In another life ~ Berlin x Palermo

903 55 24
                                    

- To na pewno się uda, nie widzę dla nas innej opcji - zapewniłem, starając się dodać mu otuchy. To był fatalny dzień, omal nie został schwytany podczas jednego z napadów, a na domiar złego Sergio wytknął nu wszystkie niedoskonałości, jakie liczył nasz, już nie tak świetny, plan.

- Mam wrażenie, że napad na mennicę i drukowanie pieprzonych papierków, to chyba lepszy pomysł - stwierdził gorzko, a ja zdumiony chwyciłem palcami jego twarz. Nie mogłem uwierzyć, że zwątpił tak bardzo, przecież to było dzieło jego, a raczej naszego, życia.

- Nie poddawaj się! - krzyknąłem i potrząsnąłem go za ramiona, mając nadzieję, że w ten sposób ulotnią się z niego wszystkie złe myśli - Możemy iść do baru, jeśli poprawi ci to humor. - Puściłem mu oczko, a on kiwnął głową. Wiedziałem, że ma słabość do alkoholu, zwłaszcza tego eleganckiego i eksluzywnego, chociaż jak czasem nie było co pić, to wódka, jednak nie była taka zła.

- Ale tym razem to ja wybieram bar - stwierdził stanowczo, stawiając mi warunek, a ja bez żadnych podejrzeń i sprzeciwu, ochoczo się na to zgodziłem. W końcu skąd mogłem wiedzieć o jego iście szatańskim planie?

Prowadził mnie przez jakieś ciemne zaułki i ulice, które nie świeciły przykładem, aż dotarliśmy do klubu o dźwięcznej nazwie "extasy" o którym nie słyszałem nigdy w życiu, ale w końcu, skoro on znał to miejsce, to na pewno musiało być ono dobre. Przynajmniej tak myślałem na początku, kiedy jeszcze stałem przed klubem, wszystko zmieniło się, kiedy przekroczyłem próg tego budynku i zobaczyłem do jakiej meliny mnie przyprowadził.

- Nie spodziewałeś się tego, co nie? - zaśmiał się szyderczo, a ja w myślach przyznałem mu rację. Nie spodziewałem się, że wyląduję właśnie tutaj.

- No nie - oznajmiłem zdawkowo.

- W takim razie, jak wejdziemy już faktycznie do środka, to chyba padniesz. - Zrobił jakiś nieokreślony ruch dłonią i obrót wokół własnej osi, by później pociągnąć mnie za rękaw mojej eleganckiej koszuli, która w ogóle nie pasowała do wystroju tego miejsca.

I nagle dotarło do mnie, co to za miejsce. To był typowy klub dla ludzi z taką samą orientacją seksualną, co moja. Zastanawiało mnie, po co Andres mnie tu sprowadził.

- Mogę wiedzieć, co my tu robimy? - Byłem zawiedziony. Nie wiedziałem, dlaczego to zrobił, czasem rzucał mi jakieś obraźliwe uwagi, ale jeszcze nigdy nie zakpił ze mnie w ten sposób.

- Myślałem, że chcesz się zabawić, ja mam już dosyć miłości, ale ty chodzisz sfrustrowany praktycznie dwadzieścia cztery godziny na dobę, więc stwierdziłem, że potrzebujesz seksu - stwierdził, a jego oczy przybrały ten dziecinny wyraz. Miałem ochotę go uderzyć, w ogóle nie powinno go obchodzić moje życie seksualne, zwłaszcza, gdy jedyne kogo pragnąłem to jego.

- No dobrze, w takim razie ty tu sobie posiedź, a ja pójdę do tego bruneta - palcem wskazałem na mężczyznę, który właśnie puścił nam oczko.

- To ja idę nawracać lesbijki na właściwą drogę - stwierdził i podszedł do baru, a ja z zazdrością zauważyłem, że już kilku mężczyzn obejrzało się za nim. Nienawidziłem tego, jak działał na ludzi, a chyba jeszcze bardziej denerwowało mnie jak mocno działa na mnie.

- Hej - powiedziałem zalotnie do bruneta, który przypatrywał się mi.

- Hej, jesteś sam? - zapytał, a ja już wiedziałem o co mu chodzi. Chciał jedynie seksu.

- Nie, tam siedzi mój chłopak - nieznacznie kiwnąłem w kierunku Andresa, który właśnie starał się spławić jakiegoś gościa, macającego jego tyłek. Wiedziałem, że to kwestia czasu, a wbije temu typowi widelec albo rozbity kieliszek w jaja, dlatego postanowiłem interweniować.

- Co się dzieje skarbie? - zapytałem, starając się wejść w moją rolę, jak najlepiej. Facet, który jeszcze przed chwilą macał miłość mojego życia, przeklnął i odszedł od nas.

- Dzięki, ale nie musiałeś. Poradziłbym sobie z tym sam - oznajmił poważnie, a ja pokręciłem głową. Nienawidziłem jego niepotrzebnej dumy oraz przekonania o pełnej samodzielności.

- Tak, tak. Pewnie poszedłbyś z tym gościem do łazienki, gdzie pozbawiłbyś go fiuta - zaśmiałem się, starając się rozluźnić atmosferę.

- Znasz mnie, aż za dobrze, a teraz opowiadaj o swoich podbojach! Będzie coś z tego dzisiaj? - zapytał, a ja zacisnąłem dłonie w pięści. Byłem już cholernie zmęczony tym udawaniem.

- Nie, nie było i nie będzie, bo cię do cholery kocham i tylko z tobą chcę się kochać! - krzyknąłem, a on mocno zacisnął dłoń na kieliszku, użył do tego tyle siły, że szkło pękło, a po jego dłoni spłynęły kropelki krwi.

- Oh Martin - westchnął - Podejrzewałem to, ale zrozum, ja nigdy nie będę cię pragnął w ten sposób. Łączy nas wspaniała więź psychiczna, ale nic więcej. Przykro mi - stwierdził szczerze, a ja spuściłem głowę i nieznacznym ruchem palców kiwnąłem na barmana, który podał mi kieliszek wódki.

- Tak będzie lepiej - dodał, a ja gwałtownie objąłem go ramionami i przycisnąłem usta do tych jego. Czułem się cudownie, chociaż wiedziałem, że on nie jest zadowolony, ponieważ ledwo, co oddawał mój pocałunek.

- Nie czujesz nic? - zapytałem płaczliwie, a on pokręcił głową. Byłem rozbity, miałem ochotę położyć się na podłodze i leżeć tam żałośnie.

- Przykro mi Martin, starałem się już wcześniej coś zrobić, ale nie umiem. Musimy się rozstać - westchnął i zacisnął swoją dłoń, tak, że spłynęło z niej coraz więcej kropelek krwi.

- A co z naszym planem?

- Dokończymy go, ale nasz kontakt będzie ograniczony. Nie chcę cię ranić - oznajmił łagodnie, a ja kiwnąłem głową.

- W takim razie żegnaj skarbie, mam nadzieję, że w innym życiu, będę mężczyzną twojego życia - powiedziałem cicho, starając się walczyć z gulą w gardle.

- Żegnaj - powiedział i odszedł, a ja jedynie patrzyłem jak dumnie opuszcza drzwi klubu, nagle obok mnie usiadł zwykły chłopak, nastolatek, który już na pierwszy rzut oka wyglądał, jakby szukał sponsora i właśnie wtedy w mojej głowie zrodził się pomysł: "boom, boom ciao" który realizowałem, nawet po jego śmierci, bo nigdy już nie kochałem, nie w ten sam sposób co jego.

Dom z papieru ~ one shots ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz