Ivan wysiadł z czarnego opla swojego ojca i jego oczom ukazało się jego nowe osiedle, wraz z prawie wszystkimi lokatorami bacznie go obserwującymi przez okna i balkony. Myślał o tym jak piętnaście godzin wcześniej, żegnał się ze swoimi ziomkami z Petersburga. Nie chciał się do tego przyznać, ale gdy już wsiadł do samochodu, uronił kilka łez. Bardzo smutnych, męskich łez.
Odjeżdżając, patrzył przez tylną szybę na Petera, Pietrova, Igora, Teofila i Aleksieja i wspominał wszystkie przygody, jakie razem przeżyli. Jak rozwalali śmietniki, napadali na starsze panie i kradli mleko oraz ziemniaki dla zabawy. Albo ten jeden raz gdy będąc na Obozie Militarnym im. Towarzysza Stalina, wynieśli materac rudego konfidenta nad jezioro i patrzyli, jak ich wróg odpływa smacznie śpiąc. A potem wpada do niego, wyklinając ich od diabołów. To były czasy. Teraz wszystko się skończyło, nie zna tu nikogo, nie pojedzie na obóz, a na osiedlu są same jakieś chłystki.
Miał już osiemnaście wiosen na karku, a tutaj nie widział nikogo, kto miałby ponad trzynaście lat. Jak wjeżdżał na patio miał jeszcze nadzieję na znalezienie nowych koleżków, mimo bariery językowej. Ale gdy wysiadł i zobaczył tą niską, jazgotliwą hałastrę pakującą swoje brudne łapska do ciężarówki z całym jego dobytkiem, zaczynał w to coraz bardziej wątpić. Mniej więcej rozumiał co mówią, a jeśli nie to się domyślał. Pan Bodzio wydawał się zadowolony z paru kolejnych rąk do pracy, więc bez gadania nosił dalej, ponieważ bardzo go lubił. Był to miły, starszy człowiek mówiący w jego ojczystym języku, nauczył go co nieco polskich przekleństw, za co Ivan był bardzo wdzięczny. W tym zakresie Duolingo nie mogło mu pomóc. Za to jebana sowa groziła mu, że zabije mu matkę, jak nie przetłumaczy psa z rosyjskiego na polski i z powrotem.
Do jego cierpienia przyczyniał się również fakt, że przed wyjazdem matka kazała mu zmienić dresy na dżinsy, "żeby się dobrze prezentował". Prezentował się okropnie. Kiedy tylko wnieśli wszystko do domu, dopadł karton z napisem "IVAN - DRESY" i jak najszybciej wskoczył w swoją ulubioną parę. Było to oczyszczające uczucie. Nareszcie czuł się wolny. Rzucił dżinsy w róg pokoju i spojrzał na nie z pogardą. Wiedział, że nie ruszą się z tego miejsca, aż jego matka nie przypomni sobie o nich i nawrzeszczy na niego za nieszanowanie swoich rzeczy. Chłopak rozejrzał się po swoim nowym pokoju; nie był on duży, ale większy od tego w jego starym mieszkaniu, pod oknem stało obdrapane, drewniane biurko, a obok znajdował tapczan. Nie było to dużo, ale miał za to miejsce, żeby wyeksponować swoją kolekcję uszanek. Przez otwarte drzwi swojego pokoju zobaczył, jak ojciec wnosi do mieszkania wypchanego bażanta i postanowił pomóc mu z resztą wypchanych zwierząt.
Po godzinie noszenia gratów, kiedy Ivan myślał, że wreszcie miał chwilę wolnego czasu i walnął sie na swój tapczanik, do jego pokoju weszła jego matka:
- Idę z ojcem do sklepu po chleb, masło i majonez - powiedziała. - Ty w tym czasie wynieś śmieci, kładę klucze do śmietnika na stole w kuchni.
Ivan westchnął głęboko i podniósł się powoli, żeby mu się nie zakręciło w głowie - miał anemię. Powłócząc nogami, skierował się do kuchni i zabrał ze stołu klucze, zauważył, że mają breloczek w kształcie fioletowego misia z kokardą na głowie. Wziął dwa worki ze śmieciami i wyszedł z mieszkania. Schodząc po schodach, przyglądał się napisom na ścianach, postanowił w ten sposób podszlifować swój polski. Oprócz rzeczy w stylu "hwdp" i "jp 100%" zauważył też bardziej wyrafinowany wiersz „Jebać, jebałem cię a ty zrobiłaś mnie w chuja".
Kiedy w końcu wyszedł ze swojej klatki, uderzył w niego, zimny jak na sierpień, wiatr i Ivan pożałował, że zdjął swój czarny sweter, gdy szedł w stronę śmietników, trzęsąc się jak galareta. Kiedy w końcu dotarł do budynku, w którym znajdowały się śmietniki, usłyszał wrzask, który nie brzmiał, jak coś, co mógłby wydać z siebie człowiek. Ivan aż podskoczył, a po jego plecach przebiegł dreszcz. Ivan odłożył worki i ruszył za budynek, bo to stamtąd dochodził krzyk. Jego oczom ukazała się piątka chłopców, mniej więcej w jego wieku, którzy w przerażeniu starali się wytrzeć farbę z twarzy jednego z nich. Na ścianie śmietanka zaczęte było jakieś graffiti, a na ziemi stały puszki z farbą w sprayu.
- Kurwa Paweł! - Darł się ten z farbą w oczach. - Ty debilu!
- Było mnie nie prowokować, gdybyś nie był tak wkurwiający, to nadal byś widział! - Bronił się Paweł.
- Myślisz, że on oślepnie?! - Przestraszył się pulchny chłopiec.
- Ja pierdole, już nigdy nie zobaczę Agaty - powiedział łamiącym się głosem poszkodowany. Tarł swoje oczy, starając się wyciągnąć z nich farbę.
- Dobra, musimy się uspokoić i coś wymyślić - odezwał się najwyższy z nich, jednak na sto procent nie dorównywał Ivanowi.
- Co tam Agata, co z Lisą Ann? - Przestraszył się ten gruby.
Na te słowa oślepiony przestał się miotać, tylko usiadł na ziemi i zaczął gorzko płakać.
- No i co zrobiłeś?! - Wydarł się ten wysoki. - Weź się w garść Kuba, wszytko będzie dobrze - podszedł do wraku człowieka zwiniętego na chodniku.
Ivan stał tam jak kołek i przyglądał się temu wręcz renesansowemu obrazowi. Nie wiedział, jak zareagować aż nagle jeden z chłopców go zauważył i krzyknął
-Ej patrzcie kurwa, to nowy!!! - cała czwórka spojrzała się na niego wrogo. Rosjanin spojrzał za siebie, mając nadzieję, że mówią o kimś innym. Niestety nie było tam nikogo. Przestąpił z nogi na nogę, nerwowo przełknął ślinę, po czym podszedł do tej przerażającej grupki. Byli nieobliczalni, żeby swojego tak farbą po oczach maznąć, tego jeszcze nie widział. A dużo widział.
- Pomoc? - Wydukał usilnie grzebiąc w pamięci
-No przydałaby się kurwa - warknął na niego ten najwyższy
-Eee...szmata...wóda? - niezdarnie zaproponował cały zestresowany. Nie umiał zbyt wiele, ale zazwyczaj mówił nieco płynniej. W tym momencie zdał sobie sprawę, że powiedział coś bardzo nie tak, bo poszkodowany zaczął wyć jak poparzony.
-JAKA WÓDA KURWA ZANIEŚCIE MNIE DO DOMU!!!
-Ale Kuba ty możesz przecież chodzić.
-NIE MOGĘ - łzy zostawiły czerwone ślady na jego policzkach, wyglądał nieco makabrycznie.
-Dobra, ludzie trzeba go stąd zabrać, zanim to cholerstwo wyschnie. Janek, weź dokończ to, reszta bierze za ręce i nogi - zakomenderował ten wysoki i najbardziej ogarnięty. Ustawili się każdy przy kończynie i klnąc, wskazali Ivanowi, że ma zrobić to samo. Później zaciągnęli wciąż biadolącego nad swoim wzrokiem Kubę do jego mieszkania. Zostawili go w łazience, jakimś cudem nie dając się złapać jego matce. Siedziała w kuchni i robiła krzyżówki, niczego się nie domyślając.
Gdy tylko najwyższy zamknął się w łazience z naznaczonym, by pomóc mu się pozbyć farby z twarzy, Ivan spotkał się z wrogimi spojrzeniami dwójki pozostałych chłopaków. Kazali mu spierdalać, więc wyszedł zasmucony i zdezorientowany. Doszedł do wniosku, że Polacy są pojebani, a to miano miał wcześniej zarezerwowane dla Amerykanów. I Francuzów, chociaż ci byli bardziej wkurwiający.
YOU ARE READING
Podwórkowa wojna
ActionW dniu kiedy na grochowskim osiedlu pojawił się Nowy, wszystko się zmieniło. Dotychczas spokojne życie Kuby i jego ziomków zaczęło przypominać czeski film akcji. Soundtrack: https://www.youtube.com/playlist?list=PLA0gB4XF2bU94r4vlV53x6JWyh-JCJu8P