Rozdział V: PROPOZYCJA

616 37 0
                                    

- Panie Hwang, zapraszam do środka - zakomunikował dziekan.
Hyunjin z bijącym jak oszalałe sercem wszedł do środka i stanął za wejściem. Nie wiedział, czy powinien przemieścić się gdzieś bliżej. Starszy mężczyzna ominął  go, podszedł do swojego biurka i zajął przy nim miejsce w dużym, obrotowym fotelu. Skinął na niego, aby zrobił podobnie i usiadł przy jednym z dwóch krzeseł ustawionych przed ogromnym, narożnym biurkiem. Chłopak posłusznie, choć z odrobiną nieśmiałości wykonał wydane gestem polecenie. Cały czas się bał, jednak widząc uprzejmość gospodarza pomieszczenia coraz bardziej zdawał sobie sprawę, że nie wie, co przysparza go o taki lęk. Dziekan usadowił się wygodnie na swoim siedzeniu, po czym zaczął mówić:
- Zanim do czegokolwiek przejdę, mógłbym pana Hwanga zacząć nazywać po prostu Hyunjinem? Oczywiście jeżeli panu Hwangowi nie sprawia to problemu, różni się rozmówcy trafiają, bardziej bądź mniej wybredni.
- Ja chyba aż taki wybredny znowu nie jestem - zaśmiał się cicho Hyunjin. - Tak, dla mnie żaden problem.
- Wspaniale... To w takim razie, hmm... Hyunjin. Jako dziekan wydziału, na którym studiujesz mam prawo do poznania twoich ocen. Przyznam, że naprawdę dobrze ci idzie nauka. Ale to nie o twojej nauce dzisiaj porozmawiamy. Myślę, że na tyle mądry chłopak z ciebie, że doskonale wiesz, o czym dzisiaj będziemy rozmawiać.
- Domyślam się o co może chodzić - rzucił krótko Hyunjin.
Jego rozmówca wziął głęboki oddech.
- No widzisz, nigdy bym w ciebie nie zwątpił. Dobrze, dosyć tych żartów. My tutaj o poważnych rzeczach - profesor na chwilę przerwał, ponownie biorąc oddech, jeszcze głębszy od poprzedniego. - Być może słyszałeś o smutnych statystykach mówiących o tym, że przeciętnie w ciągu dnia życie odbiera sobie 40 naszych rodaków. Jestem również świadomy tego, że reakcja społeczeństwa na ten bilans jest obojętna. Wiedz, że ta obojętność mnie przeraża. Nawet nie wiesz, jak bardzo się zmartwiłem, kiedy dotarły do mnie informacje o tym, że ty też tak chciałeś i spróbowałeś sobie to zrobić.
- Przepraszam, panie dziekanie... Poniosło mnie z tymi lekami...
- Nie przepraszaj! Nie masz pięciu lat, żeby przepraszać za to, że zabrałeś komuś grabki w piaskownicy! - wykrzykiwał profesor. - Jak wspomniałem, my tutaj o poważnych sprawach. Ustaliliśmy, że ty targnąłeś się na swoje życie,  a ja nie mam zamiaru pozostać temu obojętny. Jeżeli ja nie chcę pozostać obojętny, to oznacza, że chciałbym podjąć jakieś sensowne kroki w tym kierunku.
Mężczyzna wstał i zaczął powoli przemieszczać się po całym pomieszczeniu.
- Uwierz mi na słowo, że jak tylko rozłączyłem się z twoim współlokatorem, który dzownił, żeby powiadomić mnie o, no... sam wiesz z czym do mnie mógł dzwonić, to nie odczekałem nawet minuty, a już zacząłem przeszukiwać swoją książkę z kontaktami i zacząłem obdzwaniać wszystkich tych, których znam i mogliby ci choć odrobinę pomóc. Daj mi wiarę, że nie było łatwo. Postawiłem na nogi chyba wszystkich zaprzyjaźnionych psychologów. Ciekawy dlaczego akurat psychologów?
- Noo... może trochę - odpowiedział Hyunjin.
- Może się to wydać tobie trochę dziwne ale pierwsze słowo, o którym pomyślałem odbierając ten straszny telefon brzmiało... psychoterapia.
Dziekan wrócił na swoje miejsce i rozsiadł się wygodnie na fotelu, dokładnie tak jak kilka minut wcześniej.
- P-p-psychoterapia? Nie przesadza pan? It's all good now, jak to mówi mój współlokator, naprawdę. Ja nie potrzebuję już niczyjej pomocy.
- Czyżby ten z niskim głosem, który znalazł cię nieprzytomnego we własnej kuchni i był w szpitalu całą noc, kiedy ten drugi odwoził dziewczynę?
- Taaak, to jest Felix. To on do pana dzwonił, prawda?
- Nie.
- To skąd pan o tym wszystkim wie?
- To bardzo proste, mój drogi. Dzwonił do mnie ten od dziewczyny, mówił, że o wszystkim się dowiedział tak jak ja przez telefon, a w tle słyszałem jakiś niski głos.
- A skąd pan wie, że Chan-hyung odwoził dziewczynę?
- To jeszcze prostsze. Mówił, że na dłuższą chwilę musiał opuścić szpital. Takie rzeczy robi się tylko z powodu dziewczyn. A tak poza tym, to it's all good now bardzo pasuje do tego, jak mu tam... Felixa. Ho! Dałem się nabrać. Ja naprawdę rzadko kiedy się nabieram, gratuluję chłopcze.
- Na co z mojej strony pan się dał nabrać? - zapytał nieco zafascynowany ekscentrycznością rozmówcy Hyunjin.
- Zmieniłeś temat, a ja nie zorientowałem się od razu. No, dziecko, nie wykręcaj się, że nie, bo tak. Potrzebujesz natychmiastowej psychoterapii i to u kogoś z najwyższej półki! I mam dla ciebie kogoś takiego, żebyś wiedział! - wykrzykiwał dziekan, energicznie wymachując rękami.
- Kto to taki?
- Moja serdeczna przyjaciółka, a dla szerszego towarzystwa wybitna profesorka psychologii Jung Soo-hyun poleciła mi swojego ulubionego studenta sprzed kilku lat. On chyba dwa lata temu skończył studia i podobno był jednym z najwybitniejszych na całym roku. Jeszcze kiedy studiował podobno zainteresował się tematem rozwiązywania problemów takich jak twój. Wydajesz się być dość samotny, a on jest niewiele starszy od ciebie. Nie będę kłamał mówiąc, że Soo-hyun opowiadała mi o nim w samych superlatywach. W związku z tym mam dla ciebie propozycję, której i tak nie odrzucisz, bo zostałeś, jakby ci to powiedzieć, mój drogi, postawiony prrzed faktem dokonanym. Zostałeś umówiony na wizytę u tego chłopaszka. Ma gabinet w Garosu-gil.
- W Garosu-gil? Przecież to artystyczna dzielnica Seulu! - zawołał w myślach Hyunjin.
- Właściwie to tyle miałem ci do powiedzenia - odezwał się dziekan i podał mu wizytówkę psychologa. - Dziękuję, że zebrałeś w sobie odwagę i zjawiłeś się tutaj. Będę szczery, nie każdy ją ma. Powodzenia!
- Dziękuję panu. Naprawdę nie wiem co powiedzieć.
Chłopak ukłonił się i wyszedł z biura. Jego serce nie biło już tak szybko, jak wtedy, kiedy tu wchodził. Spojrzał na wahadłowy zegar, który omiótł wzrokiem wchodząc. Minęło zaledwie 15 minut.

Why so lonely || hyunhoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz