𝘯𝘪𝘯𝘦

108 9 2
                                    

Zapalniczka kliknęła cicho. Drażniący dym zaczął tlić się z końca papierosa, który Max wsadziła między opuchnięte wargi. Niebo przybrało przyjemny odcień różu, rześki wiatr rozwiewał blond kosmyki, które wymsknęły się z jej kucyka, a krzyki i śmiechy kilku dzieci, goniących po placu zabaw w tle przyjemnie komponowały się ze spokojnym milczeniem, panującym między nią i Finnem. Siedzieli na oparci ławki, trampkami brudząc siedzenie. Odczuwała lekką, złośliwą satysfakcję, że ktoś, kto tu usiądzie, pobrudzi sobie tył piaskiem.

Od imprezy u Noah zaczęli spędzać ze sobą więcej czasu.

Nie potrzebowali wielu słów. Zwykle po prostu siedzieli na masce samochodu, obserwując rozgwieżdżone niebo nad punktem widokowym, jedli frytki, wsłuchując się w starego rocka granego przez szafę grającą w Ross', siedzieli na placu zabaw, pilnując Laurę.

Mieli dużo wspólnego. Podobne gusta, podobne zamiłowanie do braku zbędnych rozmów, podobne rany, pozostawione przez przeszłość. Mieli jedną, nigdy nie wypowiedzianą zasadę; nie rozmawiali o swoich rodzinach, o problemach i o tym, co działo się za zamkniętymi drzwiami ich domów. To wystarczyło, by nie otwierać na nowo ran i przywoływać bolących wspomnień, ale być w stanie przetrwać to wszystko jakoś łatwiej, niż zwykle, chłonąc samą swoją obecność.

Daleko im było od przyjaciół - tak przynajmniej wydawało się Max, ale czasami miała wrażenie, że jakoś ominęli ten etap. Nie zachowywali się jak przyjaciele. Finn mieszał jej w głowie, splatając ich dłonie, kreśląc delikatne kółka na jej kostkach i milcząc, dalej obserwując gwiazdy. Z jakiegoś powodu nie lubiła gdy przestawał.

Mieszał jej w głowie, gdy wbijał ciemne tęczówki w jej oczy, jakby chciał ją przejrzeć na wylot, poznać każdy sekret. Gdy schodził wzorkiem na jej usta, a w jego spojrzeniu widziała pragnienie dotknięcia ich, pocałowania. Gdy zakładał kosmyk włosów za jej ucho, gdy kładł delikatną dłoń na jej żuchwę i patrzył na nią z troską. Miał delikatne, przyjemne dłonie i czasami łapała się na tym, że chciałaby, aby zrobił z nimi coś więcej.

Czuła się przy nim bezpiecznie, tak jak chyba jeszcze nigdy wcześniej. Odczuwała poczucie winy, że prawdopodobnie zbyt wcześnie mu zaufała, ale nie chciała tego przerywać. Obawy z tyłu głowy, powstałe przez błędy przeszłości, szumiały cały czas, ale Finn, którego ona widziała był inny, niż ten, którego znała z licznych opowieści.

Działo się w niej coś dziwnego, ale nie wiedziała co. Obawiała się najbardziej na świecie przeklętego uczucia zwanego zakochaniem. Nie potrzebowała tego teraz. Finn był miłą odskocznią i chciała, aby tak pozostało.

Był inny, niż wszyscy, z którymi się spotykała. Oni byli niegrzecznymi chłopcami, od których należało trzymać się z daleka, manipulantami, chcącymi ja wykorzystać. Przy nich zachodziła w dziwny trans ślepego zakochania, odurzenia złudnym uczuciem miłości, której była tak bardzo spragniona.

Z Finnem była trzeźwa. A przynajmniej trzeźwiejsza. Widziała, że go obchodziła, widziała, że się troszczył. Był zagubiony, tak jak ona. Nie znał jej ani jej historii, ale rozumiał. Tamci nigdy nie rozumieli i nigdy nie próbowali zrozumieć.

Laura podbiegła do nich, chichocząc.

Z jakiegoś powodu polubiła Max. A Max z jakiegoś powodu to nie przeszkadzało.

- Finn musi nauczyć się robić warkocze. Chodź tutaj, znowu ci się rozwalił - chwyciła papierosa między zęby, a Laura usiadła przy jej stopach. Finn obserwował chude, blade palce, sunące gładko i zręcznie po ciemnych kosmykach. Przeniósł wzrok na jej twarz zastygniętą w skupieniu. Pomyślał, że przy tym różowym świetle wyglądała ładnie.

Poczuła na sobie jego spojrzenie i odwróciła w jego stronę głowę. Uniósł kąciki ust.

- Możesz mnie nauczyć.

─── . ° . • : 🍒 : • . ° . ───

Gdy drzwi zatrzasnęły się, zostawiając za sobą jedynie lekki, słodkawy zapach zbyt mocnych perfum Diora, w domu zapanowała niezmącona cisza, przerwana dopiero głośnym dzwonkiem koło wieczora. Ludzie, których Max przyszło nazywać rodzicami, wyjechali na wakacje, pozostawiając córkom wolny dom na dwa tygodnie. Wspaniałe dwa tygodnie. Max dawno nie czuła się tak lekko i przyjemnie we własnym domu. 

Słodka wolność pachniała paloną marihuaną. Drażniący dym w jej płucach sprawiał, że rzeczywistość była jeszcze lżejsza, wolniejsza, przyjemniejsza i łatwiejsza do zniesienia. Wieczorny wiatr wpadał przez otwarte okno, muskając gołe ramiona i blade policzki, Mac DeMarco grał w tle, a błogi uśmiech wkradł się na jej usta, gdy starała się napawać tym momentem i zapamiętać każdy szczegół. Piegi, przyjemny dla oka uśmiech, zaczerwienione, ciemne oczy.

Finn delikatnie musnął ramieniem jej dłoń, zachichotała. Odczuwała wspaniałą beztroskę w każdej komórce swojego ciała. Jego oczy bacznie obserwowały każdy jej ruch, jakby bał się, że zaraz straci ją z pola wzroku. Lisa i Noah wyszli z jej pokoju jakiś czas temu, teraz pewnie obściskiwali się na blacie kuchennym.

Upuścił spojrzenie, a jego dłoń przejechała lekko po jej przedramieniu, po małych siniakach pozostawionych przez ojca, przypomnieniu o braku kontroli nad tym domem i jej życiem. Spojrzeniem zadał nieme pytanie, ale ona pokręciła jedynie głową, nie tracąc uśmiechu. Dostawała mdłości na samą myśl o kolejnych wymówkach, kłamstwach, stresie, o nadmiernym myśleniu i ukrywaniu tego wszystkiego. Wzięła dwutygodniowy urlop.

Zrozumiał. Uśmiechnął się błogo, przerzucając rękę przez jej ramię. Kręcił jasny kosmyk włosów na palcu, a ona oparła głowę o jego obojczyk, przymykając oczy, delektując się jego obecnością, jego zapachem, nim całym. Dałaby wszystko, aby ta chwila trwała wiecznie.

- Ładnie dziś wyglądasz.

Zachichotała cicho i podniosła głowę, patrząc mu w oczy. Ich twarze dzieliły centymetry, a atmosfera nagle zgęstniała, w powietrzu pojawiło się dziwne napięcie. Gorąc uderzył w nią bez ostrzeżenia, gdy przeniósł spojrzenie na jej usta, a kąciki jego warg opadły lekko. W jego wzroku widziała nieme pragnienie. W tym stanie myślała bardzo powoli, dlatego teraz postanowiła tego nie robić - koniec analizowania i zamartwiania się. W końcu była wolna.

Złączyła ich usta w pocałunku. Dziwne napięcie nagle z niej spadło, a ona poczuła się, jakby dostała skrzydeł. Nie przestawali. On przeniósł rękę na jej żuchwę, ona zanurzyła dłonie w jego włosach.

Nikt nigdy nie pocałował jej tak jak Finn Wolfhard.

─── . ° . • : 🍒 : • . ° . ───

[a/n]
ale mi tu ostatnio wyświetlenia skoczyły

w sumie to ten rozdział wydawał mi się to lepszy, kiedy pisałam go wczoraj wieczorem, teraz to takie bardziej meh

też idk czy nie za szybko ale chyba inaczej tego nie napiszę

𝘤𝘩𝘦𝘳𝘳𝘪𝘦𝘴 • 𝘧𝘪𝘯𝘯 𝘸𝘰𝘭𝘧𝘩𝘢𝘳𝘥Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz