnię się na pierwszą lekcję. Super.

Na końcu mojej trasy napotkałam duże przeszklone drzwi. Nad nimi czarnymi literami było napisane "Sekretariat". Lekko zestresowana weszłam do środka. Wnętrze było przyjemnie urządzone, ale kobieta za biurkiem już nie za bardzo.

Starsza kobieta, jakby nie zauważając mojej obecności dalej pisała jakieś papiery. Musiałam odchrząknąć, żeby zwrócić na siebie jej uwagę. Sokolim wzrokiem przeleciała po mnie oczami.

-Dzień Dobry ja przyszłam po... -Przerwała mi w połowie zdania, rzucając mi przed twarzą, na kontuar teczkę, oraz przezroczystą koszulkę z kluczykiem.

-Makayla Isabella Davis? -Miała chrapliwy głos. Aż mnie ciarki przeszły.

-Tak, ale...

-Tu znajdziesz wszystko czego potrzebujesz. Plan lekcji, klucz i numer szafki, oraz mniej więcej rozmieszczenie sal. To wszystko. -I wróciła do papierków, zupełnie mnie zlewając.

Tak, definitywnie to była interesująca osoba. Wyszłam z pomieszczenia, zaraz wyciągając mój plan. Miałam mieć obecnie angielski, na pierwszym piętrze. Mimo iż to głupio brzmi to nie mogłam znaleźć schodów przez dobre piętnaście minut. No katorga.

Na piętrze już szybko znalazłam salę. Żeby nie przeciągać swojego stresu, zapukałam do drzwi i weszłam. Miałam wrażenie, że wszyscy zamilkli wpatrują się we mnie. Przeprosiłam za wtargnięcie, tłumacząc brakiem znajomości szkoły. Nauczyciel z miły uśmiechem powiedział, że nic się nie stało. Z mniej przyjemną miną obrócił się do klasy.

Fake StepsWhere stories live. Discover now