Wyczyn życia

529 21 6
                                    

Plan był prosty, wejść gdy będzie już ciemno, przemknąć nie zauważenie i zostawić co trzeba. Przed skokiem trzeba też było oczywiście sprawdzić rozmieszczenie kamer, godziny w jakich chodzą strażnicy, no i oczywiście jakimi ścieżkami chodzą.

Plan układaliśmy od tygodnia. Oczywiście oprócz planu trzeba było również i przygotować się technicznie. To znaczy: poszukać ciemnych ubrań, uszyć marynarki i wygłuszyć sam przemycany towar, a nóż widelec jakiś strażnik się by pojawił i było by po nas. Szarst prat i misja nie udana, plus kara oczywiście, a tego nie chcieliśmy.

W końcu wypadł ten wtorek. Cały dzień niczym mantre recytowaliśmy swoje części planu.

On: zaparkować na obrzeżach i przeprowadzić mnie bezpiecznie możliwie jak najbliżej terenu, po czym wrócić na zaparkowane miejsce zakryć tablice i naklejki na samochodzie, który i tak mielśmy mieć wypożyczony. I podjechać w wyznaczone miejsce dokładnie 15 min po tym jak wejdę do środka.

Ja:  dostać się do środka. Przemknąć niezauważenie i zostawić to co trzeba. Następnie uciec jak najszybciej z tamtąd i wsiąść do auta w wyznaczonym miejscu. I wszystko przez moją drobną posturę.

W tedy nadeszła druga w nocy czas początku wyprawy. Kończyłam się ubierać i wziełam zapakowany wcześniej pakunek. Musiałam odetchnąć kilka razy by zmiejszyć już buzującą w żyłach adrenaline. Spojrzałam na siebie w lustrze i się w końcu uśmiechnęłam.

"Jestem gotowa. Dam radę."

Naciągnełam marynarkę na głowę i nałożyłam na siebie jeszcze kaptur. Naciągnełam jeszcze czarne rękawiczki i biorąc wcześciej odłożone to coś, pewnym krokiem ruszyłam do auta.

Mój partner, przyszedł chwile potem. Spojrzeliśmy na siebie i jedynie skineliśmy na siebie głowami. Dalej jechaliśmy w ciszy.

2:11 jesteśmy na wcześniej zaplanowanym miejscu parkingowym. Nie ma tu kamer, ludzie tym bardziej o tej porze siedą w domach, a sklepów albo fabryk brak. Po prostu ciche zadupie, w jednej z części miasta.

2:15 jesteśmy gotowi do wyjścia czas na podróż. Musieliśmy przedostać się najpierw na drugą stronę rzeki, co było dość łatwe, bo no cóż Wisła w Warszawie to to nie była, plus na właśnie tej części dokłanie przez całą szerokość, przechodziło obalone przez wiatr drzewo. Potem już tylko cichy bieg do murów tego miejsca.

2:28 "Napewno dasz radę, jak coś możemy zrezygnować." Ten cichy szept, połączony z lekka zadyszką utwierdził mnie tylko w mojej, osiągającej już granice, determinacji. "Nie. Jestem pewna. Zrobimy to."

2:30 Czas start. Odpaliłam stoper na elektronicznym zegarku i zeskoczyłam z płotu na ziemię. Od razu przykleiłam się do boku dużego kontenera na śmieci, zerkając przy tym między szpary tego betonowego muru na partnera który znikał w zaroślach.

"Nie ma odwrotu."

Teraz i ja zaczęłam swoją podróż do celu, a byłam na prewę blisko niego. Blisko, a jednocześnie tak daleko. Moją trasą był slalom. Niczym szpieg królowej szybko i cicho ruszyłam, do skrycia się za pierwszym marmurem. Szło mi świetnie do połowy wyznaczonej drogi.

Pojawiła się ta pieprzona latarka.

Spojrzałam na zegarek, zostało mi 8 minut i 38 sekund. Przycisnełam pakunek do piersi i przeklnełam w duchu. Przecież widze już cel, musi się udać, przeczekasz go i po sprawie.

Odetchnęłam kilka razy. I gdy strażnik odsłonił mi pole mojej drogi, ruszyłam do przodu.

Lecz to nie koniec, o nie, nie może być tak łatwo, nie nie. Dosłownie dwa przystanki przed, musiałam nadepnąć tą cholerną gałąź. Światło przed mną, się zatrzymało, a ja teraz jedyne co słyszałam to bicie swojego serca. Ten moment zdawał się trwać godziny. Lecz w końcu strażnik uznał, że to nic wartego jego uwagi i ruszył dalej. A ja? A ja zdałam sobie dopiero sprawę z tego, że aż do teraz wstrzymywałam oddech.

Ruszyłam i byłam u celu a strażnik, którego nie miało być z resztą, zniknął za zakrętem. Wyjęłam w końcu to co miałam dostarczyć. Położyłam go na ziemi i wyjełam ze środka wygłuszającą wkład watę i odpaliłam ten znicz z uśmiechem na ustach.

"Jeśli teraz na mnie patrzysz, to wiem, że mimo wszystko jesteś ze mnie dumna."

Wstałam i rozejrzałam się po tym ciemnym cmenatrzu i zdałam sobie sprawę z wagi mojego wyczynu. Wszędzie było ciemno, lecz mi się udało i moje światełko dla tej ukochanej i bliskiej osoby zabłysło w tej cichej i czarnej pustce.

Usłyszałam silnik samochodu i szybko się przeżegnałam. A fakt że grób był blisko płotu ułatwił sprawę. Wspiełam się i wyszłam z tego miejsca dumna jak nigdy. Szybko wsiadłam do samochodu i odjechaliśmy do domu...

****

#koloryzowane ale czy na pewno? W tych czasach wszystko jest przecież możliwe, czyż nie? ;)

Wilczyca [Zakończone] ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz