we didn't start the fire
it was always burning
since the world's been turning
we didn't start the fire
no we didn't light it
but we tried to fight it•••••
Chyba jedynym powodem, przez który Johan Brunner nie stracił jeszcze posady nauczyciela w college'u na Manhattanie, było to, że uwielbiający go uczniowie osiągali naprawdę wysokie wyniki. Poza tym naprawdę trudno było doszukać się wielu plusów w jego obecności w szkole. Wymagał specjalnego traktowania z powodu bezwładności obu nóg, które co prawda promująca się jako "otwarta, pełna życzliwości i tolerancji" placówka mogła mu zapewnić, ale które wcale nie sprawiało, że nie spóźniał się na swoje zajęcia. Wręcz przeciwnie; zdarzało mu się to całkiem często. Pan Brunner, przez uczniów częściej nazywany Chejronem ze względu na dumę, z jaką dosiadał swój wózek (nie powstydziłby się jej nawet brązowy Gattamelata), miał tendencję do notorycznego zamyślania się albo wdawania się w ciągnące się niby mordoklejka rozmowy. I w ten sposób wiele uczniów zapewne spędzałoby dużą część jego lekcji w jakiś zupełnie niezwiązany z nauką historii sposób, gdyby nie jakość jego zajęć - dla nich prawie wszyscy mający pierwsze godziny w pracowni historycznej gotowi byli czekać sporo więcej niż przysłowiowy kwadrans studencki.
- EVERYBODY FUCKED UP OFF THE BEAT!
Zmęczone rokiem szkolnym, życiem i całym dniem przepełnionym trudnymi zajęciami Argo II po raz trzeci niezmordowanie grało tę samą piosenkę, próbując dojść do jak najlepszej synchronizacji.
Kolejnym powodem, przez który pan Brunner popularnie zwany Chejronem prawdopodobnie powinien był już dawno wylecieć z pracy, było zbyt jednostkowe podejście do niektórych uczniów. Coś, co w teorii powinno uchodzić za ogromny plus dla nauczyciela - w końcu w pracy z ludźmi, a już szczególnie tymi młodymi prawie nic nie ceni się tak bardzo jak empatię, w jego wypadku przekraczało pewną granicę tego, co to wypada. Szczególnie widoczne to było w jego stosunku do Percy'ego Jacksona, chłopca, którego zaraził ogromnymi pokładami pasji, ale także w pewnym sensie prawdopodobnie uchronił przed, jak się zdawało, nieuchronnym upadkiem.
Gdy Brunner zaczął uczyć Percy'ego, praktycznie z miejsca był świadomy, z jakim typem ucznia ma doczynienia. W końcu w karierze każdego pedagoga przewijają się dziesiątki takich dzieci; rozbitych, zagubionych przez patologiczną rzeczywistość, w której przyszło im żyć, bez większych perspektyw na przyszłość. Tacy bardzo młodzi ludzie bardzo różnie reagują na to wszystko, co się dzieje wokół, ale duża część wpada w to błędne koło, jakiemu uległ też nastoletni Percy. Etykietka "młodego zabijaki" - ten dzieciak, który nigdy nie boi się mówić tego, co myśli, a który mimo wszystko zawsze siedzi sam, ten, co do którego nikt w klasie, włączając w to nauczyciela, nie ma złudzeń; prędzej czy później pójdzie całkowicie na dno, by pewnego dnia z hukiem w nie uderzyć.
A mimo tego Chejron nie mógł znieść takich uczniów. Nie mógł znieść tego, jak trudne jest dla nich życie i jak oni sami na pewnym etapie zaczynają je sobie i innym utrudniać. Po dwudziestu latach pracy w zawodzie ciągle nie potrafił uspokoić emocjonalnych wybuchów empatii i niekończących się pokładów współczucia do takich dzieci.
Dlatego pewnego dnia, zaraz po zajęciach, na których obecny był Percy, poprosił go o zostanie w klasie. Ze smutkiem przyglądał się widniejącym w dzienniku ocenom, które sugerowały, że chłopiec nie zda z jego przedmiotu, jak pewnie z wielu innych. Niby nie powinno być szkoda takiego delikwenta; nie uczy się i nie stara, więc nie zdaje, ale tego Brunnerowi było ciężko na sercu. W czym taki dzieciak miałby być gorszy od tych, które wręcz spalają się pod ambicją rodziców, ale zawsze mają same A? Niektórzy działają w odwrotną stronę; nikt nie ma wobec nich żadnych oczekiwań, są tak przyzwyczajeni do bycia dnem, że nawet nie starają się zaprzeczyć.
- Zwiniesz mapę, Percy? Chciałem porozmawiać z tobą o twoich ocenach. Zdaję sobie sprawę, że przy całej klasie byłoby to bezcelowe, a naprawdę chciałbym, żebyśmy wymyślili jakieś dobre rozwiązanie.
Jackson wywrócił oczyma, nie próbując tego w żaden sposób ukryć. Mimo wszystko wstał, by spełnić prośbę nauczyciela i schować mapę. Przyszedł tego dnia do szkoły bez plecaka, ale za to z żółknącym siniakiem na policzku.
- Chyba i tak nie ma po co, panie psorze.
Chejron łagodnie pokręcił głową na znak, że się nie zgadza. Przez moment się nie odzywał, pozwalając czternastolatkowi skończyć składanie mapy. Dojechał wózkiem do końca alejki, otworzył usta, by coś powiedzieć, gdy jego wzrok zawędrował na ławkę należącą do Percy'ego. Stała na niej pusta butelka po wodzie, papierowy samolocik oraz, jak się okazało, złamany cyrkiel, pod którym widniały wyryte na blacie słowa. Pan Brunner zbliżył się, by moc je lepiej odczytać.
"We didn't start the fire
It was alwa"- O, lubisz Billy'ego Joela, Percy?
W odpowiedzi nadeszło jedynie niezbyt entuzjastyczne "mhm", jednak Chejron nie zamierzał się poddawać po znalezieniu takiego cennego tropu.
- A wiesz, kim był Harry Truman? On tam chyba był na początku wspomniany - zarzucił wędkę, licząc, że Percy chociaż na moment zainteresuje się haczykiem.
- Prezydent? - odrzekł niezbyt pewnie chłopak.
- Tak, dokładnie tak. A wiesz, kiedy mniej więcej był tym prezydentem? - Widząc, że Percy wcale nie wie, sam odpowiedział. - Od czterdziestego piątego, po drugiej wojnie. To on zlecił zrzucenie bomb atomowych na Japonię, wiesz? Kto tam jeszcze był u tego Joela...
- Buddy Holly - mruknął Percy, drapiąc się po karku. Był odrobinę skonfundowany faktem, że pan Brunner w żaden inny sposób nie postanowił skomentować jego wydrążonego dzieła i nie zagroził mu jeszcze konsekwencjami finansowymi.
- Buddy Holly! Doskonale!
Pan Brunner był za to całkowicie kontent, na jak dobrą przynętę się zdecydował. Udało mu się wtedy pociągnąć trochę Percy'ego za język i najpierw zyskać odrobinę jego sympatii, a później nawet zaufanie. Za zdewastowaną ławkę nigdy nie wyciągnął konsekwencji - pewnie gdyby dowiedziałby się o tym dyrektor, miałby kolejny powód, przez który pan Brunner już od dawna nie powinien piastować posady pedagoga.
- Wiesz, Percy? Prawdę mówiąc, dobra znajomość historii nie jest człowiekowi w większym stopniu potrzebna. Jasne, przydaje się, ale spokojnie można bez niej przeżyć. Myślę, że właśnie to jest w niej takie piękne. Myślę, że to jest właśnie takie piękne generalnie w poszerzaniu jakiejkolwiek wiedzy. Ludzie mówią, że to potrzebne do życia - guzik prawda. A mimo wszystko to wiesz, chociaż wcale nie musisz i to sprawia, że jesteś trochę bogatszym człowiekiem.
Percy przez większą część życia był naprawdę biedny; może to przez to tak spodobała się mu wypowiedź pana Brunnera, którą podzielił się z nim niedługo po ich pierwszej rozmowie o Billy'm Joelu. Minęło kilka lat, podczas których zaczęło mu trochę bardziej zależeć po części chyba właśnie przez to; świadomość, że wcale nie musiał. W końcu tak naprawdę nikt tego od niego nie oczekiwał. Wszyscy zakładali, że pisane mu jest być biednym pod każdym względem już zawsze. Oczywiście to nie tak, że nagle przemienił się we wzorowego ucznia, bo w żadnym wypadku się tak nie stało. Poza tym sytuacja zmieniła się na wiele lepsze, gdy Sally Jackson w końcu wywaliła jego ojczyma na zbity pysk (dosłownie zbity; przed wypchnięciem za drzwi oberwał pustą butelką po gębie).
Zbliżał się koniec ostatniej klasy. Pan Brunner był boleśnie świadomy, że Percy już dawno pogodził się z faktem, że nie pójdzie na studia, bo zwyczajnie go nie stać. Może dlatego tym bardziej trzymał kciuki za swoich ulubieńców, których sam nazwał "Argo II" i którzy jak co środę darli się wniebogłosy do mikrofonów, mając nadzieję, że jakby nie było, świat nie zgryzie z nich ostatnich resztek marzeń.
w mediach "we didn't start the fire" billy'ego joela
CZYTASZ
welcome to the black parade |•| solangelo AU
FanfictionKiedy William wyje do mikrofonu "Roar" Katy Perry, Nico gardzi i rozważa złożenie Jasona w ofierze bogom pożogi oraz zniszczenia, by w końcu zabrały tej marnej podistocie głos.