𝘵𝘩𝘳𝘦𝘦

180 14 3
                                    

Gdy obudził ją dzwoniący telefon, poczuła zdezorientowanie tak wielkie, że, spadając na nią nagle i niespodziewanie, przygniotło klatkę piersiową, wstrzymując oddech. Suchość w ustach, posmak ciepłego piwa, dym licznych papierosów osiadły na języku. Smak poczucia winy, beznadziei, poranka i kaca.

Sięgnęła po telefon. Lisa przypomniała jej o śniadaniu w Ross, na które podobno wczoraj się umówiły.

Tępy ból głowy dał o sobie znać, gdy wspomnienia wczorajszego wieczoru uderzyły w nią niechronologicznie. Zagubiona w odmętach pamięci, nieudolnie usiłowała zapanować nad chaosem w głowie. Twarze, uśmiechy, głosy, kilka imion, które zapamiętała. Wyatt, Millie, Noah. 

Podniosła się.

Ból prawego boku sparaliżował ją, tak jak strach, który ogarnął ją chwilę później, napełnił przerażeniem, przywołał więcej wspomnień, których chciała się pozbyć, wspomnień nasączonych odorem whisky. 

Uniosła koszulkę. 

Widok siniaków spowodował ściśnięcie się żołądka pętlą stresu. Rzuciła się do łazienki. Pozbyła się posmaku ciepłego piwa i wszystkiego, co zostało w jej żołądku. Woda nie wystarczyła, by wymazać przeszywający ból, który czuła w każdej płaszczyźnie swojego ciała i psychiki, by zmyć z siebie wszystkie okropności, które opadły na jej słabe barki. Potrzebowała czegoś mocniejszego.

Ostre słońce zaatakowało jej zmęczone, odsłonięte oczy, gdy wyszła z samochodu. Drzwi trzasnęły za nią. Ignorowała uczucia, z którymi się obudziła, a których nie potrafiła się pozbyć. Nie chciała swoimi problemami martwić, pijanej szczęściem nowego, idealnego związku, Lisy.

Weszła do środka, chowając się w chłodnym cieniu, a jej uszy zaatakował znany jej lepiej, niż by tego chciała, śmiech Millie Bobby Brown i pomyślała, że to jej umysł płata jej figle, ale gdy zamówiła przy barze kawę i dyskretnie spojrzała w lewo, okazało się, że nie. Przeklęła w myślach. Najprawdziwsza Millie Bobby Brown zaśmiewała się, jedząc śniadanie, akurat, kiedy Max umówiła się z Lisą.

Coś się jej przypomniało. Gdy wczoraj rozmawiała z Lisą o dzisiejszym śniadaniu, Millie bardzo entuzjastycznie dołączyła do tej rozmowy.

Jeszcze raz spojrzała w lewo.

Lisa siedziała obok Millie cała w skowronkach, obejmowana przez Noah.

Max nie wierzyła w to, w jakiej sytuacji się teraz znalazła. Czuła się okropnie, pewnie tak też wyglądała. Podczas jednego z najgorszych poranków swojego życia, dopadnięta przez ból egzystencjalny, strach, nieuzasadnioną panikę, bezsens życia, miała tak po prostu zjeść śniadanie z osobami, których nie chciała teraz oglądać najbardziej na świecie.

Ktoś ją zawołał, brutalnie uświadamiając o zaprzepaszczeniu szansy na ucieczkę. Uśmiechnęła się niemrawo i wsunęła się obok Wyatta (żywiąc nadzieję, że dobrze połączyła twarz z imieniem), który siedział obok kogoś, kogo, całkiem możliwe, poznała wczoraj. Naprzeciwko, obok rozchichotanej Millie, Noah obejmował rozradowaną Lisę. Max czuła się gorzej z każdą chwilą, gdy na nich patrzyła, zapadając w bagno swoich myśli i chaosu w głowie, głębiej i głębiej.

- Jak się czujesz po wczoraj, Max?

Millie zachichotała. Fakt, że pamiętała jej imię i, że zwróciła się akurat do niej, sprawił, że poczuła nieco niekomfortowo, jakby zrzucona z toru. Kelnerka przyniosła kawę, a w wewnętrznej kieszeni dżinsowej katany Millie, w promieniach słońca, błysnęła srebrna piersiówka, tłumacząca jej wyśmienity humor tak nieprzyjemnego, dla większości z nich, poranka.

- Najlepsze lekarstwo na kaca. - mrugnęła do niej. 

Max uśmiechnęła się lekko nerwowo. Nie chciała pić przy nich, teraz, w tym momencie, ale potrzebowała tego tak bardzo, by choć trochę uśmierzyć przygniatający ból. Alkohol zdawał się być jedynym skutecznym lekarstwem. Zacisnęła ręce, gdy wspomnienie odoru whisky uderzyło w nią brutalnie, oczy zapiekły, a strach ścisnął gardło jeszcze mocniej.

- Nie dzięki. - mruknęła, biorąc łyka kawy, tylko po to, żeby się czymś zająć. Skupienie całej swojej uwagi na zapachu, aromacie i smaku gorzkiego napoju, nie było dobrym pomysłem, mdłości zaatakowały ją, zmuszając do odstawienia filiżanki na blat stołu nieco bardziej gwałtownie, niż miała zamiar. Stuknięcie zadźwięczało w jej uszach, a kilka ciemnych kropel zabrudziło biały blat stołu.

Millie rozpoczęła historię o tym, czego dokonał upojony procentami Finn - chłopak, siedzący obok Wyatta - wczoraj, późnego wieczoru, gdy Max wracała już do domu. Napotkała pokrzepiające spojrzenie Wyatta, z którym nawet przyjemnie się jej wczoraj rozmawiało. Uśmiechnęła się lekko.

- Ale z was nudziarze! - Millie żachnęła się, opadając bezsilnie na błękitną kanapę o zjechanym obiciu. - Ludzie, przecież są wakacje!

- Nie każdy ma ochotę być, tak jak ty, pijany o... - Finn zerknął na zegarek. - Dziesiątej rano.

- Ja dzisiaj odpoczywam po wczoraj. - Noah uniósł ręce, gestem informując, że nie weźmie udziału w czymkolwiek, co Millie wymyśli, a Wyatt zgodził się z nim potwierdzającym pomrukiem. Dziewczyna zmierzyła ich nienawistnym spojrzeniem, po czym gwałtownie pochyliła się do przodu, wpadając na, zapewne, genialny pomysł.

- Wiem, co powinnyśmy zrobić!

Fakt, że teraz patrzyła się tylko na Max i Lisę, wydawał się nieco niepokojący.

- Babski wieczór! My trzy i jeszcze Sadie, żadnych chłopaków, wino, pizza, komedie romantyczne i maseczki! Co wy na to?

Nikt się nie zaśmiał, więc i Max powstrzymała parskniecie śmiechem, zdając sobie sprawę, że dziewczyna nie żartuje. Spojrzała na Lisę. W normalnych okolicznościach wymieniłyby rozbawione, pełne politowania spojrzenia i wspólnie znalazły jakąś wymówkę.

 Ale teraz Lisa wbiła wzrok w blat stołu, zastanawiając się, aż w końcu pokiwała głową.

- Jak dla mnie okej.

Max westchnęła w głębi ducha. Lisa miała skłonność do zatracania prawdziwej siebie, gdy tylko poznawała jakiegoś chłopaka i jego znajomych - jej zdjęcie sprzed dwóch lat, gdy w kolorowych włosach i punkowych ubraniach chciała przypodobać się ówczesnemu chłopakowi było tapetą telefonu Max do dzisiaj.

Wzruszyła ramionami, gdy wzrok wszystkich na niej spoczął.

- Mi pasuje.

Absolutnie jej to nie pasowało. Nienawidziła podobnym babskich wieczorów i nienawidziła ich podobieństwa do durnych filmów o nastolatkach.

Biorąc porządnego łyka gorzkiej kawy, zadała sobie pytanie, w co ona się właściwie wpakowała.

Millie rozpoczęła fascynującą historię o tym, jak wczoraj złamała swojego różowego paznokcia.

─── . ° . • : 🍒 : • . ° . ───

miłej środy

 i pamiętajcie, żeby unikać wychodzenia z domu!

𝘤𝘩𝘦𝘳𝘳𝘪𝘦𝘴 • 𝘧𝘪𝘯𝘯 𝘸𝘰𝘭𝘧𝘩𝘢𝘳𝘥Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz