Dzieciak zatrzymał się. Jego serce przestało pracować, a reszta narządów wewnętrznych zmierzała w tym samym kierunku. Szatyn powoli umierał. To był zdecydowanie za mocny cios dla miliardera, który od razu zmienił swoje położenie koło chłopaka. Uklęknął na wysokości jego tułowia i odsłonił nastolatkowi klatkę piersiową, by następnie zacząć reanimację. Co jak co, ale musiał zachować zimną krew, spokój i opanowanie. Blizny... Widok pociachanego Petera mroził krew w żyłach. Nie było kawałka skóry bez nich. Niektóre sztamy starsze, zapewne sprzed roku, inne z ostatnich tygodni, z czego tych "innych" było najwięcej.
— Oj będziesz miał mi się z czego tłumaczyć — powiedział jakby sam do siebie Tony, próbując jakoś zminimalizować swój strach. Tak, cholernie bał się o życie nastolatka.
Stark ułożył prawą dłoń na mostku, a na niej umieścił nasadę drugiej, by następnie spleść palce. Pochylił się nad Parkerem i zaczął rytmicznie uciskać klatkę piersiową. Częstotliwość 110 razy na minutę. Głębokość około 5 centymetrów. W głowie miał teraz zasadę 30 uciśnięć - 2 wdechy, co jakiś czas z przebłyskami wspólnych wspomnień. W końcu musiał go uratować... Świat potrzebował Petera Parkera. On sam potrzebował tego dzieciaka.
Wspominał pierwsze wspólne spotkanie. Był nieźle zaskoczony, że Spider-Boy'em okazał się dzieciak. A ten jego pierwszy ubiór? Do tej pory się z niego śmiał, szczególnie z tych śmiesznych gogli. (Wspomóżcie ślepego!) I te ohydne ciasteczka May... I to, jak Parker przykleił jego rękę do klamki, by powstrzymać geniusza przed rozmową z ciotką. W pamięci dalej miał także to, z jaką radością i zdeterminowaniem tworzył strój do Petera... Przejął się tym tak bardzo, że pracował nad nim całą noc tak, jakby to była jedna z jego najlepszych zbroi. Potem to jak piętnastolatek uratował samolot... Żałował swoich słów, żałował, że zachował się jak kretyn względem chłopca.
— Nie rób mi tego młody! — mówił do niego Iron Man, z trudem powstrzymując łzy. Głos miliardera powoli się załamywał - Nie możesz mi tak po prostu zejść na rękach. Nie możesz tak po prostu odpuścić i odejść...
Na miejscu wypadku zebrało się sporo gapiów, głównie młodzież z Midtown School. Szeptali do siebie, wskazywali palcami na reanimującego mężczyznę oraz przede wszystkim nagrywali całą sytuację. Nieczęsto to właśnie najbardziej rozpoznawalny bohater w Nowym Jorku ratuje "pierwszego lepszego" ucznia z takim zdeterminowaniem. Ned i Michelle ze strachem przyglądali się akcji ratunkowej. Nie pojmowali co się tak właściwie wydarzyło.
Minuty dłużyły się, a służby dalej nie przyjechały na miejsce. Anthony dalej reanimował mimo braku sił. "Jestem Iron Manem! Nie mogę się poddać!" - tłumaczył sobie. Jego serce pracowało na najwyższych obrotach, płuca ledwie nadążały, a z czoła spływał mu zimny pot. Minęło prawie pół godziny zanim karetka zdołała dojechać. Zatrzymali się koło Petera i jeden z ratowników przejął od Starka RKO.
Zmęczony miliarder odsunął się o kilka kroków i przykucnął. Zamknął oczy, a nos i usta schował w nieco roztrzęsionych dłoniach. Nic nie było w stanie załagodzić tych emocji. Poczucie winy zaczęło zżerać go od środka. Mógł temu zapobiec... Mógł porozmawiać z dzieciakiem osobiście... Hogan mógł go nie blokować... Dlaczego May nie przyszła do niego z prośbą o pomoc? Przecież pomógłby im! Chociaż kogo on chce oszukać? Przecież znany jest jako egoistyczny bohater, bez serca. Dlaczego pogotowie przyjechało tak późno? Gdyby było wcześniej... Peter przeżyłby, na pewno.
Jego rozważania przerwało oschłe słowo "przerwij". Stark automatycznie otworzył oczy, wstał i podszedł do ratowników.
— Dlaczego go nie ratujecie?! — zapytał zdenerwowany, nieco podniósłszy głos, ale nie otrzymał odpowiedzi.
CZYTASZ
❝ I'm sorry ❞ [Spider-Man]
Fanfic【One shot składający się z dwóch części】 Porażka, przeładowanie obowiązkami, poczucie winy, dwa życia, utrata ważnej osoby... - to nie oznacza niczego dobrego... Nie dla Petera Parkera, którego życie ukarało najgorszą z kar, mimo tak dobrego serca. ...