Luty, 2013
Rachel Berry chyba po raz pierwszy w swoim życiu była tak bardzo zestresowana.
Oczywiście, grała już Janet w „Rocky Horror" i Marię w „West Side Story", ale to były tylko i wyłącznie przedstawienia szkolne, teraz miała wystąpić w jednej z głównych ról w prawdziwym Broadwayowskim musicalu. Nie żeby wątpiła w swoje umiejętności, wręcz przeciwnie – dała już pokaz swojego talentu jako Elphaba w trakcie filmu Artiego tego lata i prapremiery kilka dni temu, teraz jednak miała wystąpić przed prawdziwą widownią, pełną prawdziwych krytyków, nie tylko hejterów z blogu Jacoba Bena Israela. Jedyne, co ją pocieszało, to to, że nie miała stać na tej scenie sama. Przez większość scen miał jej towarzyszyć Kurt, a czasem zdarzało jej się również występować z Santaną, to drugie jednak nie było aż tak krzepiące, biorąc pod uwagę, że Santana za każdym razem dodawała do scenariusza kilka podłych słów pod jej adresem.
Weszła do teatru bocznymi drzwiami i podążyła natychmiast do garderoby, mijając po drodze wielu członków ekipy technicznej, statystów i muzyków, a także aktorów grających Fiyera i Madame Morrible, która na jej „dzień dobry" odpowiedziała prychnięciem, nigdzie jednak nie widziała śladu swoich przyjaciół. Weszła z westchnieniem do garderoby, ze względu na późną już dosyć godzinę, z nadzieją, że zdąży ich jeszcze spotkać przed debiutanckim przedstawieniem.
Zaraz zaczęła nakładać zielony makijaż Elphaby i zanim się spostrzegła zostało już niecałe pół godziny do wejścia na scenę. W tym samym momencie usłyszała pukanie do drzwi i ujrzała w odbiciu w lustrze swoich przyjaciół: Kurta, w skromnym, białym garniturze jego własnego projektu, oraz Santanę w różowym swetrze i szarej spódnicy, uśmiechających się do zielonej Rachel.
– Jesteście! Już miałam do was iść, tak się-- panie Shue! – wykrzyknęła, gdy za przyjaciółmi dostrzegła dawnego nauczyciela – co pan tu...
Zaraz jednak musiała przerwać, bo do pomieszczenia weszli jej wszyscy pozostali szkolni przyjaciele.
Mercedes uściskała ją ze swoim charakterystycznym, zaraźliwym uśmiechem, Sam życzył szczęścia piskliwym głosem jakiegoś bliżej nieokreślonego aktora (później wytłumaczył, że była to Idina Menzel, pierwsza odtwórczyni Elphaby), Artie uścisnął rękę, Tina zasypała potokiem rad i innych przypadkowych słów, a Brittany i Santana jedynie pomachały stojąc z boku, ponieważ one zdążyły się już spotkać z dziewczyną. Finn cicho życzył jej szczęścia, bo sam jeszcze nie do końca rozumiał, co dzieje się między nią i Rachel, Will uściskał i oświadczył, że liczy, że przedstawienie będzie dobre, ponieważ musiał wieźć ciężarną Emmę dziewięć godzin samochodem, bo lot samolotem nie był wskazany dla jej przyszłego dziecka. O dziwo, wśród gratulujących znalazła się również Sue, która życzyła aktorom połamania nóg tak, że żadne z nich nie uważało, żeby użyła tu frazeologizmu.
– No dobra – stwierdził w końcu pan Shue – lepiej pójdziemy już zająć miejsca.
Odwrócił się jeszcze w drzwiach i uśmiechnął się krzepiąco do aktorów, po czym zniknął wraz z pozostałymi. Santana, Kurt i Rachel zostali sami.
– Okej, nie wierzę, że to mówię, ale ten jeden raz w życiu życzę wam szczęścia – powiedziała Santana, wyciągając ręce – ostatni uścisk przed wielkim przedstawieniem?
Pozostała dwójka skinęła głowami i objęli się nawzajem ramionami.
– Tobie też szczęścia, San – szepnęła Rachel, ocierając łzę z kącika oczu.
Do garderoby wszedł pracownik teatru, oznajmiając Kurtowi, że musi już iść na swoje miejsce, a dziewczynom żeby przygotowały się do wejścia za sceną. Poszli więc wszyscy w swoje strony, zdenerwowani równie bardzo, co szczęśliwi. Ich marzenia w końcu się spełniały.
CZYTASZ
Because I knew you | Klaine/Brittana/Faberry
FanfictionBlaine zakłada się z pozostałymi Warblersami o solówki na zawodach, Kurt wplątuje się w ryzykowną relację przez telefon, Rachel musi wybrać między przyjaciółmi a solową karierą, Santanę męczy ciągłe przebywanie w cieniu ponadprzeciętnie inteligentne...