4. Szepty

5K 186 15
                                    

OLGA

Ślub i całe wyjście z kościoła było piękne, a nawet powiem, że bajeczne. Muzyka, para młoda, przysięga małżeńska i klimat miejsca. Nawet ja się wzruszyłam i wszystko byłoby idealne, gdyby nie ciekawskie spojrzenia nieznajomego. Był może poważny, ale nawet w tej powadze wyglądał doskonale.

Wyszliśmy z kościoła w rytm walca weselnego i stanęliśmy z boku w cieniu, bo upał był niemiłosierny. Martin i Magda zaczęli przyjmować życzenia, a ja stałam o pół kroku za nią i odbierałam kwiaty i prezenty, aby przekazać je dalej, w kolejne ręce. Cały czas kontrolowałam, gdzie jest obiekt, którym się interesowałam. Zbliżał się, był tuż tuż za teściami siostry. Starałam się obserwować go ukradkiem. Podszedł do Martina i widziałam, jak z wahaniem podają sobie dłonie. O jakichś serdecznościach nie było nawet mowy! Mówili po niemiecku. Skąpe pojedyncze słowa, przymrużone oczy i niestety niewiele więcej dane było mi zakodować. Potem nieznajomy wyciągnął z bocznej kieszeni swojej marynarki kopertę i podał Martinowi. Zdecydowany ruch głowy szwagra powiedział mi, że Martin nie chce przyjąć prezentu.

- Zostawię twojej żonie - powiedział przystojniak. Tyle dosłyszała.

Starałam się coś zobaczyć, poprzez ludzi, którzy składali życzenia siostrze i poprzez stosy kwiatów, którymi machali mi przed oczami. Martin złamał się i przyjął prezent. Dopiero wtedy mężczyzna odwrócił się i postąpił krok w kierunku Madzi. Spojrzeliśmy na siebie. Na chwilę, na ułamek sekundy! Głośno przełknęłam ślinę. Musiałam przyznać, że robił cholerne wrażenia z takiego bliska. Już wcześniej mi sie spodobał, a teraz tylko utwierdziłam się w tym, że jest niesamowity. Od razu spuściłam wzrok i zajęłam się swoimi sprawami. To znaczy udawałam, że się nimi zajmuję. Wtedy usłyszałam w pełnym brzmieniu jego głos.

- Dzień dobry, Magdo - powiedział spokojnie po niemiecku tak męskim i głębokim głosem, że myślałam iż z wrażenia od razu popuszczę. A przecież nie lubię brzmienia tego języka!

Podniosłam na nich wzrok i aż mnie zatkało. Ciche westchnienie wydobyło się z mojej piersi. Dobrze, że w tym zamieszaniu nikt tego nie słyszał. Spojrzałam na moją siostrę. Chyba też była zaskoczona. Obie wpatrywałyśmy się w niego, w jego twarz, z mocno zaznaczonymi kościami policzkowymi i mocną szczęką. Miał jasne włosy i przy jego ciemnych prostych brwiach i ciemnych rzęsach, jego niebieskie oczy wydawały się jakby świeciły. Nawet teraz, gdy był poważny wyglądał pięknie, a gdy zerknęłam na jego usta od razu zrobiło mi się gorąco. Były pełne i tak apetyczne i wprost rozchyliłam z wrażenia swoje usta. Nawet, gdy się nie uśmiechał, jego wygląd wprost powalał.

- Jestem Lothar Voigt, młodszy brat Martina - powiedział mężczyzna.

- O! - powiedziała moja siostra.

- O! - wyrwało się z moich ust.

Lothar, na ułamek sekundy spojrzał na mnie i wrócił zaraz do mojej siostry.

- Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia - powiedział i ucałował ją w oba policzki.

Potem odwrócił się, aby odejść i w tym momencie zauważyłam, jak omiótł mnie krótkim spojrzeniem i przeszedł tak blisko obok mnie, jakby chciał mnie podeptać. Praktycznie otarł się o mnie i zniknął gdzieś za moimi plecami, zostawiając po sobie subtelny męski zapach.

- Mój Boże! - powiedziała moja siostra.

- Mój Boże! - powtórzyłam za nią.

- Nie myślałam, że przyjedzie - wtrąciła spanikowana Madzia.

- Nie myślałam, że tacy istnieją - odparłam odbierając kolejne weselne prezenty.

Lothar gdzieś zniknął. Dołączył może do swojej rodziny. Nie mogłam go obserwować, ale miałam dziwne wrażenie, że to teraz on obserwuje mnie. Mogłabym się odwrócić i sprawdzić, gdzie jest, tak przy okazji przekazując kolejne prezenty, ale bałam się, aby nie poczytał sobie tego spojrzenia za zbytnie zainteresowanie jego osobą. Tylko, czy byłabym wścibska i ciekawska, skoro połowa gości weselnych dziwnie i z trwogą na niego patrzyła, a druga połowa, ta polska, zachwycała się nim tak jak ja i Madzia.

Na szczęście cały ten teatr skończył się po jakimś czasie i wszyscy goście, czy to samochodami, czy też pieszo, udali się do Hotelu Jana Pawła II na salę weselną.

Wsiedliśmy do białej, wymuskanej limuzyny i wtedy dopiero przeżyłam wstrząs.

- Martin - zapytała moja siostra, - czy Lothar Voigt to faktycznie twój brat.

- Skąd o tym wiesz?! - zdenerwował się Martin i zszokowany spojrzał na nią.

- Powiedział mi przed chwilą.

- Tak ci powiedział?

- Tak, przedstawił się i powiedział kim jest. Olga może potwierdzić, była przy tym.

- Cholera, jak dopadnę tego, kto go zaprosił...

- Martin! - zdenerwowała się Madzia. - Czy to tak trudno przyznać się do swojego brata?

- Tak.

Zapanowała cisza i tylko szum silnika samochodu był teraz najgłośniejszym dźwiękiem. Siedziałam na przeciw Martina i Madzi z uniesionymi wysoko brwiami i z wrażenia prawie nie oddychałam.

Martin Vogel, wymuskany idealny dyrektor generalny wielkiego niemieckiego koncernu miał rodzinne tajemnice, do których nie chciał się przyznać? Jak mówili moi rodzice, był bez skazy i ja też powinnam iść za przykładem siostry i znaleźć sobie takiego wspaniałego męża.

- Madziu, nie męcz mnie pytaniami na temat Lothara - odezwał się jakby załamany Martin. - Przetrwajmy jakoś to wesele i zapomnijmy o nim.

- Dlaczego, to twoja rodzina?

- To przestępca! - zirytował się Martin i warknął na Madzię.

Na szczęście droga była krótka i limuzyna przystanęła. Każde z nas zmieszane i zakłopotane, nie wiedziało, jak patrzeć na siebie. Ja pierwsza chwyciłam za klamkę i wysiadłam z wielką ulgą z tego bałaganu i poczekałam na nich na zewnątrz. Przed nami była kolejna cześć imprezy weselnej.

Hotel nie był duży i nie byłam zadowolona z wyboru siostry, ale gdy tu weszłam, po prostu oniemiałam. To nie ta sama sala! Było tu po prostu pięknie. Wszędzie dookoła nas było mnóstwo pięknych ozdób i niezliczone ilości kwiatów w biało różowym odcieniu. Idealnie dopasowane do mojej sukienki. Na dodatek te kryształowe żyrandole, które po prostu mnie powalały. O rany, jak mi się tu dzisiaj podobało!

Przywitano nas tradycyjnie chlebem i solą, a potem moja droga siostra i szwagier potrzaskali na szczęście kieliszki i zabrali się za sprzątanie.

W tym miejscu muszę wspomnieć, że moja siostra wyglądała przepięknie. Jak prawdziwa, wyśniona panna młoda i przyznała mi się po cichu, że trochę okłamała swoją teściową przy wyborze sukienki. Powiedziała jej, że sprzedawca źle zapisał model sukni i już się nie dało tego odkręcić, bo na uszycie nowej było zbyt mało czasu. Cieszyłam się, że tak dobrze wybrnęła z tej sytuacji. Musiałam przyznać, że dziewczyna radziła sobie doskonale.

Po tych wszystkich wstępach i przyśpiewkach, goście ruszyli do swoich stolików, a Madzia dała mi znak głową, abym poszła z nią do toalety. Ach! Miałyśmy coś do obgadania. Coś czyli Lothara, albo Martina. Zobaczymy, co wymyśliła moja siostra?

================== 

Lothar, jesteś mój! Iwona Feldmann (Wydany - już w księgarniach i na Legimi)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz