there ain't no need for ya
there ain't no need for ya
go straight to hell, boys, go straight to hell, boys
•••••••— Coś ty taki dzisiaj nieżywy?
Percy Jackson od samego rana naprawdę prosił się o porządne mordobicie. Nico najpewniej od dawna zgrzytałby zębami na każdą jego wypowiedź, problem w tym, że nie potrafił.
— Spierdalaj, glonie — mruknął tylko, wtulając twarz w ciepły rękaw bluzy. Na głos przyjaciela nie podniósł głowy z blatu biurka, na którym od początku przerwy przysypiał. Już i tak marnował na te pasożyty zbyt wiele swojej cennej energii.
To był jeden z tych dni, gdy przetrwanie w placówce edukacyjnej przypomina okres zamieci śnieżnych na Antarktydzie, a biedni uczniowie zmarznięte, niewyspane stada pingwinów ubranych w większości w ciepłe bluzy i swetry. Do podstawowego ekwipunku na takież to dzionki należał również niebezpiecznie pusty plecak, w którym znajdował się jedynie zeszyt do wszystkiego, parę luzem latających długopisów, a przy dobrych wiatrach (prawie nigdy, ciepłe podmuchy nie należą do typowego krajobrazu szkolnej Antarktydy) jakieś drobne, które w teorii powinny chyba zostać wykorzystane na bilet do metra, chociaż w praktyce częściej zasilały automat z kawą, czytaj: wodą z odrobiną barwnika i hektolitrami cukru.
—... never looking back, it's Friday I'm in love!
Do typowego starter-packu w przypadku Nico dochodził jeszcze Percy. Złośliwy i nietypowo nawet jak swoje standardy głośny Percy.
— Jezu, Percy, jest cholerny wtorek.
— SATURDAY WA–
— Zamknięcie się w końcu, idioci? Niektórzy próbują spać.
Ethan Nakamura z pogardą zmierzył ich dwójkę wzrokiem. Podobnie jak leżący na drugim końcu rzędu di Angelo oraz większa część uczniów tego dnia od pierwszej godziny lekcyjnej znajdował się w ciasnych objęciach Morfeusza i nic, nawet przesłodzona lura z automatu, nie było w stanie przywrócić go do stanu względnej używalności, w jakim powinien się znajdować, zważywszy na następną godzinę algebry, która miała się rozpocząć za niecałe dziesięć minut.
Brwi Percy'ego uniosły się nieznacznie. Porozumiewawczo popatrzył na przyjaciela.
Cóż się właśnie stało? Czyżby tokijska świątynia lotosu przemówiła?
Nawet Nico, którego do tej pory nic nie było w stanie poruszyć na tyle, by zmusił nieistniejące mięśnie do jakiegokolwiek wysiłku, obrócił twarz, by spojrzeć z nieszczególnym zainteresowaniem, ale swego rodzaju zdziwieniem na Japończyka. Z Nakamurą miał dobrą połowę zajęć, ale to był dopiero drugi raz w tym semestrze, który potwierdzałby, że Ethan naprawdę posiada zdolność werbalnej komunikacji.
— It ain't Coca-Cola, it's rice* — zanucił z delikatną złośliwością Percy, czego Azjata nie skomentował, najpewniej nie do końca rozumiejąc, do czego Jackson pije, ale za to będąc brutalnie świadomym, że miała to być drobna dygresja odnośnie jego pochodzenia.
Po tej krótkiej, choć ciężko to tak nazwać, wymianie zdań, Japończyk wrócił do spania z nosem w notatkach, a Percy rozłożył otwierane krzesełko obok drugiego bruneta. Nadal cicho nucił dalsze wersy "Friday I'm in love", ale już naprawdę cicho, dzięki czemu nie było to tak irytujące.
CZYTASZ
welcome to the black parade |•| solangelo AU
FanfictionKiedy William wyje do mikrofonu "Roar" Katy Perry, Nico gardzi i rozważa złożenie Jasona w ofierze bogom pożogi oraz zniszczenia, by w końcu zabrały tej marnej podistocie głos.