~5~

27 5 0
                                    

Było ciemno. Patrzyłam w sufit. Nie mogłam zasnąć. W sumie wcale nie byłam zmęczona. Cztery dni. Za cztery dni wsiądę w samolot i wrócę do Londynu. Do ojca. Do problemów. Jednak na myśl o tym, nie odczuwam paniki. Jestem spokojna. Przeraża mnie to.

Ciche pukanie rozległo się po domu. Zdziwiłam się, że dotarło aż do mojego pokoju. Na palcach zeszłam do głównych drzwi. Spojrzałam przez wizjer i otworzyłam, wpuszczając do środka schlanego Carlosa.

Błagam! Nawet ja nie imprezuję w niedzielę!

Bez słowa zaprowadziłam go do swojego pokoju i zapaliłam światło, zaraz po zamknięciu drzwi. Skrzywiłam się, kiedy zobaczyłam w jakim stanie znajduje się chłopak. Rozwalony łuk brwiowy, rozcięta warga, podbite oko, a z nosa sączyła się krew. O nic nie pytając przyniosłam z łazienki apteczkę, a czarnowłosemu podałam butelkę wody, która stała na mojej szafce nocnej. Powoli oczyszczałam rany Carlosa, który wzdrygiwał się co chwilę, czując ukłucie bólu.

Opatrzyłam go, a następnie kazałam mu wziąć prysznic i umyć zęby szczoteczką, która mu dałam. Chłopak był dla mnie jak brat, którego nigdy nie miałam. Choć nasza relacja znacznie się pogorszyła od czasu rozwodu moich rodziców. Sama nie wiem dlaczego.

-Co się stało? - szepnęłam, kiedy Carlos leżał obok mnie.

-Nie chcę o tym mówić. - burknął. Alkohol powoli zaczynał ulatniać się z jego organizmu.

-Tak? Nie wiem, czy pamiętasz, ale ja ci powiedziałam, dlaczego Fran kilka lat temu złamała mi nos. - uśmiechnęłam się na to wspomnienie, mimo, że wtedy nie było mi do śmiechu.

-Wkurzyła się, bo chciałaś kupić tą samą sukienkę, którą ona kupiła dwa dni wcześniej. - prychnął powstrzymując śmiech. Tamta kłótnia była dużo zabawniejsza niż się wydaje wbrew pozorom.

-Nawet o tym nie wiedziałam. - zaśmialiśmy się oboje, jednak nasze głosy były przepełnione nostalgią i tęsknotą.

Spojrzałam na Carlosa. Miał przymknięte oczy, jakby intensywnie nad czymś myślał. Przyszedł do mnie, bo w stanie w jakim się znajdował nie mógł pokazać się rodzicom, z którymi nadal mieszkał. W zupełności to rozumiałam i nie śmiałabym odmówić mu pomocy. Ale teraz, kiedy tak na niego patrzyłam, wydawał się taki obcy, odległy.

-Pobiłem się z facetem, który wtedy uratował cię przed Luckem. Dobry jest, sukinsyn. - zaśmiał się zjadliwie, a ja podniosłam się do pozycji siedzącej.

-Co zrobiłeś? - oburzyłam się.- Dlaczego?

- Luck kulturalnie wypełniał swoje cholerne obowiązki barmana, kiedy ten typ go sprowokował! - wyrzucił, aczkolwiek ciężko było mi uwierzyć w jego słowa.

Nathaniel był chodzącą oazą spokoju. I może nie znam go na tyle, aby wyciągać pochopne wnioski, ale nie wydaje mi się, żeby zaatakował kogoś bez wcześniejszej przyczyny.

- I ty postanowiłeś go bronić? - fuknęłam, wstając z łóżka. - Carlos! Wiem, że się z nim przyjaźnisz i nie mogę Ci tego zabronić, nawet po tym co mi zrobił! Chciałabym mu zaufać! Próbowałam! Ale mnie przeraża, rozumiesz?! Kiedy na niego patrzę, jestem przerażona, że jest zdolny do czegoś takiego! A ten człowiek mi pomógł. Nieważne, jaki by nie był. Pomógł mi. Nie zrobiłeś tego ty! Nie zrobiła tego Fran. On to zrobił. I jestem mu za to niesamowicie wdzięczna! Byłoby super, gdybyś to uszanował i nie atakował go, kiedy tylko nadarzy się okazja. I wiesz co? Myślałam, że akurat ty będziesz wiedział, co czuję.

-Lily. - odwróciłam się gwałtownie w stronę drzwi. - Pali się? - babcia ze stoickim spokojem patrzyła na mnie zaspanym wzrokiem.

-Nie.

To Wszystko Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz